1 kwi 2010

Cafe Tuwim


Igor - Znaleźliśmy informację, że Cafe Tuwim zmienia właściciela i może być w kwietniu zamknięte.
Asia - Dołożymy jednak starań, aby odwiedzić ten lokal, zgodnie z wynikiem ankiety w tym miesiącu.

31 mar 2010

Bla-ni - wspomnienie Kogucika


Asia - Była deszczowa środa. Źle się rządziliśmy, bo znów wybrana przez Was knajpa została nam na koniec miesiąca.
Igor - Zebraliśmy się jednak w sobie i odwiedziliśmy Bla-Ni, a w zasadzie "Bla-Ni z Kogucika", bo tę restaurację-pub prowadzą osoby, które przez wiele lat prowadziły bar Kogucik przy ul. Piotrkowskiej (niedaleko Katedry).
Asia - Nie mieliśmy okazji odwiedzić Kogucika, ale ponoć smacznie tam karmili, bez większych obaw wybraliśmy się więc na Narutowicza (przy ul. Kilińskiego).
Igor - Trzeba przyznać, że lokalizacja jest nietypowa... ale o tym za chwilę.
Asia - Lekko zmoknięci weszliśmy do Bla-Ni. Napis nad drzwiami informuje, że to restauracja i pub, zaś na drzwiach jest dodatkowa kartka z informacją o organizacji imprez.
Igor - Weszliśmy do pustej sali. Nikogo przy stolikach, nikogo za barem...
Asia - ... gdy z głębi lokalu wyszła jakaś pani aż zapytałam czy otwarte i czy można coś zjeść. Na szczęście wszystko działało.
Igor - Kelnerka poszła po menu i wskazała nam wieszak na mokre okrycia.
Asia - A my zajęliśmy stolik (a właściwie ławę) przy oknie. Usiedliśmy na ławkach. Bo wnętrze wygląda jak... bar ew. karczma przystosowana do biesiad. Ławy i ławki można łatwo przestawić, w drugiej części lokalu jest dodatkowa sala z kulą dyskotekową pod sufitem i mini sceną.
Igor - Na żółtych ścianach zawieszone są zdjęcia z USA - fotografie ładne, ale jakoś bez związku z resztą Bla-Ni (Kogucika).
Asia - Wzięliśmy się za wybranie jakiegoś jedzenia. Pierwsze co rzuciło mi się w menu to zestaw obiadowy za 16 zł (zupa + drugie danie). Pomyślałam, że zapowiada się ciekawie. Smacznie i tanio.
Igor - Można zamówić samą zupę (np. żurek z jajkiem za 5 zł), tradycyjnego schabowego, zrazy, sznycla, golonkę czy sztukę mięsa...
Asia - ...i tradycyjne polskie sajgonki - obecność tych sajgonek wybitnie mnie rozbawiła. Jako dodatek do mięsa można wziąć np. frytki, ziemniaki z wody ale także kluski śląskie, makaron czy kaszę.
Igor - Kelnerka podeszła do nas w momencie kiedy ja już wybrałem. Poprosiłem o kotlet typu devolay i frytki.
Asia - Ja zdecydowałam się na pierś z kurczaka i mix surówek. Planowałam podjeść kilka frytek od Igora.
Igor - Kelnerka zaproponowała nam coś do picia, ale stwierdziliśmy, że się jeszcze chwilę zastanowimy.
Asia - Wróciliśmy do oglądania sali. Ławy przykryte są obrusami, na barze stały dekoracje świąteczne
Igor - I w Bla-Ni jest alkohol, nie tylko piwa, ale i wina, wódki i tequila - taki zestaw nie często się zdaża w normalnych barach.
Asia - Zaczęliśmy się zastanawiać dla kogo to jest lokal. Pierwsza odpowiedź jaka przyszła mi na myśl to turyści. Przyjeżdżając do Łodzi mają do wyboru hamburgera z budki lub "restaurację pub Bla-Ni". Dla mnie w nowym mieście wybór byłby oczywisty.
Igor - Trochę racji w rozumowaniu Asi było, ale nie chciałbym, aby taki lokal był wizytówką Łodzi.
Asia - Ponieważ mieliśmy pewnie jeszcze sporo czasu do przyniesienia naszych dań, udałam się do łazienki. Przywitała mnie tam karteczka, że "awaria spłuczki, trzeba odbić ręcznie. Za utrudnienia przepraszamy". A o samej łazience mogę powiedzieć: "kibel". Jest w nim niezbędne wyposażenie i nic poza tym.
Igor - Zacząłem przeglądać menu. Jest w nim wyraźnie napisane, że ceny mięs podane są bez dodatków. Kiedy zaczęliśmy sumować (mięso 11-16, frytki 6, surówka 5 zł) to wyszedł średnio obiad za 26 zł.
Asia - Bynajmniej nie jest to tanio jak na bar. Ratunkiem może być zestaw obiadowy za 16 zł.
Igor - Kiedy tak rozmawialiśmy cenach i podeszła do na kobieta z talerzami i podała nam nasze dania.
Asia - Przed Igorem stanął talerz z kotletem i sporą ilością frytek, a ja dostałam dwa talerze - na jednym liść sałaty i panierowana pierś z kurczaka a na drugim 3 surówki.
Igor - Hm... frytki... były w kolorze brązowo-przypalonym. Jako kucharz wstydziłbym się coś takiego położyć na talerzu! Pachniały i wyglądały jak pocięte w paseczki tosty z chleba, przypalone i o takim własnie kolorze. Do tego były twarde.
Asia - Fakt, frytki ciężko było nawet nakłuć widelcem. Ja zaczęłam od surówek. Z białej kapusty była znośna, kolejna była z przekiśniętym ogórkiem, a trzecia...
Igor - ... trzeciej spróbowałam ja i chciałem Asi zaoszczędzić tego paskudnego smaku.
Asia - Jedyne co mogło jeszcze jedzeniowo ten lokal to mięsa!
Igor - Nagryzłem mojego devolay. Nie było w nim masła ani ogórka, papryki czy pieczarek, był za to żółty ser. I coś czego się nie spodziewałem. Surowy kurczak!
Asia - Ja spróbowałam swojego i też się rozczarowałam. Miałam pierś z kurczaka w wersji bez przypraw. Na mięsie była tylko panierka z bułki tartej.
Igor - Smakowa porażka na całej linii! Ani frytki (za 6 zł!!!) nie były smaczne, ani surówki świeże, ani mięso dobrze zrobione.
Asia - Igora frytki wyglądały jak usmażone na patelni... przypalenie z dwóch stron tylko mnie w tym utwierdzało.
Igor - To już lepsze są frytki z McDonalds! Chociaż nieprzypalone i o ile tańsze!
Asia - Jadłam i nie sprawiało mi to przyjemności. Taka sytuacja nie zdarza się często.
Igor - Prawdopodobnie właściciele wyszli z założenia, że przychodzą tutaj tylko przyjezdni - przyjdą, zjedzą i nigdy nie wrócą.
Asia - My jednak nie wyjeżdżamy i zdecydowanie przestrzegamy przed Bla-Ni.
Igor - Wydaliśmy 34 zł za to coś co dostaliśmy... To nawet nie jest stosunkowo drogo. To bardzo drogo. Za 34 zł porządnie najedlibyśmy się hamburgerami z budek!
Asia - Czasami polecamy lokale na jakieś komunie, spotkania biznesowe czy randki. Ale Bla-Ni nie polecamy wcale.
Igor - Bo niestety, ale nie ma za co. 40 lat doświadczenia Kogucika, jak widać to za mało. Szkoda.

Wydatki:
Kotlet z piersi kurczaka 11,00 zł
Kotlet devolay 13,00 zł
Frytki 6,00 zł
Bukiet surówek 4,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +
jedzenie: -
czas: +
wystrój: +
czystość: +


Ogólna ocena:

Bla-Ni
www.blani.za.pl
ul. Narutowicza 42
tel: 0 604 275 501

27 lut 2010

Satyna - nieoczywiste miejsce


Igor - Zbliżał się koniec lutego a my nadal nie odwiedziliśmy Satyny...
Asia - Niby w centrum miasta, dwa kroki od Piotrkowskiej (Plac Komuny Paryskiej 5a), obok dyskoteki BLU, na tyłach łódzkiego magistratu.
Igor - Pojechaliśmy do Satyny w sobotni wieczór, jednak zanim weszliśmy przeszło nam przez myśl, że lokalu odbywa się impreza zamknięta. Wewnątrz pusto, światła pozapalane a stoły nakryte pełną zastawą.
Asia - Na drzwiach nie było jednak żadnej kartki, że dziś nieczynne. Weszliśmy więc nieśmiało.
Igor - Zaraz podszedł do nas kelner, witając, zapraszając dalej i pytając czy życzymy sobie stolik w sali dla palących czy niepalących. Wybraliśmy stolik ("lożę") pod ścianą.
Asia - Chociaż do wyboru mieliśmy wieeeeele wolnych miejsc. Zdecydowana większość stołów ustawiona jest na środku w ten sposób, że siedząc w jednym końcu restauracji widzimy osoby siedzące w drugim końcu.
Igor - Kelner dał nam chwilę czasu na rozebranie się z płaszczy i podszedł z kartami.
Asia - Mnie jako pierwszy w menu rzucił się w oczy domowy rosół z marchewką i makaronem, zanim jednak ostatecznie wybraliśmy podszedł kelner proponując coś do picia.
Igor - Poprosiliśmy jednak o chwilę czasu i postanowiliśmy zaszaleć. Pełnego zestawu obiadowego nie damy rady zjeść, ale apetycznie wyglądały sałatki
Asia - Spodobała mi się taka z kurczakiem, pomarańczą, kiełkami i owocami granatu - wyjątkowo niestandardowe połączenie.
Igor - Ja wybrałem sałatkę z boczkiem wędzonym i jajkiem w koszulce. W momencie gdy podszedł kelner mieliśmy wybrane tylko sałatki, zamówiliśmy je i ustaliliśmy, że za chwilę podamy główne dania.
Asia - Wróciłam do zup... krem z kalafiora, grzybowa, w menu są także ryby (np. okoń z miętą i anchovies) mięso (goleń jagnięca faszerowana czosnkiem, pół kaczki z jabłkiem)... ja jednak wybrałam poliki wołowe z kluskami półfrancuskimi i warzywami smażonymi.
Igor - Ja zaś zdecydowałem się na polędwicę wołową z ziemniacznym purre, prażoną cebulą i pomidorami. Kiedy mieliśmy już upatrzone dania podszedł kelner z "czasoumilaczem" - pasztetem z konfiturą z żurawiny i kromkami bagietki.
Asia - Dla naszych głodnych żołądków był to miły starter. Delikatny w smaku, miękki z ciepłą, chrupiącą bagietką. Przyjemnie pachnący.
Igor - Było tak, apetyczne, że chciało się jeść dalej tylko pieczywo i pasztet. Powstrzymaliśmy się jednak.
Asia - Z głośników leciała spokojna muzyka, zachęcająca do zwolnienia tempa, do skupienia się na jedzeniu.
Igor - Muzyka skłaniała także do rozmyśleń... dla kogo jest ten lokal. Ogromna przestrzeń, centrum miasta, elegancji wystrój. Pierwsze co przyszło mi na myśl to imprezy firmowe lub rodzinne.
Asia - Wydaje mi się, że wystrój Satyny może wystraszyć potencjalnego klienta, który zastawione stoły może utożsamiać z wysokimi cenami. Może zdarzyć się tak, że ktoś wybierze np. Kebab House, tylko dlatego, że wygląda bardziej "swojsko" czy "mniej zobowiązująco"; kwota na rachunku będzie jednak taka sama i w Kebab i w Satynie.
Igor - Kiedy zakończyliśmy przystawkę, kelner szybko zabrał puste talerze a chwilę później podał nam duże talerze z naszymi sałatkami.
Asia - Nie tylko w menu wyglądały niecodziennie! Sposób podania i przystrojenia także był niecodzienny, i dodatkowo wzmagał apetyt.
Igor - Ochoczo zabraliśmy się do jedzenia. Słowa jakie cisnęły nam się na usta to: "mmmm", całość sałat była świetnie dobrana i doprawiona.
Asia - Moja, dzięki pomarańczy i granatom była bardzo soczysta i wyrazista w smaku.
Igor - U mnie zaś smak był bardzo dobry, ale nie tak zaskakujący jak u Asi. Z uśmiechami na twarzach jedliśmy nasze sałatki i z coraz większym zaciekawieniem oczekiwaliśmy dań głównych.
Asia - Czas od momentu jak skończyliśmy sałatki, do momentu podania dań mięsnych był idealny. Spokojnie przełknęliśmy, wymieniliśmy się wrażeniami smakowymi i podszedł kelner podając talerze.
Igor - I tym razem wizualnie dania były bardzo atrakcyjne. Ja tym razem zostałem talerz i dwie miseczki - w jednej był sos, a w drugiej surówka z pomidora. Całość bardziej zdecydowana w smaku niż moja wcześniejsza sałatka.
Asia - U mnie było na odwrót! Sałatka była mocna w smaku, zaś poliki i kluski półfrancuskie smaczne, syczące, ale nie tak zapadające w pamięć (i kubeczki smakowe).
Igor - Jedliśmy z zadowoleniem, ciesząc się, że trafiliśmy właśnie tutaj.
Asia - Dania na dużych talerzach nie wyglądały początkowo jako takie którymi można się najeść, ale to mylne wrażenie.
Igor - Kiedy już kończyliśmy zaczęliśmy zastanawiać się nad deserem.
Asia - Z łakomstwa byliśmy w stanie zamówić coś małego...
Igor - ... ale kilka razy było już tak, że w restauracji jedliśmy wyśmienity obiad, a potem kiepski deser, który zaniżał punktację "jedzenie" oraz psuł ogólnie wrażenie.
Asia - Kiedy się zastanawialiśmy co zrobić, podszedł do nas kelner pytając czy nam smakowało.
Igor - Przyznaliśmy, że dania były bardzo dobre.
Asia - Na co miły kelner odparł, że proponuje nam deser... Musze przyznać, że nie byliśmy zbytnio asertywni i zgodziliśmy się, uprzedzając, że dużo już nie zjemy.
Igor - Ustaliliśmy, że dostaniemy jedną porcję na dwoje, żeby po prostu spróbować czegoś słodkiego. W momencie gdy kelner odszedł zdałem sobie sprawę, że w zasadzie nie wiem co zamówiliśmy. Miało być dobre.
Asia - I było! Niedługo musieliśmy czekać na puchar z deserem satyna (sprawdziliśmy w domu na stronie internetowej, że to musiało być to)
Igor - W wysokim kielichu czekała na nas ponownie świetna kompozycja smakowa... Polecamy każdemu i wyjątkowo nie zdradzimy składników. Zapewniam, że będziecie mile zaskoczeni i zadowoleni.
Asia - W Satynie spędziliśmy niewiele ponad godzinę. Godzinę ze smakiem. W centrum miasta, ale jednak z dala od zgiełku i pośpiechu.
Igor - Jestem zadowolony z tego co zjedliśmy, z cen i obsługi, w dalszym ciągu mam jednak wątpliwości dla kogo to lokal. Ciężko tu o intymny stolik (chyba, że gdzieś pod ścianą). Ze względu na wystrój lokal celuje chyba w spotkania biznesowe.
Asia - Idealny wydaje się być na efektowne imprezy czy to rodzinne (komunie, wesela) czy firmowe.
Igor - Obawiam się jednak, że niewielu Łodzian będzie na tyle odważnych, aby wejść na obiad do lokalu, który wygląda bardzo elegancko i drogo. Choć prawdziwe jest tylko to pierwsze. Relacja jakości i smaku do cen jest bardzo przyzwoita.

Wydatki:
Sałatka z kurczakiem 18,00 zł
Sałatka z boczkiem i jajkiem 18,00 zł
Poliki wołowe z kluskami półfrancuskimi i bukietem warzyw 25,00 zł
Polędwica wołowa z puree, prażoną cebulą i pomidorem 33,00 zł
Deser Satyna 14,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +5
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +5


Ogólna ocena:

Satyna
www.restauracjasatyna.pl
plac Komuny Paryskiej 5a
tel: 42 235 41 21

18 lut 2010

Chłopska izba - turystyczna wiocha


Asia - Jest połowa lutego. Z ankiety wynika, że powinniśmy odwiedzić Satynę, ale nie tym razem.
Igor - Krążyliśmy trochę po Piotrkowskiej i w okolicach hotelu Grand stwierdziliśmy, że zjemy coś "na mieście".
Asia - Mimowolnie spojrzeliśmy na drugą stronę ulicy i mieszczącą się w narożnej kamienicy "Chłopską Izbę"...
Igor - Często przechodziliśmy obok tej karczmy/restauracji, ale jakoś nigdy nie mieliśmy ochoty aby tam zajrzeć.
Asia - A dziś powiedzieliśmy sobie - dlaczego nie. I weszliśmy.
Igor - Od wejścia widać, że poświęcono wiele czasu i prawdopodobnie też pieniędzy na przerobienie tego lokalu na chłopską izbę. Drewniane ławy (stoły) i drewniane ławy (do siedzenia), skóry na tych drugich, nieregularne ściany, suszone zioła pod sufitem, snopek siana w rogu... i do tego wszystkiego Zakopower z głośników.
Asia - Zanim zdążyliśmy się rozejrzeć, stojąc na środku, sali podszedł do nas kelner, przywitał i zachęcił do zajęcia miejsc.
Igor - Wybraliśmy jeden z 10 stołów, powiesiliśmy płaszcze na kołkach - tak na kołkach, a nie na wieszakach. Pod tym względem Chłopska Izba jest dopracowana w najmniejszym detalu.
Asia - Usiedliśmy i przyszedł kelner z kartami dań. Dużymi, obitymi materiałem, z ręcznie malowanymi kwiatami na okładce, spiętymi wstążkami.
Igor - Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to napis, że przy większych grupach, do rachunku doliczana jest automatycznie opłata za serwis.
Asia - Dalej było już przyjemniej: poczekadełko - chleb ze smalcem, przystawki np. placki ziemniaczane z łososiem lub zapiekany camembert z żurawiną. Jak na moje oko i żołądek spore dania.
Igor - Są też zupy (np. barszcz, żurek), jest decha górala (deska serów), dania na ciepło (np. golonko żniwiarza), dania z bydła rogatego, ryby z wiejskiego stawu, dania z chłopskiego młyna, jest też zielenina, napoje, piwo i wina i "możliwość zadeserowania tyż jest" (wypieki Jagusi albo puchar lodowy).
Asia - Mnie w tym wszystkim rzucił się w oczy "kurczakowy cycek z owczym serem zapieczony"
Igor - A ja usilnie próbowałem wybrać coś z "bydła rogatego".
Asia - Igor tak długo się zastanawiał, że kelner zastał go jeszcze niezdecydowanego.
Igor - A Asię kelner przyłapał na kaszance z gruzami i kapustą.
Asia - Nie omieszkałam zapytać go co to jest. I okazało się, że to ubite ziemniaki. Do zjedzenia poprosiłam jednak tego kurczakowego cycka. Kelner od razu dopytał się o dodatki. Nie zastanawiałam się nad nimi, ale wspólnie ustaliliśmy, że najlepsze będą opiekane ziemniaczki i gotowane warzywa.
Igor - Asia dopytała jakie to będą warzywa i czy na pewno dobre... kelner wyjaśnił, że to marchewka, brokuły itp, i że warzywa są dobre, bo "teraz jakieś lepsiejsze mamy".
Asia - Gdy zaś Igor przyznał, że jeszcze nie wie - kelner od razu wyrecytował zestaw z jadłem drwala i buraczkami.
Igor - Ja jednak nadal obstawałem przy bydle rogatym. Kelner stwierdził, że w takim razie tylko sznycel z jajkiem sadzonym, do tego frytki i "kapuchę zasmażaną". Skoro kelner poleca nie wpada się nie zgodzić aby to przetestować.
Asia - Kelner odszedł, a my mieliśmy chwilę aby uważniej porozglądać się po Chłopskiej Izbie. Na ścianie za nami były wymalowane kwiaty.
Igor - Dosłownie chwilę, bo zaraz wrócił kelner z dwoma pajdami wiejskiego chleba i miseczką smalcu. Trzeba przyznać, że smaczne było to poczekadełko.
Asia - Wracając do wystroju - gdzieniegdzie wisiały tkane makatki, na półkach pod sufitem stały miski, kierzanka (takie coś drewniane do ubijania masła), grzejniki były zasłonięte płotkiem z drewnianych kołków.
Igor - Rozglądałem się po tej restauracji szukając jakiegoś przejścia do innej sali, ale nic takiego tam nie ma. Cały lokal składa się z kilkunastu stołów. Więcej niż 40 osób nie wejdzie (przy założeniu, że na imprezie zostawiamy kawałek podłogi na parkiet). Na pierwszej stronie menu jest nawet zachęta i informacja, że w lokalu można zorganizować bankiety komunie i spotkania biznesowe.
Asia - Nasze dywagacje przerwał nam kelner - inny niż poprzednio - który przyniósł nam nasze dania. Najpierw ja dostałam swojego cycka, a potem Igor sznycla.
Igor - Duże, owalne talerze, apatyczny wygląd jadła, miły zapach - danie zapowiadało się ciekawie.
Asia - U mnie też ładnie, kolorowo... tylko pierwsze co mi się rzuciło w oczy to minimalna ilość ziemniaczków (8 szt. za 4 zł), ale warzywa jak najbardziej poprawne i ilościowo, i smakowo. No i mięso. Mmmm... niebo w gębie. Zdecydowanie to najmocniejszy punkt mojego dania. Soczysta pierś z kurczaka, przyjemnie roztopiony wędzony ser, ciekawa kombinacja przypraw. Bardzo dobre.
Igor - Ja zacząłem od frytek, długich, cienkich, średnich w smaku, początkowo chrupiących... ale z biegiem czasu zaczęły namiękać sokiem wypływającym z kapusty. Bardzo kwaśnej kapusty. Jedno do drugiego pasowało nijak. Chyba lepiej gdybym dostał zwykłe ziemniaki albo kopytka. Ale gdy doszedłem do mięsa - nie miałem uwag. Było dobrze wysmażone, miało smaczną, chrupiącą panierkę, a sadzone jajko dopełniało smaku.
Asia - Mimo iż początkowo wydawało się, że danie nie jest największe - bez problemu się najadłam. Głównie naprawdę smacznym mięsem.
Igor - W pewnym momencie poczuliśmy się nieswojo. W lokalu zapała cisza... długa cisza. Gdy ponownie udało się uruchomić muzykę stwierdziliśmy że czas wyjść - zaczęły powtarzać się piosenki, które słyszeliśmy wchodząc.
Asia - Ja jeszcze udałam się do łazienki... chociaż w pierwszej chwili zwątpiłam gdzie ona jest. Okazało się, że należy przejść obok baru i skręcić w lewo. Są tam dwa pomieszczenia do jednej wchodzą "baby" a do drugiej "chłopy".
Igor - Siedzieliśmy chwilę w oczekiwaniu na kelnera, ale ponieważ akurat żaden z nich nie przechadzał się po sali podszedłem sam do baru poprosić o rachunek i zapytałem czy można płacić kartą. Na szczęście tak. Wystarczyło podejść do kasy. I wtedy miałem okazję zobaczyć jak wydawane są dania z kuchni... przez okienko w wiejskim kredensie! Chłopska izba na całego! W każdym detalu.
Asia - Wychodząc zobaczyliśmy obcokrajowców przy jednym ze stolików.
Igor - Fakt - lokal ma lokalizację wyjątkowo turystyczną - w pobliżu są dwa duże hotele. I zapewne dla gości z zagranicy kuchnia polska w stylowej chłopskiej izbie jest czymś ciekawym. Samym łodzianom nie do końca musi to odpowiadać, zwłaszcza zewnętrzne okiennice nijak nie pasujące do reszty ulicy Piotrkowskiej.
Asia - My jednak musimy docenić smak mięs i pracę włożoną w dostosowanie wystroju wewnątrz do charakteru restauracji.
Igor - I jeszcze słowo o cenach. W menu podane są osobno mięsa, zielenina i dodatki i ceny też są osobne, co razem może dać dość wysoką kwotę.
Asia - Dla kogo to lokal? Dla turystów na pewno.
Igor - Dla kogo jeszcze? Nie wiem. Ja tego klimatu nie czuję.
Asia - Na spotkania biznesowe? Hmmmm na dość niewygodnych ławach?
Wydatki:
Filet z kurczaka z owczym serem 20,50 zł
Pieczone ziemniaki 4,00 zł
Warzywa na parze 5,00 zł
Sznycel z jajkiem sadzonym 24,50 zł
Frytki 5,00 zł
Kapusta zasmażana 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +4
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +5


Ogólna ocena:

Chłopska Izba
ul. Piotrkowska 54
tel: 42 630 80 87

Wyświetl większą mapę

15 sty 2010

Iberia - przaśny misz masz


Asia - W przeprowadzonej w poprzednim miesiącu sondzie, wskazaliście nam właśnie Iberię, jako miejsce do odwiedzenia i ocenienia.
Igor - Kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. No ale skoro tyle osób zagłosowało.
Asia - Wiele razy planowaliśmy się tam udać, ale jakoś nigdy nie było nam po drodze. Mimo, że do tej restauracji wcale nie jest trudny dojazd - skrzyżowanie ulic Żeromskiego i Kopernika. Łatwo tam dojechać zarówno autem jak i tramwajem (obok są przystanki).
Igor - Iberia znajduje się pod adresem ul. Kopernika 25. I tak też sądziliśmy że jest wejście od strony tej ulicy. I tu pierwsze zdziwienie, uwaga na te drzwi! Tuż przed nimi była kiedyś kratka, taka do wycierania nóg. Niemniej jednak, z jakichś powodów tej kratki brak, a zamiast niej jest dziura, tak na oko na głębokość 50 cm. Tak więc chcąc wejść do Iberii, trzeba skorzystać z drugiego wejścia - od strony ul. Żeromskiego.
Asia - Kiedy już znaleźliśmy wejście, co wcale nie jest takie łatwe bo właściwe drzwi nie są jakoś specjalnie oznaczone, weszliśmy do środka.
Igor - Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, na zewnątrz widzieliśmy zaproszenie na "Dancing" (odbywają się w piątki i soboty od godziny dwudziestej). Ale w środku było pusto.
Asia - Tak pusto, że zastanawialiśmy się czy w ogóle jest otwarte.
Igor - Minęliśmy bar i zajrzeliśmy do kolejnej salki. Tam ktoś siedział, więc chyba Iberia jest czynna. Znaleźliśmy sobie więc miejsce przy jednym ze stoliczków i się rozpłaszczyliśmy.
Asia - Zastanawialiśmy się jakiego typu jest to lokal, bo usiedliśmy w salce gdzie połowę przestrzeni zajmował parkiet z kulą dyskotekową pod sufitem.
Igor - Nie mogąc doczekać się na kogoś z obsługi, sam poszedłem do baru po menu. Za barem nadal nikogo nie było.
Asia - Iberia kiedyś uchodziła z karczmę gruzińską. Nazwę zawdzięcza prawdopodobnie od starożytnej krainy w Gruzji - Iberii kaukaskiej.
Igor - Kiedyś. To dobre określenie, bo jestem pewien, że zarówno właściciel się zmienił, jak i klientela do której dopasowano lokal na bardziej "swojski".
Asia - Tu musiała zajść metamorfoza, ciekawe tylko po co zostawiono starą nazwę?
Igor - Może ktoś nie wiedział co ona oznaczała?
Asia - W menu dania jakie można uświadczyć to np. "białe myszki" z rozdziału przekąsek, "żur staropolski" z polewek, "przysmak góralski" z coś ze świnki, "odlot chińczyka" z coś z kurzynki, "wiedeński przysmak" z coś z wołowinki, "francuska podnieta" z coś z rybki, oraz "makaronowe Misz-Masz" z dań włoskich. (pisownia oryginalna)
Igor - Czyli mydło i powidło, kuchnie całego świata w wydaniu Starego Polesia. Trochę nas to zmartwiło, dlatego przy wyborze kierowaliśmy się jednak znanymi nam nazwami. Bez eksperymentów.
Asia - Po kilku minutach podszedł do nas kelner, tzn. człowiek z obsługi - ubrany w bluzę z kapturem, w dżinsach.
Igor - I zapytał czy chcę się czegoś napić. Wykręciłem się niezdecydowaniem i oddałem głos Asi.
Asia - Zaryzykowałam i zamówiłam "świnię w lesie" czyli polędwicę z pieczonymi pieczarkami, podawaną z ziemniaczkami i surówką. Do picia wziąłem herbatę, bo było dość zimno mimo włączonego kaloryfera.
Igor - A ja? Zamówiłem sobie "kobiecą nóżkę" czyli jedno udko kurczaka zapiekane z czosnkiem i cebulką, podawane z frytkami i surówką. Udko wedle zapewnień kelnera, miało być duże i abym się nie martwił że wyjdę głodny.
Asia - Ponieważ byliśmy bardzo głodni, poprosiliśmy także o jakieś przystawki. Dla mnie "pieczywo czosnkowe" z pieca.
Igor - A dla mnie na rozgrzanie "barszcz z krokietem".
Asia - Na zamówione przystawki nie czekaliśmy za długo.
Igor - No na dania główne też nie. Dokładniej mówiąc, kelner przyniósł je wszystkie jednocześnie (na dwa razy, w odstępie 45 sek.).
Asia - Moje pieczywo czosnkowe przypominało bardziej suchary - były co prawda ciepłe i posmarowane jakimś masłem, ale uważałam aby nie połamać sobie zębów.
Igor - Zgodnie z kolejnością, wziąłem najpierw zupkę. Barszcz był smaczny i bardzo gorący. Spróbowałem więc tylko krokieta i odstawiłem na bok, aby wziąć się za "nóżkę". Pasztecik był duży, niemal jak golonka. Prawdopodobnie spędził tyle samo czasu w piecu co tosty. Dla pieczywa było to za długo, dla krokiera nie - w środku był niestety jeszcze zimny.
Asia - Ja także odstawiłam przystawkę i zaczęłam próbować dania głównego. Ziemniaki były pocięte w plasterki i obsmażone, ale w smaku wyczuwalne było ich wcześniejsze ugotowanie. I było ich dużo. Bardzo dużo.
Igor - Obok sporawego udka, leżał kopiec frytek i trzy surówki. Dodatkowo mięsiwo zasypane było podsmażaną cebulką. Zacząłem próbowanie od surówek - jednej z lekkim posmakiem majonezu, drugą ewidentnie zrobioną z kiszonej kapusty, trzecia zaś z krojonej marchewki.
Asia - Ja żeby nie pozrzucać z talerza, musiałam najpierw pozjadać trochę surówek i ziemniaków i jeszcze odgarnąć ogromną ilość grzybów pod którymi było mięso. Mój talerz wręcz kipiał od ilości napakowanego jedzenia (ziemniaków i grzybów).
Igor - Moje danie także niemal wylewało się na stół. Tak trochę naćkano nam tego jedzenia, aż nie wiadomo jak się zabrać, aby nie pospadało. Dopiero po kilku kęsach dostrzegliśmy, że talerze na których podano nasze posiłki, to w rzeczywistości patery służące normalnie do podawania wędlin na przyjęciach.
Asia - Trochę trwało zanim dobrałam się do mięsa. Było bardzo gorące i soczyste, wysmażone... Zastanawiałem się tylko, czemu moja polędwica wyglądem, smakiem i konsystencją przypominała zwykły schab bez panierki.
Igor - Mój kurczak... jak ktoś czasem jeździ po Polsce, to z pewnością zatrzymywał się w przydrożnych barach. No to ten kurczak taki właśnie był. Skórka bez przypraw, trochę obsmażona. Samo mięso soczyste, ale trochę bez smaku. Mam podejrzenia że kawałek mięsa wrzucono na głęboki olej i w ten sposób go przygotowano.
Asia - W lokalu siedzieliśmy już tylko my i jakiś stały bywalec "na piwku". Z głośników nie leciała muzyka.
Igor - Ale tylko dlatego, że akurat w radiu przeprowadzano jakiś konkurs dla słuchaczy. Dzięki temu co chwila wysłuchiwaliśmy rozentuzjazmowanych młodych słuchaczy pozdrawiających swoich kolegów.
Asia - Wystrój? Misz masz stylowy: lustra z browarów, drewniane stoły, jakieś lampki, krata jak ogrodzenie niczym z cmentarza.
Igor - No i dramatyczny kibel. Nie, nie toaleta, kibel. Jak ktoś nie musi, to niech nie idzie! Śmierdzi, wszystko pourywane, lepiące się.
Asia - Kibel był faktycznie okrutny, ale pasował do całego lokalu.
Igor - Komu można go polecić? Poza osobom z sąsiedztwa, którzy z pewnością tu zaglądają, to jeśli tylko nie jest to dla was problem, polecam na imprezkę dla panów. Można się napić, najeść tłustych rzeczy idealnych pod mocne trunki.
Asia - Inne cele? Raczej mało romantycznie. Na spotkanie biznesowe odpada - wstyd straszliwy, a jedzenie jak w kiepskim barze.
Igor - No i jeszcze nasze wyjście. Normalnie się czeka na podejście kelnera po brudne naczynia. Ale najwyraźniej pan miał ciekawsze rzeczy na głowie. Bo oboje zdążyliśmy odwiedzić kibel, następnie ubrać się i podejść do baru.
Asia - Tam znów nikogo nie było. Po chwili pojawił się jakiś inny człowiek, który gdy dowiedział się po co podeszliśmy, zaczął krzyczeć na swojego kolegę na zapleczu.
Igor - Ważną sprawą była rozmowa telefoniczna, która zaraz przerwał i przyjął od nas wynagrodzenie. W sumie wyszło 51 zł.
Asia - I w zasadzie nie wiem za co. Za stertę ziemniaków, schabowego udającego polędwicę, sucharki, "swobodną" obsługę, "przyjemność" konsumpcji w rytmie przebojów dyskotekowych i koszmarne wrażenia estetyczne w kiblu. Czy aż tak nas nie lubicie, że wysłaliście nas do Iberii?
Igor - Też mnie zastanawiało, czy zwycięstwo w sondzie wynikało z niewiedzy czytelników, z ciekawości, z żartów czy złośliwości wobec nas. Wydatki:
Pieczywo czosnkowe 4 zł
Barszcz z krokietem 9 zł
Świnia w lesie 22,00 zł
Kobieca nóżka 13,00 zł
Herbata 3 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -4
jedzenie: -2
czas: +3
wystrój: -5
czystość: -4


Ogólna ocena:

Restauracja Iberia
ul. Kopernika 25
tel: 42 637 22 55


Wyświetl większą mapę

Greenway - po drodze

Asia – Początek nowego roku, powrót do rzeczywistości... Niestety, okazało się, że nie wróciłam tak całkiem – zapomniałam wziąć ze sobą jakiegokolwiek jedzenia z domu. Będąc na Piotrkowskiej zajrzałam do Green Way przy pasażu Rubinsteina. Nie była to moja pierwsza wizyta tam, dlatego wiedziałam co i jak i gdzie. Ale dopiero po powrocie do domu zorientowałam się, że żadna z wcześniejszych wizyt nie została spisana na TestuJemy. Naprawiam więc to niedopatrzenie.

Weszłam do Green Way w porze obiadowej. Sala była zapełniona mniej więcej w połowie, a przy kasie stało kilka kolejnych osób. Stanęłam więc za nimi, wzięłam kartę i postanowiłam zjeść kotlety warzywno-ziemniaczane. Gdy przyszła moja kolej okazało się, że rzeczonych kotletów nie ma. Pani w koszulce firmowej Green Way zaproponowała mi samosy. Poprosiłam jednak o coś innego... Chwila zastanowienia i pani za baru podsunęła pomysł na pulpety greckie z surówką i sosem. Ponieważ było zimno na zewnątrz i słońca jakoś tak mało, wymieniłam surówkę na marchewkę.
Za całość zapłaciłam 9 zł.

Znalazłam sobie mały stolik, położyłam wszystkie zbędne rzeczy i czekałam na informację za baru, że danie jest już gotowe. Bo Green Way to raczej bar niż ekskluzywna restauracja. Danie zamawiamy sami przy barze, sami po nie idziemy i sami odnosimy do „okienka”. Sami też powinniśmy zadbać aby zostawić po sobie czysty stolik.
Nie musiałam czekać na słowa „pulpety greckie” - na szczęście jest to mówione na tyle głośno, że można usłyszeć nawet z końca sali i jednocześnie tonem który mówi „Twoje jedzenie jest gotowe, smacznego”, a nie jak czasem w innych lokalach: „Żarcie! Zabierać!”. Wzięłam więc talerz i sztućce (stoją w koszyczkach koło baru) i usiadłam.
Marchewka to był dobry wybór! Dostałam pół talerza świeżej, startej marchewki! Ogromna dawka witaminy D. Do tego na talerzu miałam dwa pulpety... okrągłe, miękkie, bardzo puszyste i jeszcze parujące. Całość polana była białym sosem. Zjadłam wszystko z apetytem. Za 9 zł dostałam dużą porcję obiadową, smaczną i wyjątkowo energetyczną.
Gdy skończyłam rozejrzałam się po pozostałych gościach Green Way. Było i małżeństwo po 40., i dwie młode dziewczyny na plotach, i pani po 50., i dwóch panów w garniturach i z teczkami, i kobieta około 30-letnia... Słowem – nie jestem w stanie określić kto jest „typowym” bywalcem Green Way. Na pewno są to ci, którzy zamiast shoarmy i frytek, chcą zjeść coś lepszego. Na menu możemy bowiem znaleźć napis „Green Way – przystanek zdrowia” oraz „bez ulepszaczy smakowych”. Dla tych którzy lubią zjeść smacznie i zdrowo istotną może być informacja, że można sobie zamówić świeżo wyciskane soki, a do zestawów śniadaniowych w cenie jest jabłko na wynos.

Jak mogę podsumować lokal? Dobre jedzenie, szybka obsługa. Troszkę brakuje mi „ogarnięcia sali” przez pracowników (nie każdy stosuje się do odnoszenia naczyń, stoliki czasem wymagają przetarcia mokrą ścierką). Daję mocną 4.

Wydatki:
Pulpety greckie z surówką 9,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +4


Ogólna ocena:


Green Way Łódź, ul. Piotrkowska 80 tel. 042 632 08 52 www.greenway.pl

4 sty 2010

Manekin - imitacja obsługi


Igor - Dziś w naszej księdze gości przeczytaliśmy, że w Gazecie Wyborczej jest tekst o nowootwartych restauracjach i kawiarniach.
Asia - Postanowiliśmy, że nie możemy przegapić takiej okazji i postanowiliśmy wybrać się tam od razu.
Igor - Na pierwszy ogień poszedł Manekin...
Asia - Zdzowniliśmy się z Igorem i ustaliliśmy, że spotkany się popołudniu, już na miejscu.
Igor - Nie byłem pewien czy dobrze zrozumiałem lokalizację Manekina, wszak nie tak dawno temu byliśmy z Asią w "Kamienicy". Całkiem nowym lokalu na łódzkim rynku.
Asia - Ale okazało się, że Manekin to to samo miejsce, co "Kamienica", a jeszcze wcześniej "Hola Amigo".
Igor - Widocznie łodzianie nie docenili amerykańsko-meksykańskiego jedzenia i możliwości posiedzenia przy dobrym jedzeniu w piątek wieczorem.
Asia - Wróćmy jednak do stycznia 2010 roku. Przyszłam do Manekina pierwsza. Za barem zobaczyłam 3 osoby plus jeszcze jedną dziewczynę przy patelniach. Nikt się mną nie zainteresował, więc sama zaczęłam sobie szukać miejsca. Ostatecznie usiadłam gdzieś po prawej stronie od wejścia. Usiadłam i zwątpiłam, czy aby na pewno dobrze zrobiłam. Może to jest lokal, gdzie zamawia się przy barze? Przez 10 minut siedziałam sobie sama, aż wreszcie podeszła do mnie dziewczyna z ogromną kartą dań.
Igor - Ja utknąłem w korkach, więc deczko miałem się spóźnić...
Asia - Jak już miałam kelnerkę na wyciągnięcie ręki to od razu poprosiłam o drugą kartę dań dla Igora, i powiedziałam, że czekam jeszcze na kogoś, więc po zamówienie może pani przyjść gdy już będziemy oboje. I to był mój błąd! Igor się spóźniał, a kelnerka (mimo iż kilkakrotnie przechodziła obok, mimo iż przychodzili nowi klienci, mimo iż próbowałam ją zazepić delikatnym "przepraszam") mnie nie zauważała. Ostatecznie mocniejsze "przepraszam chcę zamówić kawę" pomogło.
Igor - Wszedłem do lokalu, który wydawało mi się że znałem. Z dawnych wnętrz pozostały jedynie schody przy wejściu. Asia powiedziała przez telefon, że siedzi w drugiej salce. Zapomniała tylko dodać, w której drugiej. Bo wchodzi się do Manekina od razu przy barze i jedna druga salka jest po lewej od wejścia, a druga druga po prawej. Z tej po prawej znowu trzecia. Normalnie inny lokal, nawet śladu po poprzednikach.
Asia - Gdy zobaczyłam Igora ucieszyłam się. Siedziałam już w Manekinie ponad 20 minut. Ledwo co zdążyłam zamówić kawę (po 10 minutach od zamówienia nadal jej nie miałam). Przeczytałam już całe menu i byłam zdecydowana na to co chcę zjeść. I byłam głodna.
Igor - Też byłem głodny, jednak byłem przekonany, skoro Asia czekała już tyle minut, to mam mało czasu do przyjścia kelnerki. Rozejrzałem się więc szybko po menu, dokonałem wyboru naleśnika a'la Stroganow i... czekałem.
Asia - Ja mając o wiele więcej czasu na lekturę wybrałam sobie wariant na słodko - naleśniki z serkiem mascarpone, czerwonymi porzeczkami i do tego sos śmietankowy. Ale jak ktoś chce to może wziąć naleśniki wytrawne, primavera (z sałatą lodową, pomidorami i dodatkami), naleśniki ziemniaczane, z serem czy spaghetti naleśnikowe. A do tego wszystkiego jeszcze można sobie wybrać ciepły lub zimny sos. No i jest oczywiście wybór naleśników na słodko (20 rodzajów), naleśniki z lodami czy naleśniki zapiekane, gdzie urzekły mnie naleśniki z ryżem, malinami i migdałami. Gdyby ktoś miał przesyt naleśników, może zamówić sobie zwykłą zupę czy sałatkę.
Igor - Mieliśmy tyle czasu, że menu przeczytałem sobie raz jeszcze, i jeszcze raz. Rozbawił mnie zapis, że można domówić jako dodatkiem chleb z masłem - w sam raz do naleśników.
Asia - Klienci ze stolika obok, którzy przyszli tuż po mnie dostali już swoje zamówione napoje... Liczyłam, że za moment i ja dostanę swoją kawę.
Igor - Ale kelnerka przyszła, postawiła kawę Asi i poszła.
Asia - Ona poszła a ja się załamałam. Dostałam cappucino z pianą na dwa... milimetry, rozlane na spodku, z mokrą od rozlanej kawy łyżeczką... a serwetek w zasięgu wzroku nie było.
Igor - No to zacząłem oglądać ściany. Menu obczytane, za oknem nic ciekawego, nic do czytania nie wziąłem, a głód dawał się we znaki. No ale co na tych ścianach... normalnie miejsce dla miłośników łódzkich tramwajów! Na jednej ścianie widok przedwojennego placu wolności z tramwajami, obok widok ulicy Nowomiejskiej z tramwajem, obok kolejna ulica i kolejny stary tramwaj. Wszystkie fotografie czarno-białe. Dodatkowo miejsce w którym szykone sa naleniki, stylizowane jest na tramwaj - buda z pantografem. W innej sali widziałem także stare fotografie łódzkich ulic. No jest to jakiś pomysł, ale czy dobry na naleśnikarnie?
Asia - Zaczęłam niecierpliwie patrzeć już nie tylko na zegarek ale i w stronę baru. Zdążyłam już obejrzeć ściany, lampy i markizy od wewnętrznej strony okien...
Igor - Kelnerka znowu przeszła obok naszego stolika i... poszła dalej.
Asia - Po piętnastu minutach po kawie podeszła wreszcie kelnerka z pytaniem, czy już może przyjąć zamówienie.
Igor - Myślałem że parsknę śmiechem. No ale głód był większy, więc przystąpiliśmy do składania zamówienia.
Asia - Ja poprosiłam o upatrzone wcześniej naleśniki z mascarpone, porzeczkami i sosem śmietankowym.
Igor - A ja poprosiłem o naleśnik a'la stroganow. Co ciekawe, obok tego dania widniał napis "nowość", tak jakby cała knajpa nie była nowością.
Asia - Kelnerka zanotowała nasze zamówienie i poszła.
Igor - Wzięła jedną kartę od Asi, a moja została w powietrzu. Bez słowa, nic. Przyszło nam dalej czekać i czekać i czekać.
Asia - I na czekaniu minęło kolejne 15 minut.
Igor - Rozumiecie? Nasze naleśniki robiono 15 minut! Nie wiem, ale w domu z przyszykowaniem wszystkich składników zajmuje mi to chyba tyle czasu. A my byliśmy w naleśnikarni.
Asia - A Kelnerki z naszymi naleśnikami nie było. i Właśnie w tym momencie orientowałam się, że nigdzie nie jest napisane ile naleśników dostaje się w porcji... Stwierdziłam, że jeśli to będzie jeden naleśnik za 9 zł to trochę przesada...
Igor - Jest! Idzie! A nie, to dania dla stolika obok, który przyszedł po nas.
Asia - Minęła już prawie godzina od kiedy przyszłam do Manekina i wreszcie...! Podeszła kelnerka z dwoma kwadratowymi talerzami dla nas.
Igor - Moja porcja wyglądała konkretnie, faktycznie coś poza naleśnikowym ciastem i sosem było zawinięte w środku.
Asia - Moje wątpliwości co do ilości naleśników wypowiedziałam w złą godzinę. Na talerzu miałam bowiem jednego naleśnika, złożonego na kwadrat, a w miseczce w roku był sos z łyżeczką.
Igor - Mój naleśnik był również złożony w kwadrat. W środku był farsz grzybowo, paprykowo jakiś tam. Wszystko polane ostrawym sosem.
Asia - Szybko wzięłam sztućce i zaczęłam jeść. Spodziewałam się, że porzeczki będą ciekawie komponować się z mascarpone i dodatkowo kontrastować ze słodkim sosem. Tyle, że ilość porzeczek była... zdawkowa. W zasadzie troszkę na środku, na kilka "kwaśnych" kęsów. Na pozostałej powierzchni zostało mi smakowanie serka.
Igor - A ja się najadłem. Choć ze stroganowem nie wiem co miało to wspólnego. Podstawowy zarzut to rodzaj rodzaj mięsa - z kurczaka.
Asia - Nie wiem czy mogę powiedzieć, że się najadłam. Na pewno się zasłodziłam, ale daniem obiadowym bym tego mojego naleśnika nie nazwała. Szybciej deserem.
Igor - Kiedy kelnerka do nas podeszła, po dziesięciu minutach od podania talerzy, spytała się czy coś jeszcze nam podać. Szkoda mi było czasu na kolejne rzeczy. Poprosiłem o rachunek.
Asia - Kelnerka zabrała po drodze mój talerz, po chwili wróciła po Igora i przyniosła rachunek (filiżanka od kawy została). Ja ten czas spędziłam w toalecie - równie nowej jak cały lokal, z kwadratową armaturą. Widać, że ktoś miał pomysł nie tylko na wnętrze restauracji, ale zadbał też o styl łazienek.
Igor - Rachunek kelnerka przyniosła mi bardzo sprawnie. Zapakowany w małe etui. Stwierdziłem, że nie będę dawał napiwku, bo i za co?
Asia - Zapłaciliśmy i wyszliśmy. Wychodząc słyszeliśmy jak nasza kelnerka zbierała monety z podłogi, które wyleciały z etui na rachunek.
Igor - Wyszedłem z naleśnikarni. Z naleśnikarni w której spędziłem godzinę. Z czego większość czasu upłynęło na czekaniu.
Asia - I tym bardziej jest to dziwne, że za barem widziałam nawet 4 osoby jednocześnie i tylko naszą kelnerkę, która chodziła, podawała karty, zbierała zamówienia i sama robiła kawę wchodząc za bar... Pozostali byli. Stali.
Igor - Najważniejsza rzecz jaka mnie zdziwiła to to, że poszedłem do naleśnikarni zjeść. A poszedłem do jakiegoś lokalu, który aspiruje do bycia trendy kawiarnią, do której przychodzi się posiedzieć, pogadać, napić kawy. Jeśli taki zamiar mieli twórcy lokalu, to ja tego nie kupuję! Dla mnie naleśniki to jedzenie, niczym z wakacyjnej plaży.
Asia - I może to jest ten "koncept"? Że masz przyjść i się zrelaksować (mnie osobiście naleśniki kojarzą się z sobotnim popołudniem u rodziców)... Czyli Manekin to nie naleśnikarnia-bar, a raczej naleśnikarnia-kawiarnia. Przyjdź, posiedź, (poczekaj), pogadaj, zamów jednego naleśnika. Może komuś to odpowiada.
Igor - Przykro mi, mnie nie. Poszedłem zjeść, a zmuszono mnie do czekania. Czekania, które toleruję gdy widzę dużo klientów a mało obsługi. W Manekinie to było na odwrót.
Asia - Czy to jest fajny lokal? Tak, do posiedzenia. Jeśli ktoś ma sporo czasu i chce posiedzieć w niebanalnym wnętrzu i zjeść coś ciekawego - polecamy. Jeśli macie mniej niż godzinę wolnego rekomendujemy inny lokal.

Wydatki:
Naleśnik na słodko 9,50 zł
Naleśnik a'la Stroganow 11,50 zł
Cappucino 5,50 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -4
jedzenie: +3
czas: -5
wystrój: +5
czystość: +5


Ogólna ocena:

Naleśnikarnia Manekin
ul. 6 sierpnia 1, Łódź
tel. 42 671-07-84 www.manekin.pl

Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony