24 gru 2009

Święta święta

Życzymy Wam smacznych świąt! Przez ten wolny czas postaramy się nadrobić zaległości.

18 gru 2009

BUŁA - czerstwa


Asia - Było zimno, byłam głodna i do domu też było daleko.
Igor - Zaproponowałem Asi abyśmy weszli do BUŁY – baru/restauracji która jest na Narutowicza, blisko BUŁy (Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego).
Asia - Z daleka widać było, że lokal jest czyny i że są jeszcze wolne stoliki.
Igor - Podeszliśmy więc z nadzieją na jakiś ciepły i smaczny posiłek. Sporo ludzi w środku, sugerowało, że knajpa jest w porządku.
Asia - Podeszliśmy do drzwi i o mały włos nie połamałam nóg! Tuż przed drzwiami położone są płytki... przy odrobinie śniegu stały się wyjątkowo śliskie.
Igor - No cóż. Wejście z atrakcjami – ale zasadniczo mamy oceniać jedzenie. Wybraliśmy zatem stolik z dala od obecnych już w BULE palaczy, rozebraliśmy się i zaczęliśmy przeglądać menu.
Asia - Ja zdecydowałam się na pizzę (margarita) i herbatę...
Igor - Ja zaś na stek z frytkami i piwo. Podszedłem do baru złożyć zamówienie, przerwałem tym samym posiłek siedzącej za barem dziewczynie.
Asia - Igor musiał jednak poczekać, aż kelnerka ustali ze schowanym na zapleczu kucharzem, czy znajdzie się jakiś stek. Jakiś się znalazł.
Igor - Zapłaciłem i wróciłem. Ktoś miał nam nasze jedzenie przynieść do stolika.
Asia - Po chwili młoda dziewczyna przyniosła nam napoje.
Igor - My w tym czasie mieliśmy chwilę, aby rozejrzeć się po BULE i na spokojnie przeczytać menu.
Asia - Jak się okazało BUŁA to „grill pub & restaurant” a prócz tradycyjnych dań z grilla, shoarmy i pizzy mamy także szansę na dania kuchni polskiej (schabowy, mielony, pierogi).
Igor - Do wyboru także zupa pomidorowa czy barszcz (6-8 zł), risotto dla przykładu zaczyna się już od 12 zł, spaghetti zjemy za 15 zł.
Asia - W zasadzie ceny głównych dań oscylują wokół 15-25 zł. Ani specjalnie drogo, ani super tanio.
Igor - Menu samo w sobie jest złożoną, zalaminowaną kartką. Czyli w zasadzie w wszystko na miejscu.
Asia - Nie na miejscu niestety są palacze. W BULE jest jedna sala, a przez to, że lokal mianuje się także pubem, zaglądają tam osoby na zestaw „piwo + papieros”. Dość skutecznie zniechęca to do jedzenia.
Igor - Jak to w pubie, można pograć tutaj w rzutki czy poczytać prasę.
Asia - Nie zdążyłam jednak zatopić się w lekturze Dziennika Łódzkiego, bo pani przyniosła moją pizzę, a chwilę później stek Igora. Nim to się stało, odwiedziłam toaletę. To była szybka wizyta w dawno nie sprzątanym przybytku. Wróciłam, usiadłam i zaczęliśmy jeść.
Igor - Danie dostałem na dużym talerzu. Wyglądało fajnie i smacznie. Ale coś mi nie pasowało w mięsie... Wziąłem kęs, potem drugi... dla pewności poczęstowałem Asię swoim daniem i zapytałem o zdanie...
Asia - … no cóż, to co dostał Igor nie było stekiem a raczej karkówką.
Igor - To był karczek (mięso wieprzowe) zamiast steku (mięso wołowe)! Zarówno smak, konsystencja jak i wygląd mówiły, że to zdecydowanie inne mięso. Zdecydowanie tańsze mięso. Stek kosztował 28 zł, zaś zwykły karczek poniżej 20 zł. Dziwi mnie dodatkowo ten karczek a'la stek, zwłaszcza w sytuacji gdy podczas składania zamówienia kelnerka poszła do kuchni zapytać się czy steki jeszcze są... No ale ok, dałem się nabrać. Awantury robić mi się nie chciało, wolę opisać sytuację.
Asia - Na szczęście przy pizzy składającej się z ciasta, sosu i sera ciężko coś spitolić. Ale już przy samym sosie pomidorowym jest to o niebo łatwiejsze. Zwłaszcza, że BUŁA postawiła na prostą recepturę sosu do pizzy. Ketchup + oregano.
Igor - A ja wziąłem się za frytki, smażone na nieświeżym oleju. Dobrze, że chociaż miałem piwo do przepijania tego wszystkiego.
Asia - Coraz bardziej dokuczał nam smrodek dymu papierosowego dolatujący ze stolików obok.
Igor - Bez zbędnej zwłoki opuściliśmy więc BUŁĘ i ustaliśmy się w dalszy spacer.
Asia - Wyszliśmy najedzeni, ale nie usatysfakcjonowani. Lokal ten zapewnia wrażenie jedzeniowe na wyjątkowo przeciętnym poziomie.
Igor - Na minus działa dym papierosowy i słaba wentylacja, niski stosunek jakości jedzenia do jego ceny.
Asia - Na plus może lokalizacja dla studentów?
Igor - Bo to lokal raczej niskich lotów. Dla klientów nastawionych na piwo, a nie na jedzenie (piec do pizzy i grill były włączane dopiero po złożeniu zamówienia).
Asia - A skoro niskich lotów, to i polecać tej pijalki piwa, raczej nie ma sensu.
Igor - Tylko dla desperatów będących w okolicy.

Wydatki:
Stek 28,00 zł
Pizza 11,00 zł
Herbata 3,50 zł
Piwo (0,5l) 6,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -3
jedzenie: -2
czas: +2
wystrój: -2
czystość: -1


Ogólna ocena:

BUŁA - grill bar
ul. Narutowicza 99
tel. 42-6784414


Wyświetl większą mapę

7 gru 2009

Buddha - kolejny hindus


Asia - Wiemy, że czytelnicy bloga niecierpliwią się, że mamy zaległości. Ale przedświąteczny czas nie pozwolił nam na przelanie naszych obserwacji na "papier".
Igor - Jednak zgodnie z wynikiem ankiety, w grudniu (na początku) poszliśmy do restauracji Buddha przy ul. Zachodniej 87.
Asia - Chyba lepiej jeśli podamy lokalizację względem skrzyżowania. Buddha jest tuż przy Próchnika, po tej stronie co dawny kinie Capitol. Dotrzeć do tej restauracji można na kilka sposobów – tramwajem (przystanek jest tuż obok), samochodem (ale z parkowaniem na ul. Zachodniej różnie bywa), lub spacerem (z Piotrkowskiej jest całkiem niedaleko).
Igor - Weszliśmy do lokalu, w którym zajęty był jeden stolik. Mogliśmy dzięki temu wybrać do woli. Cała restauracja składa się jakby z dwóch sal – jednej bardziej barowej, tuż przy barze, oraz drugiej z przytulnymi krzesłami. Pierwszą salę widać już od wejścia, druga zaś oddzielona jest ścianą i znajduje się w niej bar oraz kilka stolików. Ale i tak ustawienie stolików bardziej przypomina jakąś stołówkę, a nie lepszą restaurację. W sumie naliczyliśmy około 14 stolików.
Asia - Wybraliśmy stolik w pierwszej (zdecydowanie większej) sali. Usiedliśmy na wygodnych krzesłach, a ubrania powiesiliśmy na trzecim dostawionym krzesełku. Na kelnerkę nie musieliśmy długo czekać...
Igor - ... i dobrze, bo był to dzień w którym dość nam się spieszyło. Liczyliśmy na dobry posiłek, ale bez konieczności czekania około 30 minut.
Asia - Tak, wiemy, że zaraz odezwą się obrońcy prawdziwych restauracji i stwierdzą, że jak szybko chcieliśmy zjeść, to trzeba było do fast-foodu iść. Ale my mieliśmy mało czasu.
Igor - Nazwijmy naszą wizytę "szybkim lunchem".
Asia - Przejrzeliśmy pobieżnie menu i gdy tylko wróciła kelnerka przyznaliśmy, że mamy nie za dużo czasu i poprosiliśmy o pomoc w wyborze dań, na które nie będziemy musieli długo czekać. Gdyby okazało się, że to co wybrałam jest małym daniem, to upatrzyłam sobie warzywa gotowane w sosie z orzechami nerkowca.
Igor - Miła dziewczyna ukierunkowała nas na dania główne, twierdząc, że na nie będziemy czekać około 10 minut. Zdziwiło mnie to, co powiedziała kelnerka.
Asia - I jak jeszcze przy warzywach można to zrozumieć, tak czas przygotowania takiej jagnięciny powinien trwać nieco dłużej. Przy czym na przekąski każą czekać już do pół godziny.
Igor - Wybraliśmy zatem Mutton rogani amritsari, to znaczy... jagnięcinę w ostrym sosie curry.
Asia - i Aloo adraki gobi, czyli mieszankę kalafiora i ziemniaków w sosie imbirowym.
Igor - Gdy kelnerka poszła przekazać nasz wybór do kuchni, my wczytaliśmy się w menu. Karta dań wyglądała bardzo schludnie. Porządnie wykonana obwoluta, a strony były dobrym uzupełnieniem okładki. Wewnątrz była też adnotacja, że do grup „powyżej 4 osób” doliczany jest koszt za tzw. serwis. I oboje zwróciliśmy uwagę, że menu jest bardziej angielskie niż polskie.
Asia - Najpierw jest indyjska nazwa dania, potem wyjaśnienie co to jest. Najpierw po angielsku, a potem po polsku. Wszystko jest tej samej wielkości... Żeby zrozumieć co to jest np. "Dhaabe ka swaad" musimy przebrnąć najpierw przez dwie linijki opisu "in english".
Igor - Taki układ menu wymaga skupienia. Dodatkowo zauważyłem, że w każdej kategorii dań najpierw są dania wegetariańskie, a dopiero potem wegetariańskie. Trochę dziwne, ale rozumiem że właścicielom bardziej zależy na wegetarianach niż na niewegetarianach.
Asia - Restauracja Budda jest tą z rodzaju sieciówek. Jeśli komuś zasmakuje smak serwowanych tutaj dań, może ich jeszcze skosztować w Warszawie i Katowicach.
Igor - Chyba ta standaryzacja wymusiła, aby na ścianie wisiały telewizory z wyświetlanymi teledyskami rodem z Indii.
Asia - Po kilku minutach przyszła kelnerka i poukładała ładnie zapakowane sztućce, a przed nami postawiła średniej wielkości kwadratowe talerze.
Igor - Minęło więcej niż obiecane 10 minut, kiedy kelnerka przyszła z naszymi daniami. Otrzymałem dwie miseczki, jedna z mięsem a drugą z ryżem.
Asia - Ja natomiast otrzymałam w jednej misce ziemniaki i kalafior zanurzone w sosie, a obok otrzymałam talerzyk z „plackami”. Sos, był gęsty i puszysty z widoczną ilością migdałów pokrojonych w płatki. W smaku lekko ostrawy, nieco podobny do gulaszu.
Igor - Moje osiem kawałków mięsa, było także w sosie. Gęstym, nieco ciemnawym, w smaku wyczuwalny był aromat warzyw. Jagnięcina jednak była nieco twardawa, ale w smaku bez zarzutów, lekko ostra. Ryż natomiast... nawet w mikrofalówce, trzeba umieć go odgrzewać, aby nie tworzyły się duże grudy zlepionych ziaren.
Asia - Po kilku minutach przyszła ponownie kelnerka. Tym razem, pamiętając nasze obawy, spytała się czy dania nie są za ostre.
Igor - Ale wszystko było w porządku. Jedliśmy dalej z apetytem.
Asia - I się najedliśmy. W dość krótkim czasie, za średnio rozsądne pieniądze. Wniosek - mamy w Łodzi kolejną po Ganesh knajpę z indyjskim jedzeniem.
Igor - I podobnie jak w Ganesh, Buddha to razej nie jest lokal na codzienne obiady, ale zajrzeć od czasu do czasu warto.

Wydatki:
Mutton rogani amritsari 28,00 zł
Aloo adraki gobi 18,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +3
jedzenie: +4
czas: +4
wystrój: +5
czystość: +5


Ogólna ocena:

Buddha - restauracja indyjska
ul. Zachodnia 87
www.buddha.info.pl
tel: 782 111 222, 42 631 111 2

Wyświetl większą mapę

30 lis 2009

LaVende - bistro w dobrym stylu


Asia - Wybraliśmy się do LaVende, gdyż w naszej sondzie wybraliście właśnie ten lokal.
Igor - Jakoś przez cały miesiąc było nam nie po drodze na ulicę Rewolucji, gdzie znajduje się ten lokal. Ale jakoś dotarliśmy.
Asia - LaVende znajduje się vis a vis dawnej przychodni Palma, a obecnie budynku Uniwersytetu Łódzkiego. Tuż obok jest przystanek autobusowy, z którego wysiadają studenci.
Igor - Trochę trudno tutaj znaleźć miejsce do parkowania samochodów, dlatego polecamy przejażdżkę komunikacją MPK. Do przystanku tramwajowego także jest niedaleko.
Asia - A z przystanku autobusowego wystarczy tylko przejść przez ulicę. Przeszliśmy zatem i weszliśmy do jasnego, beżowo-pastelowego wnętrza.
Igor - Usiedliśmy przy jednym z beżowo-lawendowych stolików, na beżowych krzesłach, pośród beżowo-lawendowych dekoracji. I po kilku chwilach podeszła do nas kelnerka i z uśmiechem położyła przed nami beżowo-lawendowe menu.
Asia - Po otwarciu menu od razu zabraliśmy się za czytanie. Zestawy śniadaniowe?
Igor - Nie, raczej przyszliśmy zjeść coś innego.
Asia - Po krótkiej chwili do naszego stolika podeszła kelnerka, z pytaniem czy już się na coś zdecydowaliśmy.
Igor - Trochę mało czasu – ledwo, otworzyliśmy kartę dań.
Asia - Poprosiliśmy więc o jeszcze 5 minut do namysłu.
Igor - Zacząłem się zastanawiać nad sałatami z ciepłą, pachnącą bagietką i masłem, ewentualnie interesująco brzmiała z „zupa z lawendy”.
Asia - Ja natomiast zastanawiałam się nad knedlami z owocami.
Igor - W menu można można wybierać dania podzielone na kategorie: śniadania, sałatki, naleśniki, desery, dodatki, napoje ciepłe i zimne.
Asia - Przy czym z dodatków jest jedynie bagietka, konfitura i masło. Nie ma frytek, nie ma ziemniaczków i innych dodatków.
Igor - Może są, tylko my nie znaleźliśmy.
Asia - Wahałam się pomiędzy „plackiem wegetariańskim z żółtym serem, w sosie majonezowym, pomidorem, ogórkiem, czerwoną cebulą, oliwkami i sałatą lodową” a „knedlami z owocami”. Kusiło mnie to, że knedle są zapiekane, mogą być dzięki temu dobre.
Igor - Tym razem nie miałem ochoty na zjedzenie jakiegoś mięsa. Próbowałem zatem wybrać coś pomiędzy sałatkami, plackami a jakąś pastą.
Asia - Ale pasty są takie pospolite, niczym nie wyróżniające się od tych u konkurencji - carbonara, bolonese. A ja tym czasem zauważyłam danie na które się ostatecznie zdecydowałam – „pierogi z ziemniakami, serem górskim, boczkiem i cebulą”.
Igor - A ja upatrzyłem sobie placek, miałem jedynie obawy czy się nim najem.
Asia - Poczekaliśmy na kelnerkę, która zjawiła się tym razem dokładnie w tym momencie co trzeba. Zamówiłam więc pierogi, a na rozgrzanie czarną herbatę.
Igor - A ja spytałem się, czy upatrzony placek z kurczakiem nie będzie za ostry – w menu obok tej pozycji był symbol ostrzegający. Kelnerka odparła, że smak sosu będzie jedynie bardziej wyrazisty. Z takimi zapewnieniami zdecydowałem się na to danie.
Asia - Na nasze potrawy musieliśmy czekać około kwadransa.
Igor - Pierwsze wrażenie – O! Duża porcja, nawet bardzo. Do tego bardzo dobra. Sos potrawy, zgodnie z zapewnieniami kelnerki nie był bardzo ostry, a jedynie wyrazisty.
Asia - Moje danie było niewielkie (6 szt.). I wyglądało bardzo apetycznie. Dostałam małe sakiewki z ciasta wypełnione aromatycznym nadzieniem. Jak się potem okazało to też pierogi, tyle, że pieczone, a nie gotowane w wodzie.
Igor - Wszystko u mnie było pyszne! Spojrzałem też na danie Asi i przyznam, wyglądało bardzo ciekawie. Takie woreczki do zjedzenia.
Asia - Ciasto wyglądało bardziej jak papier ryżowy. Było takie cienkie, delikatne i kruche. Naprawdę fajny smak i miłe wrażenia wzrokowe.
Igor - Zjedliśmy te ciekawe dania słuchając spokojnej, relaksującej muzyki.
Asia - Cisza, spokój, delikatne kolory... Prawdziwa chwila zapomnienia.
Igor - Warto dodać, że LaVende to drugi lokal tego samego właściciela, usytuowany w pobliżu uczelni (ten pierwszy to Gęsi Puch). Przełamuje to stereotyp, że przy uczelniach mogą utrzymać się tylko puby, kluby i pizzerie.
Asia - W sumie LaVende to szansa na smaczny posiłek, w nie najniższej cenie, ale za to blisko uczelni. **

Wydatki:
Pierogi 13,80 zł
Kawałki kurczaka w pikantnym sosie chilli 13,80 zł
Herbata 4,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +5
czystość: +5


Ogólna ocena:

Bistro & Cafe La Vende
ul. Rewolucji 1905r. 40A
www.lavende.eu
tel. 042 630 43 08. kom. +48 512 04 30 30

Wyświetl większą mapę

23 paź 2009

Revelo - bez revelacji


Igor - Pamiętając jakie problemy mieliśmy aby zjeść "U Fabrykanta", postanowiliśmy z wizytą w Revelo nie czekać do ostatniego dnia miesiąca.
Asia - Zajrzeliśmy tam więc w piątek 23 października. Lokal jest blisko Piotrkowskiej, więc przespacerowaliśmy się do niego.
Igor - Nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać, czasami w gazetach pojawiały się pochwały zarówno dla restauracji jak i hoteliku na piętrze.
Asia - Budynek z zewnątrz wygląda bardzo ładnie i super się komponuje z ogródkiem obok. Takim prawdziwym ogrodem w centrum miasta.
Igor - Wchodzi się przez jedne drzwi do ciemnego korytarza, a potem mija kolejne drzwi, za którymi powitało nas dwóch panów w dość oryginalnych strojach.
Asia - Jeden nas powitał, drugi wziął płaszcze i wręczył numerek do szatni (w szatni stał kolejny pan). Ten pierwszy zapytał czy mieliśmy rezerwację i jaki chcemy stolik (część dla palących czy nie), a na koniec pokazał kilka miejsc do wyboru.
Igor - Usiedliśmy przy ogromnym okrągłym stole.
Asia - Należy dodać: starym stole z masywnymi nogami, które poczułam siadając. Wytrzymałam, siedząc "na nodze" kilka chwil i musieliśmy się przesiąść o 10 cm w bok.
Igor - Wtedy podszedł kelner z menu. Równie stylowym jak cały lokal. Menu stylizowane jest na starą gazetę, z fikuśnymi czcionkami i reklamami.
Asia - Zanim zamówiliśmy dania główne zastanawialiśmy się nad przystawką. Jednak nie byliśmy aż tak głodni, aby zjeść pełen zestaw obiadowy.
Igor - Ja ostatecznie wybrałem schab z grilla z melonem.
Asia - A ja skusiłam się na gnocchi z filetem drobiowym ze śliwką i gorgonzolą. Zanim jednak padł ostateczny wybór, kelner robił co w jego mocy, aby zaproponować mi danie, które mi przypasuje.
Igor - W menu można znaleźć kilka ciekawie brzmiących propozycji... łosoś, halibut, stek z tuńczyka, schab cielęcy z sałatką prowansalską, stek z wołu...
Asia - Są i napoje. Standard restauracyjny: kawa, herbata, woda (perrier), whisky, ballantine's, rum, koniaki. Do swojego dania chciałam zamówić wino. Niestety kelner nie zaproponował podania mi karty win, tylko wybierałam w ciemno. Stanęło na białym, wytrawnym (bo tylko takie było) dla mnie i czerwonym dla Igora.
Igor - Chwilę po tym jak kelner odszedł z naszym zamówieniem, podszedł do nas inny kelner podając przystawkę - umilacz czasu. Był to delikatny w smaku pasztet, lekko opieczony, z żurawiną i bułką paryską. Bardzo dobry początek.
Asia - Niedługo po tym jak skończyliśmy kelner przyniósł nasze dania, mimo iż w menu jest adnotacja że czas oczekiwania to 30 minut.
Igor - Ja dostałem kawał schabu z kością, fantazyjnie ułożony i połączony z dodatkami.
Asia - Moje danie nie oszałamiało ferią barw (nie miało prawa). Jasny kurczak, jasne gnocchi, śliwka obtoczona w sosie serowo-śmietanowym. Wszystko podane w wielkim, głębokim talerzu. W smaku poprawne.
Igor - ... no, ja niestety nie mogę tego powiedzieć o swoim daniu. Było zwykłe, bez fajerwerków, bez polotu, bez zachwytu. Najsmaczniejsze z całego dania były kuleczki melona.
Asia - Suma sumarum dania okazały się dość sycące. Zjedliśmy, wypiliśmy i poprosiliśmy o rachunek.
Igor - Kelner, który przyszedł z rachunkiem zapytał czy smakowały nam dania... Trochę wymijająco przyznałem, że przystawka była bardzo dobra.
Asia - Przy wyjściu pożegnały nas znów trzy osoby. Kelner i dwóch panów w szatni, i wtedy zauważyłam bicykla opartego o barierkę schodów prowadzących na piętro.
Igor - Bo w Revelo prócz restauracji jest także możliwość wynajęcia apartamentu.
Asia - Wychodziliśmy trochę z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony mnóstwo obsługi, która stara się być uprzejma i jest na każde zawołanie, wyszukane dania, przemyślany wystrój, spore (jak na łódzkie warunki) ceny...
Igor - ... a z drugiej jakość dań jakie w tej cenie otrzymujemy. Czasami wychodzimy z lokalu nie tylko najedzeni, ale i zachwyceni kombinacją smaków, przyprawami, dodatkami. Niestety nie tym razem.
Asia - Dla kogo to lokal? Z mojego punktu widzenia warto tam zajrzeć żeby zobaczyć jak może wyglądać spójna koncepcja wystroju restauracji. Bo w Revelo wszystko co widzimy jest spójne.
Igor - W ogólnej ocenie dajemy 3*, bo może można zjeść w Revelo dobrze, ale my na takie dania nie trafiliśmy. **

Wydatki:
Gnocchi z filetem drobiowym 28,00 zł
Schab z grilla 36,00 zł
Wino białe (barnock station) 11,00 zł
Wio czerwone (tenta tinto) 11,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +3
czas: +5
wystrój: +5
czystość: +5


Ogólna ocena:

Revelo - Rezydencja & Restauracja
ul. Wigury 4/6
www.revelo.pl


Wyświetl większą mapę

8 paź 2009

iCOFFEE – i sobie odpoczęłam


Asia - Kobieta musi się czasem wybrać sama do knajpy. Zwłaszcza jak to jest tak piękny dzień jak ostatni poniedziałek lata. Dzień przebiegał bezproblemowo, więc aby podtrzymać dobry humor wygospodarowałam sobie chwilę na kawę. Zamiast jednak popijać ją pospiesznie w drodze, zatrzymałam się na rynku w Manufakturze i zajrzałam do iCOFFEE.
Od wejścia karteczki „samoobsługa” informują nas, że samemu trzeba zamówić i odebrać napoje przy barze. Podeszłam więc do uśmiechniętej baristki i przyznałam, że nie wiem co chcę, ale ma zawierać kawę i sporo mleka, i nie musi mnie obudzić (czytaj: zabić ilością kofeiny). Pani zapytała czy może to być kawa z lodami. Ze względu na ładną pogodę uznałam, że czemu nie. I tak oto w niecałe 2 minuty ustaliłyśmy jaka kawa spełni moje oczekiwania.
Kiedy kawa wolno sączyła się z ekspresu porozmawiałam z panią baristką o mieszankach kaw jakich używają i jakie mają w sprzedaży (można wybierać w 4 rodzajach ziaren).
Do kawy zaproponowano mi ciastko lub czekoladki – ale co za dużo to nie zdrowo. Zostałam tylko przy kawie z gałką lodów waniliowych.
Do wyboru miałam dwie pojemności – 240 ml i 350 ml.
Do kawy – standardowo wybór cukrów i słodzików. Łyżeczki są metalowe, więc jeśli ktoś lubi zjeść piankę z mleka, to polecam raczej iCOFFEE niż np. Coffee Heaven (gdzie są mieszadełka).
Ze swoją kawą wyniosłam się do ogródka. Cisza, spokój, szum fontanny, do tego naprawdę dobra kawa. Wspaniała chwila relaksu. Polecam każdemu taką odskocznię raz na jakiś czas. Pójść na kawę i robić przez ten czas „nic”.
Zanim wróciłam do rzeczywistości, zajrzałam do toalety i odkryłam 3 poziomy iCOFFEE. Na pierwszym jest bar i małe stoliczki, na drugim czarna kanapa i dwa dwu-osobowe stoliki, a na trzecim (z oknem na rynek Manufaktury) kanapa i fotele. Dopiero na 4 poziomie jest łazienka. Przestronna, unisex, zadbana. I pachniała świeżością, a nie kawą.

Wizytę oceniam na 5. Miła baristka, która potrafiła wyjaśnić różnice pomiędzy mieszankami kaw i dobrać kawę do gustu klienta. Komfortowe w użyciu filiżanki i małe salki, które dają wrażenie intymności, pozwalają miło spędzić tam czas.
Polecam lokal na niezobowiązujące spotkania, pogaduchy, na chwilę zapomnienia.

Wydatki:
Cafe affogato średnie 9,90 zł

  Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +5
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +4


Ogólna ocena:

Kawiarnia iCOFFEE
ul. Karskiego 5, rynek Manufaktury
tel. 507 025 189
http://www.icoffee.pl

Wyświetl większą mapę

26 wrz 2009

Dekadencja - z nutką dobrego smaku


Asia - W sobotę, 26 września spacerowaliśmy po troszkę chłodnej ul. Piotrkowskiej.
Igor - Spacer nam się przeciągnął i w godzinie sobotniego obiadu zamiast być w domu, w dalszym ciągu byliśmy na mieście.
Asia - Szybko sprawdziliśmy, że we wrześniu czeka nas wizyta w Dekadencji.
Igor - Ta herbaciarnia znajduje się przy ul. Piotrkowskiej 35, ale nawet jeśli ktoś zapomni dokładny adres, to wystarczy aby rozglądał się po bramach. Przy tej właściwej stoi bowiem koziołek kierujący do tego lokalu.
Asia - Weszliśmy do Dekadencji i poczuliśmy się jak w innym świecie. Wystrój, muzyka, ludzie. Ta wizyta zapowiadała się niezwykle...
Igor - Niezwykłe było też to, że przy dwóch stolikach siedzieli goście, a nie było widać nikogo kto by obsługiwał.
Asia - Staliśmy tak troszkę zdezorientowani,aż podeszła do nas dziewczyna z tekstem: "Państwo chyba pierwszy nas u nas, prawda?"
Igor - Wybraliśmy stolik w kącie - stolik będący kiedyś stołem do maszyny do szycia.
Asia - Ja od razu zwróciłam uwagę na ilość detali i bibelotów w zasięgu mojego wzroku... ale o tym później, bo podeszła do nas kelnerka z menu i informacją, że skoro jestesmy pierwszy raz to jeszcze nie wiemy, że na regale stoją baryłki i można sobie dolewać wina.
Igor - Ponieważ byliśmy głodni zaczęliśmy od jedzenia - "dekadencja - kruchy placek z pieczonymi owocami i bakaliami"... już sam opis wywoływał ślinotok.
Asia - A opis szarlotki na ciepło z lodami nie dość, że wywołał uśmiech na mojej twarzy, to jeszcze zapragnęłam ją zjeść.
Igor - Ale byliśmy bardzo głodni, więc zdecydowaliśmy się najpierw na barszczyk z pasztecikiem.
Asia - A potem słodkości - dwa pierwsze ciasta z menu.
Igor - Zanim jednak przyszła kelnerka znaleźliśmy w menu propozycję dla panów.
Asia - W sumie w menu jest kilka ciekawych propozycji - np kawa z mlekiem i kilkoma likierami. Ja ostatecznie wybrałam dla siebie herbatę rumową, a Igor wiśniową.
Igor - Gdy kelnerka podeszła wyjaśniliśmy co chcemy i dalej podziwialiśmy ilość bibelotów na ścianach i parapetach.
Asia - Stare zdjęcia w puzderkach, broszki, szydełkowane obrusy, porcelanowe lalki na ścianach, maszyny do szycia... Słowem babciny pokój w dobrym stylu.
Igor - Niezbyt długo czekaliśmy na barszczyk z pasztecikami - dobrze doprawiony, rozgrzewający, w ogromnych kubkach.
Asia - Odpowiednia porcja aby zapełnić żołądek i zostawić sobie miejsce na deser.
Igor - Przy czym to nie jedyne jedzenie. Panowie mogą być zainteresowani "połówką z zakąską" albo "ćwiartką z zakąską" - wódka w odpowiedniej ilości i talerz zimnych zakąsek.
Asia - Mnie zaś w oko wpadła kawa z mlekiem i likierami np. kokosowym. Nie sposób wszystkiego spróbować za jednym razem.
Igor - I gdy tak podziwialiśmy to co nas otaczało, i co apetycznego jest w menu, doszedł jeszcze jeden bodziec... Zapach ciast, które postawiła przed nami kelnerka.
Asia - Pachniały cudnie! A jak smakowały... mmmm... prawdziwe domowe ciasto, świeże, pachnące, słodkie.
Igor - Niebo w gębie...
Asia - Nie dziwię się, że jedno z tych ciast jest ciastem "głównym" tzn nazwanym tak jak lokal.
Igor - Dopiero jak zaczęliśmy jeść uzmysłowiłem sobie, że zamiast dwóch imbryczków na stole mamy tylko jeden. I to ten z herbatą dla Asi. Nie upominałem się o swoją, bo przyjemnie rozgrzał mnie barszcz, ale wydawało mi się to cokolwiek dziwne.
Asia - Jak już o herbacie wspomniałeś, to warto zaznaczyć w czym jest ona podana - w stylowym białym imbryczku, z ażurowymi dekoracjami. Podobny, ażurowy był podstawek pod filiżanką. Nie jest to najnowsza kolekcja Villeroy, tylko raczej zestaw wyszperany gdzieś na strychu.
Igor - Kiedy już wyczyściliśmy talerze z okruszków po ciastach zaczęliśmy rozglądać się za kelnerką. Ale jak to bywa w tego typu lokalach, do obsługi i sali i kuchni jest tylko jedna osoba. Więc najrozsądniej jest wstać i podejść do kuchni. I tak też zrobiliśmy.
Asia - Komu można polecić ten lokal?
Igor - Łasuchom. Zdecydowanie fanom domowych wypieków.
Asia - Opisy herbat i wybór kaw też jest niczego sobie. Do Dekadencji należy się wybrać na chwilę relaksu.

Wydatki:
Barszcz czerwony z pasztecikiem 7,00 zł
Herbata 6,00 zł
Ciasto1 9,00 zł
Ciasto2 15,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +5
czystość: +5


Ogólna ocena:

Dekadencja - tee and coffee club
ul. Piotrkowska 35
www.dekadencja.net

24 wrz 2009

U fabrykanta - w fabryce


Asia - Trochę po czasie, ale udało nam się wreszcie zjeść „U Fabrykanta”.
Igor - Po ostatnim podejściu do tego lokalu, który został wybrany w ankiecie „jaki lokal mamy odwiedzić w sierpniu”, pamiętaliśmy, że po 18.00 nie ma co tam już jechać.
Asia - Ani w weekend, ani w poniedziałki. Restauracja ta jest bowiem otwarta dla gości tylko 4 dni w tygodniu, od 10.00 do 18.00
Igor - Zatem pod koniec września udało nam się dopasować nasz terminarz do terminarza „U Fabrykanta”.
Asia - Pierwsze co daje się zauważyć, to dojazd po kocich łbach – od razu człowiek przenosi się do innej epoki.
Igor - Ale ogólnie <>lokalizacja jak na lokal ciekawa – obok Muzeum Kinemarografii, biur w odnowionej fabryce, tuż przy parku Źródliska.
Asia - Po jedzeniu można się zawsze przespacerować.
Igor - Ale do rzeczy. Przed wejściem do restauracji znajduje się podest służący jako ogródek. Wrześniowa temperatura zachęca jeszcze do jedzenia na zewnątrz, ale wybraliśmy się do środka.
Asia - A tam wybór 7 okrągłych stolików (po 4 osoby) plus jeden większy stół cały zastawiony zastawą. Na pierwszy rzut oka, był to stół przygotowany na specjalną rezerwację. Mniejsze stoliki wyglądały bardziej przystępnie (mniej elegancko). Były bowiem, przykryte kolorowymi obrusami w pasy, miały serwetki papierowe z logo knajpy i sztućce.
Igor - Gdy tylko usiedliśmy podszedł do nas kelner z dwoma kartami dań... chociaż określenie „dań” średnio tutaj pasuje. Z kilku stron pierwsza stanowi wstęp (nazwa, godziny otwarcia), druga to spis dań...
Asia - trzecia i kolejne to już napoje alkoholowe i bezakloholowe.
Igor - Więc czytaliśmy stronę drugą z podziałem na: zupy, dania główne, wśród których są i polędwiczki, i placki ziemniaczane, i sałatka grecka, i omlet, i lody z owocami. Kompletny misz-masz. Wśród dodatków znajdziemy frytki, ziemniaki, warzywa i bukiet surówek.
Asia - Mnie zaciekawił nagłówek strony z potrawami, gdyż był tam polecany zestaw dnia w postaci krupniku, pulpetów w sosie koperkowym i kluseczek półfrancuskich, i bukietu surówek. Za całe 15 zł.
Igor - Ogólnie to jest normalna cena „u Fabrykanta”. Zupy można tam zjeść za 5-7 zł, a najdroższe mięso to polędwiczki wołowe za 20 zł, do tego frytki/ziemniaki (max 4 zł) i 4 zł za bukiet surówek – daje nam to max 35 zł za dwudaniowy obiad.
Asia - A wracając do menu, po daniach mamy wódki, wina, brandy, koniaki, likiery, drinki typu „aperitiff”, kawy, herbaty i napoje.
Igor - Gdy kelner do nas podszedł byliśmy pewni co zamawiamy. Asia zestaw dnia, tyle, że bez krupniku; a ja polędwicę po fabrykancku, frytki i blanszowane warzywa.
Asia - Po złożeniu zamówienia zaczęliśmy się rozglądać po wnętrzu.
Igor - Ja zwróciłem uwagę na coś co architektonicznie wyróżnia fabryki – metalowe wsporniki, które tutaj zostały obite dechami.
Asia - Mnie się spodobało, że ściana w której są okna pozostała surowa. Cegły i okna z małymi szybkami wyglądają bardzo klimatycznie. Do tego na ścianach elementy dawnej Łodzi – np. akcje wydawane przez Scheiblera i Grohmana
Igor - A pod sufitem sporych rozmiarów rysunki maszyn szwalniczych.
Asia - Część w której siedzieliśmy jest ułamkiem całego lokalu.
Igor - Za barem otwiera się kolejna przestrzeń, która z powodzeniem może służyć jako sala taneczna, dalej w głębi widziałem kolejny „pokój”, a z boku było jeszcze przejście do sali ze stołem bilardowym.
Asia - Słowem lokal w sam raz na większą imprezę.
Igor - Z barem, przy którym można usiąść i pogawędzić.
Asia - Ja skorzystałam z chwili, że Igor nadal ogląda wnętrze i poszukałam toalety. Trafiłam tam po strzałkach. I stwierdzam, że dawno w takiej czystej i pachnącej łazience w knajpie nie byłam.
Igor - Zaraz gdy Asia wróciła podszedł kelner z dwoma owalnymi talerzami.
Asia - Stanął przy mnie i powiedział, że „zestaw dnia się skończył i kuchnia zrobiła schabowego. Może być?”. Stwierdziłam, że tak. Kelner odchodząc od stolika raz jeszcze przeprosił za tę nieoczekiwaną zmianę... A wystarczyło, że powiedziałby po tym jak złożyliśmy zamówienie, że pulpecików nie ma – wzięłabym coś innego. Ale schabowy wyglądał apetycznie więc zaczęłam po prostu jeść.
Igor - Moje danie także prezentowało się ciekawie. Polędwica obtoczona w jajku z pieczarkami i paseczkami papryki, do tego cienkie frytki i warzywa (marchewka, kalafior, brokuł).
Asia - Ja na talerzu prócz pokaźnego kawałka wieprzowiny miałam kilka ziemniaków, pomidora ze skórką i cebulką, świeżo startą marchewkę z jabłkiem i ogórka kiszonego w plasterkach.
Igor - Ogólnie wszystko smakowało jak należy. Frytki nie były ani przypalone ani niedosmażone. Warzywa pysznie blanszowane, nie były ani za twarde ani za miękkie. Mięsiwo smaczne, wysmażone, chrupiące. I tylko iskry brak. Całość smakowała, ale nie było w tym daniu niczego specjalnego.
Asia - Ja swoje danie zjadłam ze smakiem. Nie byłam zaskoczona. Otrzymałam danie kuchni polskiej, które smakowało tak jak trzeba.
Igor - Tak sobie siedzieliśmy i dotarło do mnie, że ta restauracja otwarta jest w tygodniu tylko po to, żeby przyjść, obejrzeć i spróbować dań przed zarezerwowaniem sobie całego lokalu na chrzciny, komunię, wesele, bankiet biznesowy, urodziny itp.
Asia - I pewnie z tego względu w poniedziałki jest zamknięte. Po dwóch imprezowych „nockach” trzeba odpocząć, co jest zresztą zaznaczone na pierwszej stronie. „W poniedziałki odpoczywamy”.
Igor - Słuchając hitów z radia, poprosiłem kelnera o rachunek.
Asia - Nasza wizyta trwała w sumie pół godziny. Zeszliśmy, najedliśmy się, nie zapłaciliśmy dużo.
Igor - No właśnie - pół godziny. Czy to nie za krótko aby przygotować danie, podać i zjeść? Ale było smacznie.
Asia - Nie odważę się polecić tej knajpy na imprezę zamkniętą w weekend, bo nie wiem jak to wtedy wygląda - więc jeśli ktoś organizował tam spotkanie, lub brał udział w takim – to prosimy o opinie. Na pewno przydadzą się tym którzy poszukują pomieszczenia na uroczystości rodzinne czy biznesowe. Bo na moje oko obie spokojnie mogą się tam odbywać.
Igor - Słowem wstępne rozeznanie zrobiliśmy. Reszta w rękach czytelników bloga.

Wydatki:
Zestaw dnia bez zupy (schabowy) 12,00 zł
Polędwica po Fabrykancku 24,00 zł
Woda 4,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +3
jedzenie: +3
czas: +4
wystrój: +3
czystość: +5


Ogólna ocena:

U Fabrykanta
pl. Zwycięstwa 2
tel. 042 674 18 75
www.ufabrykanta.pl

Wyświetl większą mapę

31 sie 2009

Aktówka - jak w barze


Asia - Zarezerwowaliśmy sobie poniedziałek na wizytę w lokalu wybranym przez Was w ankiecie. Zarezerwowaliśmy sobie całe popołudnie na wizytę U Fabrykanta
Igor - W momencie rozpoczęcia remontu ul. Kilińskiego nie było łatwo się tam dostać, ale jakoś przedarliśmy się przez kilometrowe korki.
Asia - Ale tylko po to aby pocałować klamkę! Była 17:15... w pierwszej chwili pomyśleliśmy, że lokal jest po prostu czynny do 17, ale na drzwiach był wyraźny napis "do 18.00"
Igor - Do 18.00, tyle, że od wtorku do piątku!
Asia - Głodni, z perspektywą przedzierania się przez korki na Piłsudskiego ruszyliśmy w stronę Piotrkowskiej.
Igor - Trochę to trwało, ale gdy już dotarliśmy na Pietrynę, nie mogliśmy zdecydować się na miejsce. Tu byliśmy, tam nie bo są "w ankiecie", tutaj nie ma jedzenia, a tam to może innym razem. Tym sposobem dotarliśmy do numeru 15.
Asia - Znajduje się tam lokal o wdzięcznej nazwie "Aktówka".
Igor - Za względu na pogodę usiedliśmy w ogródku. Jednym z ostatnich przed dojściem do Manufaktury.
Asia - Nie wiem dlaczego, ale nazwa "Aktówka" skojarzyła mi się z aktami, takimi prawniczymi, teczkami...Dopiero gdy weszłam do środka zobaczyłam jak bardzo się myliłam. "Aktówka" tyczy się bowiem "aktów" i to bynajmniej nie teatralnych.
Igor - Zanim jednak Asia poszła do lokalu, do nas przyszła kelnerka z jedną kartą (drugą wzięliśmy sobie ze stolika obok).
Asia - I w menu też są akty.
Igor - Akt lejący czyli zupy, wodny - ryby, z młyna - pierogi, skrojony - sałatki, płaski - naleśniki (w wariancie na słodko aż 15 rodzajów!), jest także akt chmielowy (piwa) czy grupowy (drinki). Ceny przystępne do 13-15 zł za danie. Piwo 0,5l - 6 zł, a do godziny 16.00 można zjeść lunch za 14,50 zł.
Asia - Tak bardzo skupiłam się na nazwach działów, że szybciej przyszła kelnerka niż ja doczytałam do końca karty. Koniec końców wybrałam dwa naleśniki z pieczarkami, serem i wędliną z sosem grzybowym. Do picia woda.
Igor - Ja postanowiłem zjeść makaron rurki z sosem alla carbonara. Do tego coca-cola zero.
Asia - Gdy kelnerka poszła zaczęłam czytać dalej kartę...
Igor - ... ale kelnerka wróciła po chwili z informacją, że przeprasza, ale dopiero zaczęła zmianę i koledzy jej nie przekazali, że coca-coli zero nie ma. Poprosiłem więc o colę cherry, ale okazało się, że też nie ma. Poprosiłem więc o sprite.
Asia - Kiedy kelnerka już poszła - zajrzałam na dłużej do wnętrza Aktówki. Jest półmrok, na ścianach są kobiece akty. Stoły i krzesła są raczej nowoczesne, bardziej pasujące do kawiarni niż do restauracji.
Igor - Gdy Asia wróciła na stole leżały już podkładki i sztućce oraz stały napoje.
Asia - Na dania czekaliśmy kolejnych kilkanaście minut.
Igor - Ale w końcu się doczekaliśmy. Dania zostały przyniesione jednocześnie i od razu wylądowały na stole.
Asia - O moim daniu mogę powiedzieć, że było ciepłe. W smaku średnie - ot domowy naleśnik, bez soli, z nie do końca podgrzanym sosem (stężał).
Igor - Moje danie wyglądało jak w barze i takoż smakowało. Zjadłem, ale było bez rewelacji. Ot napełniłem żołądek i mogłem pójść dalej.
Asia - Kiedy już zjedliśmy miałam ochotę jak najszybciej wyjść - przeszkadzał mi hałas przejeżdżających samochodów - nie wiem czy to wina kostki w tym miejscu, ale auta zagłuszały rozmowę.
Igor - Komu można polecić ten lokal? Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia. Dla mnie jest taki trochę bez klimatu.

Wydatki:
Naleśniki 9,50 zł
Sos alla carbonara 14,90 zł
Woda 3,50 zł
Sprite 3,50 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -1
jedzenie: +1
czas: +2
wystrój: +2
czystość: +3


Ogólna ocena:

Aktówka rest zone
ul. Piotrkowska 15
tel. 042 630 12 55
www.aktowka.net

Wyświetl większą mapę

4 sie 2009

Pieczarka - specjalność zakładu


Igor - Bar Pieczarka jest na Piotrkowskiej od nie wiem jak dawna. Nigdy jednak nie był na tyle intrygujący aby skusił mnie do wejścia.
Asia - Ale pewnego słonecznego dnia, mając w domu awaryjny obiad postanowiliśmy zajrzeć na małe co nieco.
Igor - Bar jest nieopodal UMŁ, można by powiedzieć że pod UMŁ, ściślej rzecz ujmując w piwnicach tegoż samego budynku przy ul. Piotrkowskiej 106/110.
Asia - Wydawało mi się, że przez wiele lat był tam bar sałatkowy - ale mogę się mylić. Weszliśmy do zupełnie nieznanego nam wnętrza. Malutkiego.
Igor - Faktycznie, po zejściu schodami w dół weszliśmy do małego pomieszczenia, z ladą sprzedawcy po środku, z sześcioma stolikami na salce.
Asia - Na ladzie leżały menu, więc je sobie wzięliśmy, usiedliśmy i zaczęliśmy wybierać nasze przekąski.
Igor - A w karcie znajdywał się niewielki wybór dań kuchni domowej - kotlety, surówki, pierogi, naleśniki. Był też niewielki wybór napojów bezalkoholowych.
Asia - Ceny nie wygórowane (na pierwszy rzut oka), czysto, spokojnie. W sam raz aby wyskoczyć z pracy na szybkie jedzenie.
Igor - Wybraliśmy dość szybko: ja medalion i frytki (każda z pozycji to osobny punkt i indywidualna cena), Asia zaś zestaw pieczarki, frytki i dodatki.
Asia - Dania jak to w barze, zamawia się przy barze. Igor, więc zabawił się w kelnera i zamówił nasze potrawy.
Igor - No i od razu musiałem zapłacić. Wróciłem do stolika i rozpoczęliśmy oczekiwania. Wtedy wpadło mi do głowy wyjaśnienie dla nazwy baru - można by pomyśleć że nazwa "Pieczarka" to od grzyba, ale ja bym stawiał bardziej na małą pieczarę.
Asia - Nasze oczekiwanie nie trwało długo. Jakieś 10-15 minut. Po tym czasie pani zza baru przyniosła nam sztućce i nasze talerze. Mój na pierwszy rzut oka wyglądał ciekawie. Bardzo kolorowo. Ale jak zaczęłam jeść... No faktycznie dostałam przekąskę. Z zimnymi frytkami, ogromnymi pieczarkami, niewielką ilością: konserwowej papryki, kiszonego ogóra, zielonego ogórka ze skórką, groszku, 4 kawałków pomidorka, liścia sałaty, koperku do dekoracji, paskudnej kukurydzy z puszki i ketchupu. Zjadłam, ale zdecydowanie bez apetytu.
Igor - Zamówiony medalion okazał się smacznym mięsem schabowym w który zawinięte było nadzienie z pieczarek. Frytki niczego sobie, bez rewelacji, ale były ciepłe. Moje danie było przyjemną przekąską, ewentualnie dobrym obiadem dla mniej głodnego.
Asia - A ponieważ Pieczarka to bar, więc nie przesiadywaliśmy tam dłużej niż to konieczne. Zamówiliśmy, zapłaciliśmy, zjedliśmy i wyszliśmy. Całą wizyta trwała nie dłużej niż 30 minut.
Igor - No i chyba w takim celu jest stworzona "Pieczarka", na lunch w ciągu dnia. Zdecydowanie nie jest to miejsce do posiedzenia i kontemplowania.

Wydatki:
Zestaw pieczarki, frytki, dodatki 12 zł
Frytki 5,00 zł
Medalion 9,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +2
jedzenie: +2
czas: +5
wystrój: -1
czystość: +4


Ogólna ocena:

Bar Pieczarka
Łódź, ul. Piotrkowska 106/110


Wyświetl większą mapę

26 lip 2009

Dwie Dłonie - tylko na wynos


Asia - Ankieta "jaki lokal mamy odwiedzić w lipcu" jednoznacznie wskazała, że powinniśmy zajrzeć do "Dwóch Dłoni" - pierwszego w Polsce pubu dla osób migających (podaję za stroną www).
Igor - Wiele dobrego słyszałem o tym lokalu. A to że przyjazna obsługa, a to jedzenie słuszne, a to że nie ma tam nieprzyjemnych gości.
Asia - W niedzielne popołudnie zamieniliśmy więc tradycyjny obiad na menu w Dwóch Dłoniach (ul. Wólczańska 40/42).
Igor - Szedłem tam z ciekawością, jak tam jest i czy dogadam się nie migając.
Asia - Od wejścia słychać że lokal jest czynny. Z głośników wylewa się głośna muzyka i jest ogólnie gwarno - chociaż w innym znaczeniu niż w większości lokali. Kiedy my wchodziliśmy najgłośniejszą częścią DD była sala z bilardem.
Igor - W głównej sali gdzie stoi kilkanaście stolików, kilka było pozajmowanych. Niemniej wszyscy migali, a hałasu dodawała jedynie bardzo intensywna muzyka dochodząca z głośników. Wybraliśmy jeden ze stolików.
Asia - Usiedliśmy na chwilę i zorientowaliśmy się, że nikt do nas z menu nie podejdzie, więc Igor udał się do baru po karty dań.
Igor - Menu były włożone w specjalną kuwetę zamontowaną na środku dużej lady za którą stała barmanka. Wziąłem dwa egzemplarze i wróciłem do stolika.
Asia - Lektura zajęła nam trochę czasu - wybór pizzy jest ogromny, a dodatkowo w menu są informacje o promocjach, zasadach itp. Np za spożywanie produktów kupionych poza lokalem czeka nas kara 50 zł, a za dwa piwa mamy kolejkę na trambambuli.
Igor - Poza tym ciekawym zabiegiem dla laików, są "tłumaczenia" na język migowy. Dowiedzieć się można jest wymigać sałatki lub napoje.
Asia - Ale to także trzeba zrobić przy barze. Więc znów poszedł Igor.
Igor - No więc znów stałem i poszedłem zamówić jedzenie. Wybraliśmy zestaw taki, aby spróbować i się najeść.
Asia - Ja wybrałam pieczywo czosnkowe z serem i sałatkę meksykańską czyli kabanos, świeża papryka, czerwona fasola, cebula, chili, sos winny.
Igor - Ja zaś postawiłem na pizzę i to jaką! Wybrałem spośród wielu pizzę firmową, tzn. "Dwie Dłonie" w skład których wchodzi sos, 2x ser, pieczarki, 2x filet z kurczaka, papryka, cebula. W momencie składania składania zamówienia u barmanki, ujawniła się kelnerka. Dziewczyna siedząc na stołku barowym podpowiadała barmance jak przyjąć moje zamówienie.
Asia - Do tego wzięliśmy jeszcze napoje w postaci herbaty i piwa.
Igor - Gdy ja złożyłem zamówienie Asia wybyła do łazienki.
Asia - ... i weszłam tam mocno zaskoczona. Toaleta (unisex) wygląda jak w średniej klasy dyskotece - odrapane drzwi, metalowe sprzęty, napisy na ścianach. Dodatkowo pisuar jest tak ustawiony, że wychodząc z kabiny mogę się natknąć na męskie pośladki.
Igor - Podczas nieobecności Asi obserwowałem psiaka kręcącego się po podłodze lokalu. Wyglądał na stałego bywalca.
Asia - Ja zaś wracając zauważyłam, że na barze stoją już nasze napoje, więc idąc zgarnęłam je na stolik. Przed Igorem postawiłam szklankę z piwem a przed sobą szklankę (taką z uchem) z herbatą. Do tego cukier w domowej cukiernice.
Igor - Na nasze dania musieliśmy nieco poczekać. W tym czasie słuchaliśmy coraz bardziej dudniącej muzyki - męcząca jak na lokal gdzie przychodzi się jeść, dobra jak na wieczorną imprezę w sobotę.
Asia - Rozglądając się za siebie, spostrzegłam że na lustrze za naszymi plecami widać zacieki i kurz. Za dużo kurzu!
Igor - Jak już wspominałem, w lokalu byli także inni klienci - migali między sobą cały czas. Widać że to stali klienci, bo co jakiś czas zagadali do kelnerki, a to do kucharza wychodzącego co jakiś czas z kuchni, a to do człowieka który sprawiał wrażenie właściciela.
Asia - Powinniśmy słowo jeszcze napisać o wystroju jako takim. Na środku sali jest duża lustrzana kolumna, na ścianach są ciekawe, czarno-białe zdjęcia, na podłodze zwykłe płytki. Ciekawie jest za to nad barem, gdzie wykorzystany jest ten sam element co w menu, to znaczy ręce ułożone w kolejnych literach PJM (polskiego języka migowego). Taki trochę matrix, tyle, że z rąk.
Igor - Na ścianie obok wejścia jest zaś ściana ogłoszeń - znajdziemy tam dyplomy, nagrody i wyróżnienia jakie otrzymały Dwie Dłonie, informacje o promocjach, imprezach itp.
Asia - To właśnie z tej tablicy dowiedzieliśmy się, że ten lokal to "disco", "pub" i "pizza".
Igor - Wspominałem o dziewczynie która stwarzała wrażenie kelnerki? No więc okazało się, że była to kelnerka dla innych klientów, dla nas była samoobsługa. Szkoda tylko, że nie przez cały czas. Bo tak jak na początku dziwiłem się, że dziewczyna obsługuje innych a nie nas, tak w momencie kiedy zobaczyłem jak tarmosi się i nosi na rękach wspomnianego psa, stwierdziłem że wolę swoje danie przynieść samemu.
Asia - I kiedy Igor to powiedział, na rogu lady kucharz postawił nasze dania. Niestety, wówczas kelnerka się uaktywniła i tymi rękoma, którymi przed chwilą głaskała psa, wzięła nasze dania.
Igor - Po co ja się patrzyłem w tamtym kierunku? Po co ja widziałem, które kawałki pizzy wystające poza obręb talerza dotykały jej brudnych rąk?
Asia - Byliśmy w ciężkim szoku... Kelnerka po prostu przerwała zabawę z psem i podała nam nasze dania, na dodatek podeszła, postawiła i poszła sobie - bez słowa. Chociaż była to kelnerka mówiąca i migająca.
Igor - W jeszcze większe osłupienie wprawił nas kucharz, który po skończeniu wydawania dań wyszedł sobie przed bar na papieroska. Mam nadzieję, że chociaż on mył ręce...
Asia - Powoli staraliśmy się zacząć jeść. Ale tutaj kolejne zaskoczenie - moja sałatka była podana na miseczce z bambusa. Nie mam nic do takich naczyń, ale nie wiem jak zachowują się w zmywarce i czy po prostu da się je domyć po sosie, pomidorach itp.
Igor - Pierwszy kęs pizzy - niebo w gębie, co jak co ale jedzenie chociaż pyszne. Wszystko pachnące, delikatnie ciągnący się ser, pieczarki podsuszone dzięki czemu całość nie pływała na cieście, no i kurczaka faktycznie nie żałowali. Wziąłem dużą pizze, ale tak naprawdę to było tak wielkie niczym podwójna porcja. I do tego jaka pyszna.
Asia - Moja sałatka była sałatką. Nie powalała smakiem. Była dobra. Poprawna. Dość ostra, trochę chrupiąca. Ciekawe połączenie składników. Lepsze wrażenie robiło pieczywo czosnkowe - z prawdziwym wyciskanym czosnkiem i dużą ilością startego sera.
Igor - Kiedy doszedłem do 3/4 pizzy uzmysłowiłem sobie na czym polegał mój błąd - zamówiłem dużą pizzę na miejscu. Gdybym zamówił na wynos, z dostawą do domu to - mógłbym odłożyć resztę pysznej pizzy i odgrzać później, nie musiałbym wysłuchiwać dudniącej muzyki i nie musiałbym patrzeć na brud panujący w lokalu.
Asia - Tak, to słuszne spostrzeżenie. Pomogłam Igorowi trochę w jego pizzy i potwierdzam - była świetna. Ale niestety, ogólne wrażenie jakie zrobił na mnie lokal nie potwierdza obiegowej pozytywnej opinii o Dwóch Dłoniach.
Igor - Więc dla kogo jest to lokal? Z pewnością dobrze czują się w nim osoby głuchonieme - mogą bez problemu dogadać się z obsługą. Także fani darta, bilarda i trambambuli znajdą tu dla siebie miejsce. Być może imprezy są tu udane - repertuar mają.
Asia - Miejsce na randkę? Raczej nie. Spotkanie biznesowe - zdecydowanie nie. Jeśli już to wypad większą ekipą na piwo. A najlepiej to po prostu impreza w domu z dostawą pizzy z Dwóch Dłoni.

Wydatki:
Pieczywo czosnkowe z serem 7,00 zł
Sałatka meksykańska 12,00 zł
Pizza Dwie Dłonie (wielka) 28,50 zł
Piwo (ceny niestety nie pamiętamy, a rachunku nam nie dano)
Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -4
jedzenie: +4
czas: +3
wystrój: +2
czystość: -3


Ogólna ocena:

Dwie Dłonie
Łódź, ul. Wólczańska 40/42
tel. 042 630 10 05
www.dwiedlonie.pl



Wyświetl większą mapę

22 lip 2009

Ciepłe Kluchy - tanio i szybko


Igor - Z półmiesięcznym poślizgiem, ale udało nam się dotrzeć w upalny dzień do Ciepłych Kluch
Asia - Jest to lokal, który zwyciężył w głosowaniu, na lokal, do odwiedzenia jeszcze w czerwcu.
Igor - Udało nam się dopiero zjeść tam za trzecim razem. Najpierw była tam impreza zamknięta, potem poszliśmy tam tuż przed zamknięciem (19:00).
Asia - Ale dzisiaj nic już nie stanęło nam na przeszkodzie.
Igor - Ciepłe Kluchy to bar. Można pokusić się nawet o określenie "szybkiej obsługi". Wejście do niego wiedzie po schodach w dół, do piwnicy kamienicy przy Zachodniej 66 tuż przy skrzyżowaniu z ul. Próchnika.
Asia - Wewnątrz czerwone ściany, czarne stoliki, czerwone obrusy, drewniane podkładki pod talerze, metalowe krzesła z czarną wyściółką. I bar, przy którym się zamawia.
Igor - Tak, w Ciepłych Kluchach podchodzi się po prostu do baru i mówi co cię chce zjeść. Reszta jest samoobsługą.
Asia - Samemu bierze się sztućce, nalewa kompot (jeśli się go zamawia za 80 gr), gdy danie jest gotowe - samemu bierze się je z lady i potem odnosi do okienka. Jak w prawdziwym barze.
Igor - Ponieważ Ciepłe Kluchy reklamują się jako "obiady domowe i nie tylko" zdecydowałem się na tradycyjnego schabowego z ziemniakami i surówką.
Asia - Ja wybrałam coś lekkiego - ryż ze śmietaną i cynamonem. Uznałam, że przy temperaturze 32*C nie przełknę mięsa. Do tego obowiązkowo kompot.
Igor - Na nasze danie nie czekaliśmy długo. Około 10 minut. W tym czasie oboje zwiedziliśmy toaletę unisex. Muszla, mała umywalka, mydło, ręcznik - nic zaskakującego. Nie wyobrażam sobie co się może tu dziać podczas imprez zamkniętych. Toaleta jest bowiem w połowie lokalu.
Asia - W pierwszej sali jest regularny bar. Kilka stolików, ustawionych pod ścianami. Druga, w głębi, uruchamiana jest chyba podczas większych imprez.
Igor - Po kilkunastu minutach pani z barem podała nazwy naszych dań. Dobrze, że nie przez mikrofon jak w smażalni ryb. Poszedłem po dwa talerze.
Asia - Na głębokim był mój ryż, obficie przyprawiony cynamonem i różyczka z bitej śmietany.
Igor - Ja na płaskim, średniej wielkości talerzu dostałam po łyżeczce trzech surówek, kilka ziemniaków, pociętych na połówki, a na wierzchu leżał kotlet schabowy.
Asia - Już po pierwszym kęsie ryżu uznałam, że nazwa powinna brzmieć "ryż ze śmietaną, cynamonem i cukrem". Danie było niesamowicie słodkie i gęste. I ciepłe. Zjadłam ile mogłam i pod koniec powiedziałam "pass". Poziom cukru we krwi przekroczył dopuszczalny poziom. Na szczęście kompot z truskawek nie był słodzony, więc miałam czym przepijać.
Igor - Zacząłem od sałatek - zawód. Pierwsze co poczułem to że były przesolone. Na dobra sprawę różniły się tylko wyglądem. Potem doszedłem do tego, że to były zwykłe sałatki "z pojemnika". Kartofle, no cóż, wolę jak są ciepłe. Co dziwne, przy takiej temperaturze były chłodne. A kotlet, jak to kotlet. Ani przepalony, ani niedopieczony, ani nie przyprawione i też nie przesolone. Był niestety, nijaki. Ot kotlet schabowy.
Asia - Gdy zjedliśmy nie było po co dłużej siedzieć. To jest lokal nastawiony na klienta, który ma wejść, zjeść i wyjść. Poszliśmy więc sobie.
Igor - Za całość zapłaciliśmy 20 zł. Jak na obiad dla dwóch osób z napojami jest to bardzo niewygórowana cena.
Asia - Dla kogo są Ciepłe Kluchy? Dla głodnych i oszczędnych. Za cielęcinę z ziemniakami zapłacimy 18 zł, za de volaille 11 zł, zupy od 3,50 do 5,50 (flaki), pierogi z mięsem 6,50 zł, pampuchy z gulaszem 9 zł. Można także zamówić piwo 0,5l za 3,50 i 4 zł.
Igor - I raczej nie dla smakoszy. W tym barze można po prostu zjeść. Niestety, zjedzone potrawy "wspominały" nam się aż do wieczora.

Wydatki:
Schabowy, ziemniaki, surówka 11,00 zł
Ryż ze śmietaną i cynamonem 4,50 zł
Kompot 0,80 zł
Nestea 3,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +2
jedzenie: +1
czas: +4
wystrój: +4
czystość: +4


Ogólna ocena:

Ciepłe Kluchy
Łódź, ul. Zachodnia 66A
tel. 042 633 03 07
www.cieplekluchy.com



Wyświetl większą mapę

15 lip 2009

InVito - zwykła pizzeria


Igor - Jest środa 15 lipca, połowa miesiąca po tym jak powinniśmy odwiedzić Ciepłe Kluchy.
Asia - Zaraz po pracy udaliśmy się na Zachodnią 66A, niestety byliśmy tam za pięć dwunasta, a w zasadzie za pięć 19.00.
Igor - Okazało się, że możemy jeszcze wejść i zjeść, ale niestety wybór dań nie jest już za duży. Nie chcąc więc przetrzymywać pracowników, postanowiliśmy poszukać czegoś w okolicy.
Asia - Poszliśmy więc na drugą stronę kwartału ulic Zachodnia, Próchnika, Piotrkowska, Więcowskiego. I weszliśmy do InVito przy Piotrkowskiej 25.
Igor - Jest to pizzeria - sieciówka, w tym momencie poza Łodzią InVito jest także w Warszawie, Gdyni, Krakowie, Wrocławiu, Sandomierzu i Bielsko-Białej.
Asia - Mimo, że lokal ten jest otwarty stosunkowo od niedawna, już teraz nie brak mu klientów. Ogródek, który wydał nam się najlepszym miejscem na leni obiad, był niestety wypełniony po brzegi. Zdecydowaliśmy się wejść do klimatyzowanego środka.
Igor - Takie upały, że jednak klima nie dawała rady, i warunki były podobne do tych na zewnątrz. W środku, jest jedna sala wypełniona stoliczkami. Przede wszystkich czteroosobowymi, ale są też miejsca na liczniejszych grup.
Asia - Zaraz po tym jak usiedliśmy, podeszła do nas kelnerka i położyła menu.
Igor - Karty, to 8 stron zalaminowanych kartek formatu A4.
Asia - Na stoiku stały karteczki informujące, że wino białe lub czerwone sprzedawane na lampki (100 ml) kosztuje 5 złotych.
Igor - A w samym menu znaleźć można przekąski, zupy, sałatki, spaghetti, penne, tagliatelle, tortellini, lasagne, no i oczywiście bogaty wybór pizzy. 29 rodzajów oraz możliwość skomponowania własnej pizzy - każdy dodatek w zależności od wielkości ciasta kosztuje 3.50 zł lub 4.50 zł.
Asia - Najdroższa pizza kosztuje 34.90 zł (Frutti di mare 42cm), a najtańsza Margherita kosztuje 14.90 zł za 32cm.
Igor - Poza jedzeniem, można też zamówić napoje zimne, alkohole i wina.
Asia - Do napojów jak i do win podawana jest "przekąska gastronomiczna".
Igor - No ale podeszła do nas kelnerka i musieliśmy się na coś zdecydować. Asia wzięła Sałatkę wegetariańską, ja zaś skusiłem się na pizzę. Wybrałem Calzone Capri czyli pizzę "pieróg" (sos, ser, szynka, pieczarki, oregano), licząc na coś smacznego i wyglądającego nieco inaczej.
Asia - Kelnerka przyjęła od nas zamówienie i zabrała jedną z kart. My zaś zaczęliśmy się rozglądać po lokalu.
Igor - Pod sufitem zawieszone są dwa duże monitory, na których wyświetlany jest jakiś program (chyba N Sport).
Asia - Po chwili przyszła do nas kelnerka z zamówionymi napojami i przekąską gastronomiczną.
Igor - Nie do końca wiemy jak nazwać te paluszki, przypominały nieco kształtem grissini. Były z wierzchu pokryte delikatnie słoną i ostrawą warstwą. Delikatnie wypieczone, świetnie pasowały jako "czasoumilacze". Wraz z tymi paluszkami, kelnerka przyniosła dwie malutkie miseczki z sosami - jeden biały: czosnkowy, drugi brunatno-czerwony: pomidorowy z dodatkiem ziół.
Asia - Chrupiąc rozglądaliśmy się dalej. Na ciekawie wystrojonej sali stało trzynaście stoliczków, przy których wszystkie krzesełka i po jednym czerwonym fotelu. Krzesełka czarne i zwykłe, ciekawie komponowały się przy zupełnie inaczej wyglądających fotelach.
Igor - Na jednej ze ścian namalowany jest duży fresk przedstawiający amfiteatr Claudi.
Asia - Po drugiej stronie sali, na ścianach wiszą czarno-białe fotografie. Na podłodze położone są duże kremowe kafle, kompletujące dość nowoczesny wystrój.
Igor - Wystrój uzupełniały dwie szafeczki na butelki z winami.
Asia - Było ich zdecydowanie więcej niż w menu. Poza tym wszystkie butelki były puste. Wszystko stało tylko dla ozdoby.
Igor - Nasza przekąska szybko znikała. Była pyszna, a w połączeniu z przyniesionymi sosami smakowała jeszcze bardziej. Na tyle, że zjadłem chyba z połowę sosjerek.
Asia - Ponieważ naszych dań jeszcze nie było, udałam się do toalety. O ile większość znajdującego się tam sprzętu była czysta, tak poręcz tuż przy muszli, nie widziała ścierki chyba od tygodnia. Damska toaleta połączona jest ubikacją dla niepełnosprawnych.
Igor - Swoją drogą śmieszne jest, że lokal posiada toaletę dla niepełnosprawnych, ale żeby się do niego dostać trzeba pokonać dwa stopnie i wąskie wejście.
Asia - Niedługo potem przyszła kelnerka z naszymi daniami. Przede mną stanął kwadratowy talerz wypełniony po brzegi składnikami sałatki. Jako dodatek dwie kromeczki bagietki, sowicie nasączonych oliwą (albo bardziej prawodopodobne że olejem).
Igor - Przede mną zaś postawiono ogromny talerz z parującą pizzą. Wtedy tez okazało się, że te dwa pyszne sosy, nie były dodatkiem do przekąski gastronomicznej, a sosami do pizzy. Połowę zjadłem wraz z paluszkami, druga połowa miała mi starczyć do pizzy? No i zapomniano też o jakiejś łyżeczce do nalewania sosu - widelcem robi się to wyjątkowo ciężko, a wylewanie z tych miseczek kończyło się zaciekami na stole.
Asia - Moja sałatka składała się z sałaty, pomidora, ogórka, papryki, cebuli, kukurydzy i oliwek. Całość zroszona sosem winegret, ale w menu było podane, że sałatkę można także zamówić z sosem czosnkowym - kelnerka nie dała mi jednak wyboru.
Igor - Po przekrojeniu ciasta, z środka wylała się woda. Niestety, ale pieczarki których użyto do mojego dania, nie były wcześniej przesuszone, przez co całą wodę jaką w sobie miały - oddały podczas pieczenia.
Asia - Za to moja sałatka była świeża i chrupiąca. Sosu winegret jest nie za dużo, akurat w sam raz.
Igor - Moja pizza nie należała do najlepszych jakie jadłem. Ciasto nieco gumowate, nadzienie pływające, a szynka pociachana na wielkie plastry.
Asia - Ja w swoim daniu nie znalazłam wad.
Igor - Pałaszując nasze dania spostrzegliśmy, że przestała grać muzyka. Po przyjściu coś sączyło się z głośników, teraz jedyne co było słychać to odgłosy z kuchni.
Asia - Zastanówmy się nad samym lokalem. Wnętrze nie jest porywające, jest bardzo czyste i nowoczesne. Nie jest też przytulnie, co raczej sprzyja szybkiemu wejściu i zjedzeniu, ale nie posiedzeniu ze znajomymi lub na randce.
Igor - InVito znajduje się tuz obok pizzerii Presto - dość silnej konkurencji. Vis a vis jest "szybkonald's" na parterze Magdy.
Asia - Kiedy zjedliśmy, pojawiła się kelnerka pytając czy chcielibyśmy coś jeszcze.
Igor - Poprosiliśmy o rachunek, upewniając się że można płacić kartą. I tu miła niespodzianka na koniec. Kelnerka spytała się, czy jesteśmy studentami bądź mamy swoją firmę - dla tych grup przewidziane są zniżki (odpowiednio 15 i 20%). To samo, przy zamówieniu dużej pizzy, gdyż za drugą płacimy 50% ceny.
Asia - Komu polecić InVito? Tym, którzy chcą szybko zjeść w ciągu dnia w niezobowiązujacej atmosferze.
Igor - No i na koniec - to jest pizzeria, można zamówić na wynos.

Wydatki:
Sałatka wegetariańska 13,90 zł
Pizza Calzone Capri 16,90 zł
Pepsi 4,50 zł
Mirinda 4,50 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +2
jedzenie: +2
czas: +5
wystrój: +2
czystość: +4


Ogólna ocena:

InVito
Łódź, Piotrkowska 25
tel.0 801 468 486
www.invitopizza.pl
11:00-23:00 w piątki i soboty do 24:00



Wyświetl większą mapę

11 lip 2009

Portobello - nie udawaj włocha


Asia - Sobotnie popołudnie spędziliśmy w centrum miasta. Ponieważ zbliżał się wieczór postanowiliśmy zjeść na mieście, a ponieważ nie byliśmy pewni czy Ciepłe Kluchy, które mieliśmy odwiedzić jeszcze w czerwcu, są w sobotę otwarte, poszliśmy na plac Komuny Paryskiej do "Pub & Restaurant Portobello" na włoską kuchnię.
Igor - Byliśmy głodni, więc wiedzieliśmy, że musimy zacząć od przystawki.
Asia - Najpierw jednak wybraliśmy stolik - było to trudne, bo większość stolików w sobotni wieczór była pusta.
Igor - Zdziwiły nas te pustki, jak się potem okazało aż do naszego wyjścia byliśmy jednymi z nielicznych klientów.
Asia - Usiedliśmy z boku sali, i w kilka chwil potem podeszła do nas kelnerka podając karty dań.
Igor - A w nich risotto, dania kuchni włoskiej, dania mięsne, ryby, pizze. Także włoskie desery i przekąski - np. bułeczki własnej produkcji.
Asia - My jednak zdecydowaliśmy się na grzanki - apetyczne i z pomidorami.
Igor - Jako danie główne wybrałem tortellini z szynką w sosie śmietanowym, do tego colę.
Asia - Ja, upewniwszy się, że w razie czego Igor mi pomoże, wzięłam pizzę parmeńską i herbatę.
Igor - W menu są jednak takie dania jak polędwica z zielonym pieprzem, eskalopki w sosie cytrynowym, pierś z kurczaka w curry czy omlet z szynką.
Asia - "Dla miłośników kuchni włoskiej" kilka dań o włosko brzmiących nazwach. Opisy, trzeba przyznać, brzmiały smakowicie. Nie brakuje także kilku wariantów spaghetti.
Igor - Ale nie brakuje także sałatki greckiej (sic!) czy schabowego.
Asia - Na każdej stronie menu jest informacja, że czas oczekiwania na każde danie to 20 minut.
Igor - Już na pierwszy rzut oka widać, że Portobello to lokal nie dla studenta. Ceny przystawek na przykład wahają się od 8 do 38 zł (półmisek przysmaków włoskich). Piwo to wydatek 8 zł (zarówno za piwo z kija jak i butelki).
Asia - Kiedy już przewertowaliśmy menu podeszła kelnerka, przyjęła od nas zamówienie i po kilki chwilach wróciła z obrusem w kratę, sztućcami, materiałowymi serwetami i napojami.
Igor - Asia dostała imbryczek z wodą i herbatę a ja szklankę coli.
Asia - Po około 10 minutach kelnerka przyniosła nasze przystawki. Każde z nas otrzymało okrągły talerz z dwoma kromkami opieczonego pieczywa (nie tostowego, tylko takiego normalnego). Ja miałam na tym chlebie górę posiekanych, zimnych pomidorów ze skórką, mało było sera, a jeszcze mniej anchovies (anszua). Ot dwie opieczone kromki, z pomidorami. W połowie jedzenia całość już była zimna. Z całego dania powalała cena - 8 i 12 zł za takie coś.
Igor - Ja cały czas zastanawiałem się dla kogo jest to lokal. Z jednej strony obrus - położony na stole jak już zamówiliśmy jedzenie, z drugiej ceny - zupełnie nie jak w pubie i przestrzeń lokalu - jak na wielką imprezę. Siedząc w jednym końcu widzieliśmy co robią panie w kuchni, po przeciwległej stronie. Ni to pub, ni to restauracja, ni klub.
Asia - I do tego wystrój... W oknach kolorowe wyklejanki, drewniane podłogi, dużo stolików i ław; długi, drewniany bar ze sporym wyborem alkoholi.
Igor - Knajpa zrobiona w dyskotece.
Asia - Ponieważ przystawki skończyliśmy, udałam się do łazienki. Teraz już nie miałam wątpliwości, że jestem w jakimś klubie. I to takim, który swoje lata świetności ma za sobą.
Igor - Gdy Asia wróciła, kelnerka zabrała nasze naczynia, i po niedługim czasie przyniosła nasze dania główne.
Asia - Ja dostałam na talerzu od pizzy płaską pizzę, bez rantów, pokrytą kilkoma plastrami szynki parmeńskiej. Szkoda, że nóż był tępy, a kucharz nie pokroił parmeńskiej na mniejsze kawałki. Po podgrzaniu nie dało już się tego zrobić. Biorąc gryza pizzy, musiałam ściągać cały plaster wędliny. I do pizzy nie było sosu, tylko ew. oliwa, która została na stole od czasu przystawki.
Igor - Przede mną stanął duży, głęboki talerz wypełniony... uszkami, do tego trochę sosu. Jadłem, ale bez zachwytu. Jadałem już tortellini, ale to co dostałem w Portobello smakowało jak uszka z marketu. Poza tym porcja średniej wielkości. Z chęcią więc pomogłem Asi z jej pizzą.
Asia - Zjeść, zjadłam. Jak we Włoszech się nie poczułam. Za te pieniądze to wrażenie kiepskie. Na koniec jeszcze nie mogliśmy wyjść, bo naszą kelnerkę wcięło.
Igor - Kiedy odnalazła się po jakichś 15 minutach poprosiliśmy rachunek, zapłaciliśmy i nadal nie wiedząc jakiego typu to lokal, wyszliśmy.
Asia - Portobello-pub: dużo miejsc, sporo alkoholi, wysokie ceny. Portobello-restauracja: spory wybór dań, wysokie ceny. Portobello-dyskoteka: dużo miejsca, sporo alkoholi.
Igor - Jeśli komuś takie pomieszanie z poplątaniem odpowiada to OK. Nam nie musi.

Wydatki:
Grzanki apetyczne 12,00 zł
Grzanki z pomidorami 8,00 zł
Pizza parmeńska 23,00 zł
Tortellini z szynką w sosie śmietanowym 24,00 zł
Coca-cola 3,50 zł
Herbata 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +3
jedzenie: +2
czas: +2
wystrój: -3
czystość: +1


Ogólna ocena:

Portobello
Łódź, Plac Komuny Paryskiej 6A
tel. 042 639 77 90
www.portobello.com.pl



Wyświetl większą mapę

30 cze 2009

Camino - rodzinnie


Igor - Zaplanowaliśmy sobie popołudnie w "Ciepłych kluchach", bo do tego lokalu mieliśmy iść w czerwcu.
Asia - No i pojechaliśmy na Zachodnią 66a, trochę trwało zanim znaleźliśmy miejsce do zaparkowania.
Igor - Podchodzimy do restauracji i niestety, lokal zarezerwowany na imprezę zamkniętą. Dobrze wiedzieć, że można takową zorganizować w Ciepłych kluchach, jednak daje to ryzyko pocałowania klamki.
Asia - Będąc głodnymi, z zarezerwowanym czasem na posiłek "na mieście", zdecydowaliśmy się czegoś poszukać.
Igor - I tym sposobem trafiliśmy do Manufaktury, do jednej z ostatnich tam restauracji, w jakich nas jeszcze nie było z wizytą.
Asia - Jest nią Restauracja rodzinna Cammino. Lokal znajdujący się na rynku Manufaktury, w północnej jego części.
Igor - Wybraliśmy sobie miejsce w ogródku, gdzie w pełni mogliśmy cieszyć się letnią pogodą. Świeże powietrze, nad głowami parasole chroniące przed słońcem, fajne widoki i wygodne siedziska przy małych stoliczkach.
Asia - Na stoliczkach są małe lampeczki. Nie zdołaliśmy się rozsiąść, a już był obok nas kelner, który nas grzecznie przywitał i podał karty dań.
Igor - Wstępne przejrzenie menu spowodowało, że nie do końca wiedziałem co wybrać. Głód jednak narastał więc skoro już weszliśmy - chcieliśmy koniecznie coś zjeść.
Asia - Ze względu na letnią pogodę, miałam ochotę na coś bez mięsa, co jednocześnie będzie słodkie i kaloryczne. Wybór zatem padł na placki ziemniaczane ze śmietaną i cukrem.
Igor - A ja nie byłem do końca przekonany, dlatego zdałem się na kelnera, który zaraz się pojawił. I nie był to ten sam człowiek - ten pierwszy widocznie był tylko do witania gości i podawania im kart dań.
Asia - Nowy kelner był dość oryginalny. Wyrazista fryzura postawiona na żel, ciemne oprawki okularów podkreślały oczy. Czarna koszula i spodnie, a do tego zegarek na szerokim, także czarnym, pasku. Z uwagi na krótki rękawek koszuli, na całym przedramieniu widoczny był tatuaż.
Igor - Fakt, kelner był dość wyrazisty, także bezpośredni i sympatyczny w kontakcie. Bez problemów Asia złożyła swoje zamówienie, a ja spytałem się o kotlet Cammino. Czasami, gdy nie mogę się zdecydować na jakieś danie, to wybieram to "tytularne" dla danej knajpy - wszak czegoś złego by nie nazwali tym samym imieniem co restaurację.
Asia - Kelner z uśmiechem przyjął także zamówienie na napoje - dla mnie wodę, dla Igora sok jabłkowy. Aby dopasować się do klimatu napoje tutaj podawane są w dużych kieliszkach do wina. Wygląda to zdecydowanie bardziej elegancko niż woda z naklejką "kropla beskidu" czy inną. Wraz z napojami pojawiły się także sztućce.
Igor - Gdy kelner odszedł mieliśmy okazję rozejrzeć się po ogródku. Niestety, na stolik obok od dłuższego czasu widzieliśmy niesprzątnięte naczynia po poprzednich klientach.
Asia - Słówko jeszcze o ogródku jako takim - gęsto ustawione krzesła troszkę utrudniają poruszanie się pomiędzy wygodnymi fotelami z miękkimi poduszkami.
Igor - Po kilku minutach oczekiwania, kelner przyniósł moją przystawkę - ser zapiekany. Z wyglądu przypominał krokiecik, albo niedosmażony kotlet. Lekko pachnący, przyzłocona panierka, lekko parujący. Ale dopiero po uruchomieniu sztućców odkryłem wszystkie walory tego dania. od razu po nacięciu wylała mi się piękna, żółtokremowa masa. W środku, poza roztopionym serem, znalazłem także kawałki szynki. Wszystko idealnie ciepłe, pachnące, no i ten. wyśmienity smak plus smaczne tosty. Polecam pójście do Cammino, nawet dla samej tej przekąski.
Asia - Danie Igora faktycznie wyglądało niesamowicie i pachniało zachęcająco. Zaraz gdy je skończył pojawił się kelner aby zabrać talerz i niedługo po tym podać nam zamówione przez nas dania.
Igor - Wraz z kolejnym talerzem z daniem główny, kelner przyniósł kolejny zestaw sztućców. Na środku talerza położony był średniej wielkości kotlet otoczony w panierce. Nieco bardziej przyzłocony, niż moja przystawka. Obok usypana kupka ziemniaczków. W osobnym pojemniczku otrzymałem zasmażaną kapustę. Polecił ją kelner, więc byłem bardzo ciekawy jej smaku.
Asia - Ja zaś dostałam grube placki ziemniaczane, do tego miseczka z gęstą śmietaną i osobna z cukrem.
Igor - Poza kapustą, byłem też ciekawy smaku kotleta. Po rozcięciu okazało się, że pod panierką i kawałkiem mięsa znalazłem farsz z pieczarek. Całość gorąca i mile komponująca się z ziemniaczkami, które były usmażone na złoto. No i ta kapusta, letnia, ale za to wyśmienita w smaku - słodka, z lekkim posmakiem przysmażenia.
Asia - Moje placki były gorące i chrupiące. W połączeniu z gęstą śmietaną i cukrem tworzyły niesamowitą kompozycję - dokładnie taką, o jaką mi chodziło. Było słodko i kalorycznie, a przy tym nie czułam się zapchana ani przejedzona. I co ważne: placki nie ociekały tłuszczem ani nie miały jego zapachu.
Igor - Kosztowałem kolejne kęsy mięsa, zakąszałem kawałkami pysznych ziemniaczków. Letnia temperatura kapusty nie była w stanie pogorszyć walorów jej smaku - wyśmienita. Jadłem z apetytem, ale wiedziałem - na deser miejsca już nie starczy.
Asia - Placki też przyjemnie mnie zapełniły, choć czytając menu widziałam apetyczny deser... Niestety nie tym razem. Porcje w Cammino są spore.
Igor - Kelner i tym razem pojawił się w idealnym momencie. Zabrał nasze talerze, wypytał się o deser i poszedł po rachunek.
Asia - Z rachunkiem nie wrócił jednak tak szybko. Gdy się jednak wrócił i zobaczył kartę płatniczą zaprosił Igora do środka - tam znajduje się terminal.
Igor - Ciekawą sytuacją którą widzieliśmy była wizyta rodziny (wszak to restauracja rodzinna). Dla dzieci były podane małe porcje, maluchowi w wózku podgrzano jego słoiczek, a na koniec, wraz z rachunkiem dla dzieci przyniesiono książeczkę.
Asia - Rodzinność restauracji widać także w toalecie w której jest przewijak - to istotna informacja dla młodych rodziców.
Igor - Koniec końców wyszliśmy z Cammino najedzeni, zadowoleni z trochę lżejszym portfelem.
Asia - Komu można polecić wizytę w Restauracji Rodzinnej? Zdecydowanie całym rodzinom, chociaż spotkanie biznesowe też tam powinno udać się bez problemów.

Wydatki:
Ser zapiekany 14,00 zł
Placki na słodko 16,00 zł
Kotlet Cammino 29,00 zł
Ziemniaki zapiekane 4,50 zł
Kapusta zasmażane 6,00 zł
Woda 4,00 zł
Sok 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +5
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +2
czystość: +5


Ogólna ocena:

Restauracja rodzinna Cammino
Łódź, Manufaktura
tel. 042 632 64 34

12 cze 2009

Ganesh - w Bollywood


Igor - W restauracji o tej nazwie już raz byliśmy. Było to dość dawno, na początku prowadzenia naszego bloga. Wtedy zachwycaliśmy się małą, klimatyczną, nastrojową knajpką schowaną w jednej z bram na Piotrkowskiej. Czemu więc zdecydowaliśmy się iść tam jeszcze raz? Bo Ganesh otworzył nową siedzibę, dużo większą od pierwszej.
Asia - Zajął lokal przez wiele lat zajmowany przez restaurację Quattro (ul. Piotrkowska 55). Udaliśmy się tam podczas długiego weekendu - podobnie jak w całym mieście, tak i w restauracji nie było wielu klientów.
Igor - Weszliśmy po schodach przez wielkie otwarte na oścież drzwi. Wnętrze wygląda sympatycznie, ale a drugiej strony dość przeciętnie - długa sala, z wieloma stolikami poustawianymi symetrycznie. Jedynym ciekawym akcentem są dwa stoły w formie okręgu, dookoła których są ustawione sofy. Nad stołami są baldachimy z drobnych koralików, a centralnie nad stołem żyrandol z setek małych szkiełek. Niestety, stoliki są ciągle zarezerwowane, być może z myślą dla liczniejszej grupy klientów.
Asia - Zajęliśmy miejsce po prawej stronie (jak się potem okazało jest to część dla palących - w "starej" restauracji nie wolno było palić w ogóle). Po kilku chwilach podeszła do nas kelnerka podając karty - długie i wąskie. Przy czym kelnerka nie wyglądała jak kelnerka... to znaczy żadna z kelnerek nie wyglądała jak kelnerka. Gdyby nie to, że podawały menu lub chodziły z daniami wzięłabym je za klientki.
Igor - W menu są różne dania: z kurczaka, z baraniny, z ryb, desery, przystawki, oraz indyjskie kefiry.
Asia - Wybór całkiem spory, a i samo czytanie menu trochę trwa ponieważ najpierw większą czcionką mamy oryginalną nazwę dania, a dopiero niżej polski dokładny opis.
Igor - Po jakimś czasie przyszła kelnerka. I całe szczęście - nie mogliśmy się zdecydować, a byliśmy bardzo głodni.
Asia - Ponieważ miałam już upatrzone jedno danie zapytałam ile będziemy na nie czekać - od długości oczekiwania uzależniałam bowiem zamówienie przystawki. Niestety, kelnerka odpowiedziała "nie wiem". Zbita z tropu postanowiłam prócz malai kebab czyli kawałków kurczaka marynowanych w sosie śmietanowo-orzechowym, zamówić także Veg samosa czyli smażone pierożki wegetariańskie.
Igor - Ja postawiłem za to na baraninę. Poprzednim razem bardzo mi smakowała i stwierdziłem że i tym razem zjem ten rodzaj mięsa. Jednak kompletnie nie pamiętałem, co jadłem te dwa lata temu, więc zamówiłem u kelnerki Mutton Korma czyli baranina z migdałami i orzechami w łagodnym sosie śmietanowo-pomidorowym. I odpowiedź kelnerki była równie dziwna co w przypadku Asi - niech Pan tego nie zamawia, albo zmieni sos. Spytałem się co to znaczy, czy to że danie jest źle skomponowane? Kelnerka odparła że "oni" jedzą różne dziwne rzeczy, a w tym przypadku to źle smakuje. Zdziwiłem się bardzo! Zbity ze stropy spytałem się, co kelnerka może mi w takim razie polecić, zaproponowała Kadai Mutton - baranina z papryką, cebulą, imbirem i chili w sosie Curry. Nieświadomie, kelnerka odwiodła mnie od zamówienia tego samego dania co przy poprzedniej wizycie.
Asia - W czasie jak Igor dyskutował z kelnerką o swoim daniu, ja przewertowałam menu i znalazłam do picia jogurt, wcześniej jednak zapytałam kelnerki który będzie najbardziej pasował do mojego dania. Poleciła Lassi natural czyli jogurt indyjski naturalny.
Igor - Asia zamówiła przystawkę, więc stwierdziłem że i coś wezmę jako starter. Tym bardziej, że baraninę się długo przygotowuje - nie chciałem ryzykować śmierci głodowej. Znalazłem coś co zostało nazwane Garlib Naan czyli placki z mąki pszennej z czosnkiem i domówiłem to jako drugą przystawkę. Do picia także zamówiłem jogurt (poprzednim razem bardzo mi smakował), wybrałem Lassi garlic czyli napój jogurtowy czosnkowy.
Asia - Zanim kelnerka przyszła do nas z talerzem mieliśmy dość czasu aby rozejrzeć się po nowym Ganeshu. Te okrągłe stoliki pod baldachimem wyglądają rewelacyjnie. Do tego ciekawy, ceglany kolor ścian i klimatyczna muzyka płynąca z głośników.
Igor - Nie tylko z głośników. Na ścianach wiszą duże telewizory, na których puszczane są hinduskie teledyski, muzykę z nich można usłyszeć w całym lokalu. Także w toalecie.
Asia - Toaleta utrzymana jest w klimacie. Dominują kolory czarny i czerwony. Czysto, nietuzinkowo i muzycznie.
Igor - Można dodać, że całość świetnie wyglądającej toalety burzy jeden fakt. Bo wszystko pachnie, świetnie dopasowane, podajnik do mydła to metalowy pojemniczek, umywalka o ciekawym designie... i do tego wszystkiego postawiony na blacie papier w rolce do wycierania rąk.
Asia - Po powrocie do stolika podeszła do nas kelnerka i położyła przed nami białe talerze, na nich czerwona serwetka, a na niej sztućce: widelec, nóż i łyżka. Zastanowiłam się po co nam łyżka, ale nie zdążyłam zapytać bo kelnerka zniknęła.
Igor - Po kolejnej minucie na naszym stole pojawiły się przystawki! Garlic Naan to trzy placki z mąki pszennej przyrządzone z czosnkiem. Jako przekąska - wyśmienite. Smak czosnku lekki i nie narzucający się, choć popijając jogurtem również o smaku czosnku, trudno było wyczuć różnicę. Sam jogurt, to napój mleczny w którym wyczuwalne są kawałki zgniecionego czosnku. Całość wyśmienicie oczyszcza kubeczki, ale tę zaletę doceniłem nieco później.
Asia - Veg Samosa to zaś dwa pierożki podane na sałacie z dwoma sosami. Jeden sos był zielony i wyglądał na chrzanowy, drugi był w kolorze czekoladowym i w smaku był słodki, troszkę miodowy. Pierożki z zewnątrz bardzo chrupiące, nadziane pastą (chyba) ziemniaczano-curry.
Igor - Sosy (a właściwie dipy) te pasowały także do placków. Kiedy zjedliśmy przystawki, pojawiła się kelnerka - naszymi daniami głównymi.
Asia - Ja dostałam owalny talerz z kawałkami kurczaka i surówką oraz koszyczek z Naan - czyli plackami z mąki przennej, tym razem jednak już bez dodatków.
Igor - Dla mnie przyniosła dwa talerze - jeden mniejszy, podłużny z kopczykiem białego ryżu, drugi większy, własiciwie półmisek z cząstkami mięsa w gęstym sosie.
Asia - W Ganesh, dostaje się potrawy na osobnych talerzach, a następnie przekłada w dowolnie wybranych proporcjach na talerz z którego się je. Bardzo wygodne. Mój kurczak pocięty był w średniej wielkości kwadratowe kawałki. Mięso było aksamitne w smaku, bardzo soczyste, śmietanowa marynata była wyśmienita, a orzechy dawały tylko delikatny, przyjemny posmak. Do tego wszystkiego ryż - biały, niesolony; oraz surówka mocno przyprawiona papryką. W zasadzie to mięsem i ryżem przegryzałam właśnie tę surówkę.
Igor - Ja także sobie chwalę taki sposób podawania jedzenia. Daje to możliwość skosztowania każdego ze składników posiłku razem lub z osobna. Moje mięso było zatopione w gęstym sosie, w którym zanurzone były kawałki warzyw. Całość kompozycji była wyraźnie ostra, to zasługa imbiru dawała bardzo ciekawy i wyraźny smak. Ryż, biały i sypki, świetne uzupełnienie.
Asia - Przyjemnym dodatkiem do naszych dań były jogurty - właśnie przy głównym daniu docenić można ich spokojny smak. W zasadzie w zaskoczyła mnie mile wielkość porcji. Poprzednim razem dania były równie pyszne, ale porcje zdecydowanie mniejsze. Tym razem po zamówieniu przystawki i dania głównego byliśmy najedzeni.
Igor - Tak, zdecydowanie wielkość porcji jest większa niż poprzednim razem i całe szczęście bez uszczerbku na jakości. Ja byłem bardzo przyjemnie najedzony.
Asia - Gdy wróciliśmy do domu spojrzeliśmy na stronę internetową restauracji Ganesh i co się okazało? Po pierwsze na witrynie brak jest informacji, że w Łodzi są dwa Ganesh'e, za to jest link do warszawskiej knajpy.
Igor - A po drugie ceny w internetowym menu są niższe od tych które widzieliśmy będąc w restauracji, średnio o 3 zł.
Asia - Ja bym podtrzymała moją opinię odnośnie tego lokalu - można zajrzeć od czasu do czasu i spróbować przepysznej kuchni, ale jest tam za drogo, aby stołować się codziennie.
Igor - A ja dodam, że mamy mimo wszystko w Łodzi dwie różne restauracja Ganesh - jedną małą, klimatyczną, ze spokojną muzyką; oraz drugą większą, nastawioną na wielu klientów, z dyskotekowym bollywood z głośników - bardziej komercyjną. Osobiście wolę tę pierwszą.
Asia - Komu zatem można polecić nowy Ganesh? Zdecydowanie można wybrać się tam większą ekipą i zająć stolik pod baldachimem. Klimatyczny, rozwywkowy wieczór zapewniony.
Igor - Super jedzenie, wystrój i czystość... tylko ta obsługa.

Wydatki:
Garlic Naan 11,00 zł
Veg Samosa 10,00 zł
Malai Kebab 23,00 zł
Kadai Mutton 31,00 zł
Lassi natural 7,00 zł
Lassi garlic 8,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +2
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +5


Ogólna ocena:

"Ganesh"
Łódź, ul. Piotrkowska 55
www.ganesh.pl


Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony