19 kwi 2009

Ramzes - pierwowzór Shpinxa


Igor - Wpadliśmy do tego lokalu dość przypadkowo. Idąc Piotrkowską, która była zablokowana przez jakieś wyścigi regat, natknęliśmy się na Ramzesa.
Asia - Jest to knajpa pod numerem 40, która jest tutaj chyba niemal "od początku".
Igor - Fakt, Ramzes jest najstarszą restauracją tego typu (kebab, shoarma, gyros), która mieści się w Łodzi. Mało kto wie, ale to właśnie Ramzes jest pierwowzorem Sphinxa. Tak tak, to Ramzes dał impuls do stworzenia tej ogólnopolskiej znanej sieci restauracji.
Asia - Co jakiś czas Ramzes z resztą przechodził lifting, zmieniając wygląd, logo...
Igor - Aż dziw, że jeszcze nie zdecydowaliśmy się go przetestować na naszej witrynie.
Asia - Być może dlatego, że restauracja ta znajduje się w mniej popularnej części Piotrkowskiej. Bo to odcinek pomiędzy ulicami Jaracza i Narutowicza.
Igor - Natomiast będąc już w tej części deptaka, trudno przeoczyć Ramzesa. Nad ogromnymi oknami widnieje czerwony napis "restauracja", a przy wejściu są dwie duże (wielkości drzwi) czerwone plansze z przedstawionym menu. Troszkę mi to przypomina bardziej fast food, a nie restaurację, no ale co się dziwić skoro właściciel jest ten sam co i Kebab House.
Asia - Zaraz po wejściu po trzech schodkach, trafiamy do małego przedsionka. Dzięki tej sztuczce, nie widać od razu, że wnętrze Ramzesa to jedna salka.
Igor - Bo nie jest to za duży lokal. Natomiast od wejścia ja poczułem dziwny zapach. Ni to woń jakiegoś dania, ni to perfumy. Jakis taki dziwny zapach starego oleju.
Asia - Szybko zdecydowaliśmy się na stolik. Staraliśmy się nie usiąść komuś na plecach, ale ustawienie stołów i krzeseł nie ułatwia tego. W zasadzie sala Ramzesa przypomina małą stołówkę.
Igor - Z nietypowym elementem jakim są skórzane sofy i niskie stoliki ustawione "w oknie".
Asia - Usiedliśmy w rogu. Chwilę czekaliśmy na kelnerkę, która podała nam karty. I wtedy spojrzeliśmy z bliska na nasz stolik. Na drewnianym stole ze słojami widać było kółka od szklanek oraz resztki jedzenia... Fuj!
Igor - Można powiedzieć, że kelnerka zauważyła nas od razu. Sympatyczna dziewczyna, ale na oko zupełnie nie można jej stroju odróżnić od ubrań gości. koszulka z krótkim rękawkiem, jakieś spodnie i to wszystko. OK, rozumiem luźny styl, ale to było bardziej niechlujne niż stylowe.
Asia - W menu jest co wybierać. Tak jak Igor napisał: od shoarmy przez kebab, gyros, skrzydełka na polędwiczkach i "Naleśniku Kairskim" kończąc. Ja zdecydowałam się na shoarmę z kurczaka z warzywami z surówkami i pitą.
Igor - Ale takie dania można dostać niemal wszędzie i nie ma co ich zamawiać kiedy chce się zjeść coś nowego. Moja uwagę przykuła nazwa "czarnulka z Ramzesa" - szynka wieprzowa opiekana w orientalnej marynacie. Do dania podawany jest bukiet surówek i pita.
Asia - Ponieważ byliśmy głodni, zdecydowaliśmy się na jakąś przystawkę.
Igor - I tu problem, bo w Ramzesie za przystawki podawane są kapusta lub buraczki zasmażane, bukiet surówek, a nawet mizeria i ogórek kiszony! Z prawdziwych przystawek możemy zamówić pieczarki z grilla lub "Kleopatrę" - ser pieczony camembert z żurawiną i chlebkiem pita. Przy tak ubogim wyborze, zdecydowaliśmy się na "sałatkę tonno" - czyli tuńczyk, pomidory, cebula, oliwki, jajko, kukurydza, sałata lodowa i chlebek pita.
Asia - Gdy kelnerka zauważyła, że już wybraliśmy, przyjęła zamówienie precyzując jakie chcielibyśmy dodatki: ryż, frytki lub opiekanie ziemniaczki. Dopytała także o napoje. Ja zdecydowałam się na herbatę a Igor - pepsi.
Igor - Kiedy kelnerka odeszła, mogliśmy się skupić na wnętrzach restauracji. W sumie, to nie za bardzo jest na czym oko zawiesić, być może z tego powodu zawieszono pod sufitem telewizora. Ciągle zmieniające się obrazki z muzycznej stacji, być może przykuwają uwagę, ale czy do restauracji chodzi się po to aby gapić się w ekran? Muzyka też nie była za szczególna - puszczona jakaś komercyjna stacja radiowa z "jebjeb-muzyczką".
Asia - Gdzieniegdzie na ścianach były motywy arabskie. Jakiś obrazek, jakaś dekoracja. Nad barem rząd lampek z kolorowymi szkiełkami. Moje ogólne wrażenie? Ciemno. Pomimo wielkiego okna.
Igor - Lampki też nie za szczególne, takie jakie już od dawna można oglądać w Sphinxach. Okna fajne, mimo że plastikowe, to ktoś postarał się o ciekawe naklejki iminujące bliskowschodnie elementy architektoniczne. No i niestety na tym koniec.
Asia - Bez trudu znalazłam toaletę. Tuż przed barem, z niebieską naklejką. I tam też jest przedsionek. Do wyboru dwie kabiny (unisex). I znów - ciemno! Nie ma mowy o poprawieniu makijażu. A wystrój? Muszla, zlew, lustro, suszarka. Standard.
Igor - Kiedy i ja wróciłem z kibelka, kelnerka już zdążyła przynieść sałatkę i sztućce. Jedliśmy ją wspólnie, bo chcieliśmy tylko czymś nasycić głód. Jednak ani ja ani Asia nie znaleźliśmy w sałatce zapowiadanych w menu oliwek, jajka, a sałata nie była lodowa, no i gdzieś podział się chlebek pita.
Asia - Dość szybko poradziliśmy sobie z sałatką. Porcja spora, w zasadzie dla jednej osoby może stanowić danie główne.
Igor - Gdy kelnerka podeszła zabrać talerz zawahała się czy zostawić nam nasze sztućce, których już używaliśmy. Postanowiła jednak zabrać sam talerz.
Asia - Przetarliśmy więc widelce i czekaliśmy na główne danie. Po jakichś 15 minutach stanęły przed nami dwa talerze ze sporymi porcjami. W sumie najwięcej było frytek.
Igor - Moja czarnulka, faktycznie była czarna. Pachniała kusząco, była świeżo wyjęta z tłuszczu - błyszczała się, no i w smaku była nieco słona :-) Niestety, powalający to smak nie był. Miałem wrażenie, jakbym jadł przypalone mięso - mam nadzieję, że to nie jest sekret przyrządzania tego dania. Bukiet surówek znośny, choć z cała pewnością czekały one na podanie już od jakiegoś czasu. Frytki? Ludzie, zmieniajcie ten olej (czy fryturę) częściej!
Asia - Moje danie było gorące (także talerz, o czym uprzedziła mnie kelnerka). Opinię o surówkach mam taką samą jak Igor, choć trzeba przyznać, że nie wyglądały one na kupowane - raczej ktoś siada i faktycznie je kroi. Zasadnicza część dania to siekane mięso, na nim sporo opiekanych na patelni warzyw i na tym wszystkim jeszcze żółty ser. Danie było sycące, ale nie powalające.
Igor - Jadłem i jadłem, ale niestety nie obyło się bez sosów. Jednak wolę, kiedy mięsa są same w sobie na tyle smaczne aby nie było trzeba ich doprawiać. A sosy podawane są standardowe: łagodny, czosnkowy i ostry. I przyznać trzeba, że sosy są dobre, gęste i wyraźne w smaku. No może czosnkowy mógłby być wykonywany z prawdziwego warzywa, a nie z proszku.
Asia - Po zjedzeniu byłam pełna, przepiłam całość herbatą (mała filiżanka) i już chciałam wyjść. Zapach unoszący się w Ramzesie zaczął być nieznośny. Do zapachu oleju doszedł smród palonych obok papierosów (brak jest sali dla niepalących) oraz dym z fajki wodnej.
Igor - Akurat ten drugi dym był słodki i nie kłócił się tak bardzo. Jednak jak już pisałem - nie toleruje palenia i jedzenia w tym samym momencie. To są dwie przyjemności, które najlepiej smakować z osobna.
Asia - Niestety, ciężko wyjść z knajpy bez płacenia... Ale jak tu zapłacić jak kelnerka gaworzy z barmanką i nie patrzy na salę?
Igor - W końcu po kilku minutach oczekiwania kelnerka nas zauważyła. Kiedy przyniosła rachunek spytałem się czy mogę zapłacić kartą. Na szczęście, było to możliwe.
Asia - Igor musiał iść do baru, aby dokonać płatności, a ja zostałam sam przy stole... na którym pozostały brudne naczynia.
Igor - Przy barze też było dziwnie. Siedział jakiś facet z laptopem, za barem dziewczyna udająca barmankę (w stroju niczym nie wyróżniającym się) oraz kelnerka, która zamiast iść posprzątać siedziała na krzesełku i patrzyła co barmanka robi. Jakoś nie miałem ochoty zostawiać napiwku, bo i nie było za bardzo za co.

Wydatki:
Czarnulka z Ramzesa 20,00 zł Shoarma z kurczaka, z serem i z warzywami 19,00 zł
Sałatka Tono 13,00 zł
Herbata 3,50 zł
Pepsi 6,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +1
jedzenie: +1
czas: +3
wystrój: +1
czystość: -1


Ogólna ocena:

"Ramzes"
Łódź, ul. Piotrkowska 40
tel. 042-63 11 700


Wyświetl większą mapę

11 komentarzy:

  1. Anonimowy12/5/09

    wszystki przybytki w Łodzi z jedzeniem pseudo arabskim ( przecież tam nie je się wieprzowiny, chyba że to kuchnia fusion?) sa barami lub fastfoodami i pisanie o nich w kategoriach restauracji jest nieporozumieniem.
    najgorsze jest to, że przez pryzmat czasu oczekiwania w tych miejscach na potrawy ocenia się inne lokale i potem wystawia się opinię na temat oczekiwania na potrawy...
    np w kebab house pseudo "shoarma" podsmażana jest rano i przez większość dnia leży w plastikowych koszach na bieliznę pod opiekaczami 10 centymetrów nad podłogą...należy tylko podgrzać i już życzę smacznego.
    wiec Ramzes tez nie jest restauracją chyba, że "inną"... jak "McDonalds - restauracja inna niż wszystkie"
    dajcie spokój.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy12/5/09

    Niestety to co piszesz to smutna prawda, ale mnie zdarzyło się jeść w tego typu knajpie smaczne jedzenie!
    W Kebabie np. makaron z brokułami a w Sioux placek po węgiersku. //Wiem, że to nie jest ich "główny" nurt jedzeniowy, ale warto wiedzieć, że nie trują gości tylko odsmażanym mięchem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy12/5/09

    Jasne... wszystko się może zdarzyć :) Są rzeczy, których nie można zepsuć, jak wyżej wymienione...
    chociaż?
    W zasadzie chodzi mi o nazewnictwo restauracja a bar to różnica i tylko to. Myślę, że osoby oceniające powinny znać różnice a jeśli nie to są poprostu dyletantami. Osoby oceniające powinny np. zamówić pełny posiłek czyli składający się z przystawki lub zupy, dania głównego, deseru oraz napojów zimnych i ciepłych. To czy im to się zmieści czy nie to ich problem... powinni spróbować wszystkiego nastepnie ocenic czas oczekiwania, walory smakowe, jakość prezentacji potraw itd...
    a jeśli czytam w jakiejś recenzji, że Państwo zaczynają posiłek od dania głównego a w trakcie domawiają przystawkę to już widzę, jak kucharze rozpędzeni i skupieni na daniu głównym włączają abs-y i biorą się za przygotowanie przystawki i z ich ust wymyka się k...
    czyli tak jak pisałem na początku brak profesjonalizmu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy12/5/09

    Chyba się nieco czepiasz na siłę. Recenzenci opisują swoje wyprawy do różnych miejsc. Od kiedy takie luźne wyprawy muszą spełniać tak wygórowane wymagania? Sam idź cwaniaku i zamów taki pełen zestaw.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy12/5/09

    Pełny posiłek? To może jeszcze przebrania i pipety za pazuchą? Vide: ''Skrzydełko czy nóżka'' ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy22/5/09

    A mi się podoba konwencja tego bloga. Przynajmniej wiem gdzie można coś ciekawego spróbować, a czego unikać.
    Trzymajcie tak dalej!!!
    Powodzonka i smacznego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Trudno nazwać te wyprawy luźnymi, jeśli, jak zauwazyłem w którymś wpisie, w ruch idzie notes (Zenek, sprzątaj kuchnię! Kontrola przyjechała! :)) Notes może generować pewną nerwowość wśród załogi ;)

    A teraz tak zbiorczo, po lekturze kilku notek dotyczących przybytyków, które odwiedzamy.

    Przeglądam tego bloga i:
    1) razi mnie konwencja ,,dialogu'', ciężko się to czyta i brakuje wrażenia spójnego wspomnienia z wizyty w restauracji. Skoro jesteśmy przy formie, to darowałbym sobie też te nachalne podkreślenia, chyba że treść jest kierowana do idiotów, którym należy pokazywać palcem.
    2) z tego co widzę, wiele lokali było oceniach przez pryzmat jednej wizyty. To stanowczo za mało! Trudno w ten sposób dobrze ocenić więcej niż pojedynczą potrawę, jedną zmianę obsługi i nie daje się możliwości działania pieniądzom (napiwki! napiwki czynią cuda!). Czytałem w kilku recenzjach różnych przybytków (nie tylko na tym blogu) o słabej obsłudze, i tak się składa, że nie mogę ich wszystkich potwierdzić, szczególnie po kilku wizytach (są miejsca, gdzie z obsługi, powiedzmy, poprawnej przerodziła się ona we wzorową: np w Da Antonio na Jaracza, czy na Piotrkowskiej, zawsze jesteśmy mile widziani i dobrze obsłużeni, jeśli danego dnia jakieś danie się nie udało, kelner dyskretnie zasugeruje coś innego -- napiwki pracują). Poznając też bliżej lokal często jesteśmy w stanie wybaczyć mu te czy inne potknięcia czy niedoróbki, bo rekompensuje nam to obsługa czy samo jedzenie.
    3) zdecydowanie brakuje informacji o zamknięciu lokali, więc niektóre recenzje czyta się bez świadomości, że są tylko wspomnieniami.
    4) czas oczekiwania od momentu złożenia zamówienia do otrzymania potrawy: jeśli idziemy do _restauracji_, nie narzekamy na półgodzinny czas oczekiwania. Jeśli jest nam za długo, to idziemy do fast-foodu lub/i jemy coś z mikrofali. Przyrządzenie tego czy owego musi trwać, nawet jeśli odbywa się z półproduktów.
    5) nie marudzimy też, że danie kosztuje trzy dychy, a coca-cola szóstkę, jeśli marudzimy, to idziemy do fast-foodu. Za przyrządzenie jedzenia, za obsługę, za lokalizację i wystrój i inne cuda na kiju trzeba zapłacić. Może nie w każdym przypadku są to opłaty uzasadnione, ale powtarzam, trzy dychy to dziś całkiem normalna cena za danie.
    6) moim zdanie autorzy zbyt dużą wagę przywiązują do wystroju: owszem, wystrój gra jakąs rolę, ale produktem restauracji jest przede wszystkim jedzenie, a nie wystrój. Osobiście wolę lokal z błachym wystrojem czy nawet nietrafionym, byle tylko było czysto i schludnie, gdzie dobrze zjem, niż cudowne wnętrze roku z beznadziejną kuchnią.
    7) Brak terminala może i jest pewną niedogodnością, ale idąc do restauracji warto się wyposażyć w gotówkę, przynajmniej na napiwek. Natomiast gotów jestem zaryzykować stwierdzenie, że ,,tipowanie'' kartą jest niedźwiedzią przysługą (przynajmniej w dobie rozdętego fiskalizmu państwa polskiego).

    PS. Dużo wspominam o napiwkach, niektórzy pewnie uważają, nie nie powinno się płacić dodatkowo za coś, co im się należy. A niech uważają, tylko niech potem nie mają pretensji, że kelner dyskretnie pluje im do zupy ;))) Moim zdaniem przyjęło się w naszej cywilizacji wynagradzać ludzi, którzy nas obsługują i robią to dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękujemy za wszelkie uwagi. Polecamy naszą księgę gości. To lepsze miejsce do oceniania naszego bloga, niż pisanie komentarza pod jedną z recenzji.

    Zawsze będąc w restauracji zachowujemy dyskrecję i nie dajemy po sobie poznać że opiszemy nasza wizytę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy4/7/09

    Ja restaurację Ramzes zapamiętam do końca życia, i niniejszym korzystam z okazji, żeby ostrzec innych. Otóż w środę - 1 lipca, jedząc gyros, w pewnym momencie poczułem lekkie ukłucie w język. Ponieważ to co miałem w ustach było dość twarde i ostre i zdecydowanie nie sprawiało wrażenia czegokolwiek jadalnego, wyjąłem to z buzi. I doznałem szoku. Był to kawałek zbitej szklanki, długości około centymetra, z ostrymi krawędziami i zakończeniem. Pani kelnerka, na widok szkła wyjętego z potrawy stwierdziła, że moje pretensje są słuszne, aczkolwiek ona nie ma z tym nic wspólnego, i jeśli chcę moge iść do kuchni i robić awanturę kucharzowi...słowa "przepraszam" się nie doczekałem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ludzie, nie ważne jaki lokal - fastfood czy restauracja. Smaku nie tracimy zamawiając w tym pierwszym, więc dlaczego z góry powinniśmy zgadzać się na jedzenie na półrocznym oleju czy takie, które przekroczyło termin ważności. Jakbym chciała jeść gówno byłabym gównojadem, ale jestem człowiekiem i dlaczego mam się zgadzać na jedzenie poniżej wszelkich norm? Dlaczego w jednym miejscu o tym samym profilu mogę poczuć sytość i zadowolenie a w innym obrzydzenie jeszcze przed spożyciem? Tak więc, jeśli coś jest szitem to trzeba to tak nazwać.

    Właśnie siedzę w Ramzesie i faktycznie...szału nie ma... Spodziewałam się czegoś więcej po tym miejscu, a tu...zjadłam gorzej niż w niejednej małej gastronomii z budy. Aha, i moja pita też się gdzieś zapodziała. Na barze stoi (cały talerz z pitami) - i nie wiem co gorsze, to że każdy na nią prycha, czy to, że tak się opatrzyłą kelnerce, że zapomina jej dodać do dania...

    pozdrawiam,

    M

    OdpowiedzUsuń
  11. It was the year Generic Cialis came assimilate the bazaar and millions of men got aback into the bold as they say. Pfizer, the aggregation abaft the amazing dejected pill, was about as even as a aggregation can be. Again things started to change a bit as one would apprehend in a capitalistic society.

    OdpowiedzUsuń

PokazuJemy czytelników strony