29 sty 2009

Filmowa Showtime - w towarzystwie gwiazd


Asia - W grudniowym głosowaniu wskazaliście, że w tym miesiącu mamy odwiedzić restaurację Filmową Showtime.
Igor - Nazwa dość ciekawa, ale w pełni uzasadniona jeśli weźmiemy pod uwagę lokalizację - ul. Łąkowa 29 to dawna Wytwórnia Filmów Fabularnych w Łodzi.
Asia - No tak... lokalizacja. W zasadzie bez samochodu nie ma jak się tam dostać. Chyba, że ktoś ma ochotę się przespacerować od Dworca Łódź Kaliska lub od szpitala WAM / hotelu Qubus.
Igor - No niestety, lokalizacja nie jest za dogodna dla niezmotoryzowanych. Dla samochodziarzy jest parking, na który bez problemu można wjechać zarówno od strony Łąkowej jak i Mickiewicza.
Asia - Ponieważ wybraliśmy się do Filmowej po zmroku to trochę na czuja podeszliśmy do drzwi, z których ktoś przed momentem wyszedł.
Igor - Przed drzwiami jakaś sztaluga, na które wypisane sceny - godziny podawania śniadań, obiadów i innych posiłków. Najważniejsze, zjeść można w Filmowej tylko do godziny 22:00.
Asia - Drzwi jedne, przedsionek, drzwi drugie, czarna kotara. Weszliśmy do hallu, gdzie po lewej stronie zauważyliśmy dywan z napisem "Filmowa Showtime". I wielkie drewniane, białe drzwi.
Igor - Przed drzwiami kolejny napis Filmowa Showtime. Nie mieliśmy wątpliwości, to tutaj. Weszliśmy do środka...
Asia - Wewnątrz panował półmrok. Ciemna podłoga, czarne stoliki, szare krzesła, białe serwery, punktowe oświetlenie, film wyświetlany na ścianie i niebo na ścianach... A w zasadzie ciemne kotary z mnóstwem małych lampeczek. Pierwsze wrażenie zdecydowanie na plus.
Igor - Wrażenie wejścia do jakiegoś klubu nie restauracji. Ale pozytywnie.
Asia - Wybraliśmy sobie stolik, z którego widzieliśmy i bar, i wyświetlane filmy i słupy ogłoszeniowe obklejone plakatami reklamowymi różnych filmów. Jeśli chodzi o wystrój to robi fajne, trochę klubowe wrażenie. A co najważniejsze jest spójny.
Igor - Ledwo usiedliśmy podszedł do nas kelner i podał nam menu. Formatu A4, na srebrnym, połyskującym papierze.
Asia - Jednak zawartość już nie była taka oszałamiająca. 10 różnych śniadań, serwowanych do godziny 12.00, 7 przystawek (11-20 zł), 4 zupy (10-12 zł), 7 dań gorących (od 28-38 zł), 6 deserów (11-16 zł) i pokaźna ilość trunków: wódki czyste, smakowe, gatunkowe, drinki. Słowem do picia każdy coś powinien znaleźć.
Igor - Pora była już taka, że obiadów nie podawano, więc skupiliśmy się na "daniach gorących". Wybierać mogliśmy spośród siedmiu posiłków - dwa z polędwiczek, eskalopki, pierś kurczaka, dwie rybki i frykas.
Asia - Ja zdecydowałam się na polędwiczki wieprzowe na dziko. Na moją decyzję wpłynął dodatek: ryż z kaszą. Byłam ciekawa takiego połączenia. W zestaw wchodził jeszcze mix jarzyn.
Igor - Mnie na wstępie żadne z dań jakoś nie zachęciło. Postanowiłem wyeliminować to na co ochoty nie miałem i tak został mi do zamówienia frykas wieprzowy z sosem korniszonowym z ziemniaczkami. Dodatkiem do dania miała być sałatka z buraczków.
Asia - Kelner przyszedł w dobrym momencie. Ja do swojego dania poprosiłam herbatę z cytryną, a Igor piwo.
Igor - Zamówiłem Pilsner Urquell, a sam poszedłem do toalety aby umyć ręce i zrobić trochę miejsca na napój. Kelner kiedy zobaczył że kieruję się w stronę wyjścia (do toalety wchodzi się z "klatki schodowej", z tej samej z której wchodzi się do restauracji), podał mi metrowej wysokości maskotkę.
Asia - Igor wyglądał na dość zaskoczonego, ale chyba kelner wiedział, że goście tak reagują, więc szybko wyjaśnił, że to po to aby klucza nie zgubić.
Igor - Poszedłem i stanąłem przed drzwiami, na których były napisy: na jednych "homo", na drugich "hetero". Wziąłem sobie do serca łaciński napis człowiek, i tam wszedłem. Tak coś czułem, że wybrałem niemęską toaletę, ale trudno. Niestety, całość zbytnio czystością nie świeciła. Daruję szczegóły, bo będę pisał jeszcze o jedzeniu. Chwyciłem maskotkę pod ramię i wróciłem na salę. A tu barman spieszy do mnie z niedobrą informacją - Pilsner Urquell brak, jest tylko Tyskie i Lech.
Asia - Postanowiłam umyć ręce, więc przechwyciłam maskotkę od Igora. Zanim wyszłam z restauracji kelner rzucił: "homo". I co się okazało, damska toaleta nazwana jest "homo", ponieważ kobiety są homogeniczne, a męska "hetero" - od heterogeniczności (wyjaśnienie wg. kelnera). Toaleta utrzymana była w kolorystyce czarno-biało-papierowej. Na podłodze walały się resztki papieru, brudna umywalka, pochlapane lustro... Zupełnie jakby przed chwilą zakończyła się impreza i nie zdążyli sprzątnąć.
Igor - A ja w tym czasie siedziałem przy stoliku i się rozglądałem. Na dwadzieścia stolików zajęty był... jeden. Sala ładna, przestronna, siedzisk na około 80 osób - czyli można organizować imprezy. W jednym narożniku scena - tymczasowo postawiona na niej sofa/szezlong, z dużą białą kartką reklamującą producenta tego mebla (mało estetyczne). W drugim narożniku bar, dobrze zaopatrzony w alkohole, bardzo miło podświetlany. Do tego w sali był jeden ekran, a na innej ścianie ten sam film wyświetlany z rzutnika. Z głośników leciał soundtrack - muzyka z wyświetlanego filmu.
Asia - Gdy wróciłam i oddałam lalkę, kelner podał nam "poczekajki". Dwie kromeczki bagietki z jakąś pastą... niestety nie byłam w stanie rozpoznać poszczególnych składników. Ale całość smaczna.
Igor - W menu zainteresowała mnie wzmianka "wszelkie zamówienia realizujemy w ciągu 20 minut". Nie wiem z jakiego powodu, ale my na nasze posiłki czekaliśmy tych minut 35.
Asia - Kelner podał nam najpierw napoje, chwilę później dania, a po minucie doniósł nam jeszcze nasze dodatki. Znaczy się moje warzywa - dał Igorowi, a jego buraczki przypadły mnie.
Igor - Bez różnicy, powiem że nawet wolę jarzynki robione na parze. Wszystko przyjemnie parowało i pachniało. Frykasik może lekko mało przyprawiony, ale cała reszta pyszna. Kartofelki w kształcie kul, były miękkie ale się nie rozpadały.
Asia - Ja miałam mięso w miarę ciepłe, polane dwoma różnymi sosami, z dekoracją i jednocześnie dodatkiem do mięsa - pomarańczą. A ryż i kasza? Uformowane były w zgrabny stożek. Górną jego część stanowił ryż, dolną zaś kasza. Całość ciekawa w smaku, ale nie powalająca.
Igor - Po zjedzeniu całości czułem pewien niedosyt. Mięso nijakie, ziemniaczki fikuśne ale mało, jarzyny pyszne. Postanowiłem, że wypróbujemy "Filmową" z deserów.
Asia - Mnie już wcześniej, podczas wybierania dań, w oko wpadł sorbet malinowy z likierem Passosa.
Igor - Mnie skusiło ciasto czekoladowe i miodowe z sosem. Byłem bardzo ciekawy tej kombinacji smakowej.
Asia - Na desery nie czekaliśmy długo, ale zaczęliśmy czuć chłód. Może od okien, może od drzwi, ale chłodno się zrobiło. Po kilku minutach kelner postawił przed Igorem duży, kwadratowy talerz z ciastem, a mnie trójkątną szklaneczkę z małymi kuleczkami sorbetu malinowego, obficie skropionego Passosa.
Igor - Miód w gębie, to mało powiedziane. Dwa kawałki ciasta, po jednym miodowym i czekoladowym. Wszystko oblane sosami o tych samych smakach. Wszystko wybornie słodkie, ale całe szczęście nie za słodkie.
Asia - Po takim deserze nie mieliśmy już miejsca na nic więcej. No chyba, że skorzystalibyśmy z kilku kanap ustawionych w Filmowej.
Igor - Trochę trwało zanim kelner zauważył, że próbuję go poprosić o rachunek. No ale w końcu się udało. Kelner po chwili przyniósł na podstawku rachunek i położył przede mną. W sumie przejedliśmy 94 złotych.
Asia - Z jednej strony sporo, ale z drugiej Filmowa, to raczej nie jest lokal na codzienne kolacje. Wydaje mi się, że warto tam zajrzeć większym gronem, przekąsić coś, napić się, obejrzeć wspólnie film. Czyli lokal, taki właśnie klubowy. Nie wiem czy są tam regularne imprezy, ale lokal można sobie wynająć na wesele, komunię czy urodziny.
Igor - Nie wiem też jak ten lokal wygląda za dnia - czy są pozapalane gwieździste lampeczki na kotarach. W pobliżu jest biurowiec, więc pewnie lunche czy też spotkania biznesowe są tu nierzadkie. Lokal także nadaje się na oryginalną randkę z degustacją wymyślnych trunków.

Wydatki:
Polędwiczki wieprzowe na dziko 32,00 zł
Frykas wieprzowy 28,00 zł
Sorbet malinowy 11,00 zł
Ciasto czekoladowe i miodowe 12,00 zł
Herbata 4,00 zł
Piwo 7,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +3
jedzenie: +3
czas: +3
wystrój: +5
czystość: +4


Ogólna ocena:

Restauracja Filmowa "Showtime"
www.filmowa.eu
Łódź, ul. Łąkowa 29
tel. 042-634 21 23


Wyświetl większą mapę

14 sty 2009

Pietrynka - stołówka


Asia - Już jakiś czas temu chcieliśmy zawitać do Pietrynki. Wielokrotnie mijaliśmy ten lokal przy numerze 124, ale jakoś nie było okazji aby tam wejść. Styczniowe mrozy zachęcił nas jednak do skosztowania domowych obiadów właśnie przy ul. Piotrkowskiej.
Igor - Ponieważ Asia troszkę się spóźniała postanowiłem wejść i poczekać na nią wewnątrz. Nie jest to wielki lokal. W sumie troszkę stołówka ze stołami po bokach i barem na samym końcu. Przy tym barze składa się zamówienia.
Asia - Ja się spóźniałam ponieważ utknęłam w korkach, więc zadzwoniłam, że będę za jakieś 10 minut, Igor wpadł na świetny pomysł, że coś już dla mnie zamówi. Z przeczytanych propozycji moje ucho wychwyciło dwie interesujące: kopytka lub pampuchy. Lubię oba dania, więc zdałam się na wybór Igora.
Igor - Baba! Zamiast się samemu zdecydować, to zwala na moja głowę wybór... tak jakbym nie miał problemu z wyborem dla siebie. Bo w Pietrynce są same znajomo i smacznie brzmiące dania. Zupy - grzybowa, flaki, barszcz, zalewajka, rosół, ogórkowa. Wieprzowina - schab, sznycel, kotlet, gołąbki, żeberka, wątróbka. Wołowina - gulasz, zraz. Drób - de volaille, antrykot. A do tego frykasy - pierogi, pampuchy, kopytka, naleśniki. Jest w czym wybierać!
Asia - Nieświadoma problemów jakie ma Igor jechałam dalej, licząc, że jak tylko wejdę to na stole będzie na mnie czekało smakowite danie.
Igor - No to ja wybierałem, najpierw dla siebie. O pomoc poprosiłem panią przyjmującą zamówienia. Ale ona tam raczej jest od siedzenia na kasie niż do doradzania klientowi. A szkoda, bo gdy ja nie mogę się zdecydować, liczę na pomoc obsługi. Na początku spytałem się ile będzie trwało przyrządzanie jedzenia, a kiedy usłyszałem że około 10 minut ucieszyłem się że Asia akurat się wyrobi. Po poszukiwaniach zdecydowałem się na kotlet mielony (po nim zawsze można poznać czy mięso jest świeże), a do tego poprosiłem kaszę gryczaną. Upewniłem się że wszystko będzie polane sosem. Pani upewniła mnie, że kasze poleje sowicie sosem grzybowym. Dla Asi zamówiłem kopytka. Zapłaciłem podaną kwotę i usiadłem przy jednej z ław.
Asia - Gdy weszłam do Pietrynki Igor siedział już przy stoliku ze swoim daniem, a Pani zza lady, gdy mnie zobaczyła przyniosła moje kopytka, a w zasadzie kopyciątka, bo ogólnie porcja nie była wielkich rozmiarów. Ale była ciepła i to w tym momencie liczyło się najbardziej.
Igor - Trochę zacząłem się niepokoić, że jak przyjdzie Asia dania będą już zimne. Przez to że się trochę spóźniła, policzyłem liczbę miejsc w Pietrynce - są trzy ławy przy których w zależności od gabarytów zmieścić się może od czterech do sześciu osób, poza tym są jeszcze trzy stoliki z czterema krzesłami każdy. Dla tych wszystkich potencjalnych klientów jest pięć wieszaków na kurtki, stąd też gdy weszła Asia, moja kurtałka leżała obok mnie na ławie.
Asia - Ja też swoją kurtkę położyłam na ławie, bo po prostu nie zauważyłam wieszaków. Szybko zabrałam się za widelec i skosztowałam moich kopytek. Smaczne, ciepłe, fajnie elastyczne. Do tego bardzo gęsty sos z grzybami, pikantny. Miejscami troszkę ścięty... tak jak by dość długo czekał na talerzu.
Igor - Natomiast moja kasza polana grzybowym sosem jeszcze parowała. Obok leżały trzy kotlety mielone, które nie wyglądały na za świeże - to znaczy nie były zdjęte prosto z patelni. Moją podejrzliwość względem świeżości podsycały trzaskania i piknięcia, identyczne do tych które znam ze swojej kuchni (mikrofalowej).
Asia - Tak jak podejrzewałam na początku: tą ilością kopytek się nie najadłam. Talerz był w kształcie liścia - szeroki na 10 cm, długi na ok 20. Zaraz po tym jak zjadłam zaczęłam szukać jakiegoś picia. W lokalu można kupić napoje butelkowane lub normalny kompot. Wybrałam kompot truskawkowy. Stojący na tacy na blacie. Wystarczy podejść i wziąć.
Igor - A ja jeszcze kończyłem te kotlety. Kasza nie mogła być zła, sos też ok, ale te kotleciki jakieś takie niepewne. Z wierzchu nieco obeschnięte a w środku poprawne. Nie wiem jak to określić, wiem tylko że było ostre. Ogólnie najadłem się, ale bez rewelacji.
Asia - Jakoś wystrój i atmosfera nie zachęcały do dłuższego zostania. Nie nazwałabym Pietrynki idealnym lokalem na wykwintne obiady. Ta restauracja działa jak stołówka. Wejść, zjeść i wyjść.
Igor - Wystrój tej stołówki-baru jest też dość skromny. Na ścianach wiszą co prawda fotografie kamienic z ulicy Piotrkowskiej, ale nic poza tym. Do tego dochodzi mały kibel unisex, a z głośników lecą kawałki i wygłupy prezenterów radia Wawa.
Asia - No i jeszcze godziny otwarcia... od 12 do 18:30. Zatem mamy w samym centrum miasta lokal typu "bar".
Igor - Tylko ceny jakieś takie niebarowe. Za kotlety, kaszę i kopytka zapłaciłem 27 złotych. Do teraz nie wiem skąd 4 zł za sos (w menu tego nie ma). Ogólnie rzecz biorąc, ceny do najniższych nie należą, a w kontekście jakości wypadają niemiło.
Asia - Podsumowując, nie wiem kto może być klientem Pietrynki. Może pracownicy z okolicznych kancelarii ewentualnie biurowców przy al. Piłsudskiego... choć wydaje mi się, że mają bliżej inne (smaczniejsze i tańsze) lokale.
Igor - Ja do Pietrynki, mimo bardzo sympatycznej nazwy, wracać raczej nie będę.

Wydatki:
Kotlety mielone 12,00 zł
Kasza 3,00 zł
Sos(?) 4,00 zł
Kopytka z sosem grzybowym 8,00 zł
Kompot 1,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +2
jedzenie: +2
czas: +4
wystrój: -2
czystość: +5


Ogólna ocena:

Restauracja Pietrynka
Łódź, ul. Piotrkowska 124
tel. 042-632 19 19


Wyświetl większą mapę

8 sty 2009

Coffeeshop Company - bez odlotu


Igor - Jest zima więc musi być zimno... cholernie zimno. Łażąc po Piotrkowskiej można się zastanawiać, albo nas sensem życia, o tym jakie zakupy jeszcze zrobić, albo najzwyczajniej - co ja tu u licha jeszcze robię gdy tam zimno?! Stwierdziłem więc, że warto gdzieś wejść i się ogrzać.
Głodny nie byłem, więc wszelkie knajpy wykluczyłem z kręgu podejrzanych. Padło na jakąś kawiarenkę. Tych na szczęście na Piotrkowskiej jest dość sporo, a już prawdziwy wysyp mamy w okolicach Grand Hotelu. Powiem tak, od dawna intrygowała mnie nazwa jednej z kawiarni. Czytało się to i owo o Amsterdamie, o tamtejszych Coffee Shopach... postanowiłem więc zawitać do lokalu przy ul. Piotrkowskiej 84. Oczywiście nie spodziewałem się aby sprzedawano tam cokolwiek nielegalnego.
Łódzki Coffeeshop Company, do franczyza wiedeńskiej kawiarni, czy udana nie wiem bo w pierwowzorze nie miałem okazji jeszcze być. Podkreślam, jeszcze! Ale wróćmy do Łodzi, wszak ją testuJemy. Otóż nie da się tego lokalu przegapić, gdyż znajduje się od frontu kamienicy, gdzie krzyczy do wszystkim wielgaśnym napisem z nazwą CC. Po wejściu, od razu trafia się na jedną z dwóch sal. Wzdłuż ściany jest lada, nad nią duże menu. Trochę jak w McDonaldzie czy innym sieciowym fast foodzie. W salkach są trzy rodzaje siedzisk - kanapa zaraz przy wejściu (nie polecam, zwłaszcza przy takiej pogodzie, gdzie każdy nowo wchodzący wpuszcza zimny powiew powietrza), w drugiej sali są stoliczki do posiedzenia we dwoje, a na przeciwko baru są też stołki barowe. Jak ktoś przyjdzie samemu i jedynie potrzebuje gdzieś przycupnąć i mieć mały stoliczek... idealne rozwiązanie - w sam raz dla mnie.
W kawiarni panuje półsamoobcługa - tzn. podchodzi się do lady, zamawia coś z zawieszonego menu, od razu się płaci (i tu podobieństwo do McDonalda się kończy), a później idzie się do własnego stolika - zamówione dania podaje ekspedientka. Jak już wspomniałem zmarzłem, więc chciałem coś ciepłego. Jednak był już wieczór, a ja kawy na noc nie pijam, stwierdziłem że świetnie rozgrzeje mnie jakaś czekolada. Do tego chciałem jakieś ciastko. Podszedłem do kasy i zacząłem wybierać. Aha, taka mała wskazówka - wybierajcie sami a na pomoc ekspedientki nie liczcie. Wybrałem więc białą czekoladę ze śmietaną w rozmiarze średnim (są też mały i duży). Do tego wybrałem torcik... pyszny torcik migdałowo-czekoladowy. Zapłaciłem i poszedłem do stolika.
Czekanie na zamówienie trwało kilka minut. W tym czasie porozglądałem się po wnętrzu. Pierwszą rzeczą jaka przykuła moją uwagę był telewizor. Ale równie szybko moja uwaga została od niego odkuta - ile można oglądać slajdów pokazujących lokale CC w innych miastach? Żeby to choć atrakcyjne było, ale pokaz a'la power point mnie szybko znudził. Coś więcej we wnętrzu? Nic. Ani te stoliczki fajne, ani lampy ciekawe. Ot kawiarnia na zasadzie - wejść i wyjść. Można też polansować się z laptopem na kanapie, która stoi przy ogromnej witrynie - "a niech spacerujący widzą, że nawet podczas przerwy na kawę robię ważne sprawy w laptopie".
Podeszła ekspedientka - postawiła na małym stoliczki dwa talerzyki, fajne niestandardowe o dość oryginalnych kształtach. Na jednym torcik, a na drugim firmowa szklanka z białym napojem w środku, a na wierzchu dużo bitej śmietany udekorowanej karmelem. Do tego dwie stylowe łyżeczki i firmowe serwetki. No i jedno małe coś - wygląda jak zapakowany cukierek. Oczywiście to także firmowe i uwaga - po niemiecku. No ale człowiek języki zna i wie co "schokolierte espresso-bohe" może znaczyć. Niemniej ta czekoladowa fasolka jakoś nie pasowała mi do białej czekolady.
Ale do rzeczy, bo stygnie. Czekolada ciepła, aksamitna i pyszna. Jednak mam nauczkę na przyszły raz - brać małą porcję, bo taka dawka zakleja dokumentnie. Dzieje się tak zwłaszcza, jeśli do czekolady bierze się torcik. Połączenie migdałów i czekolady, plus karmelu nazwano w CC mianem "snikers". Skąd taka nazwa nie wiem, bo z batonem całe szczęście nie ma prawie nic wspólnego. Jest pyszny, słodki, migdałowy i niewiarygodnie dobry.
Popijając i podjadając przeglądałem menu położone na stoliku. Rozbawił mnie tekst małym druczkiem umieszczony na dole karty: "Zastrzegamy sobie prawo do zmian, błędów w druku i pomyłek". Pozostawię to bez komentarza.
Wychodziłem z CC najedzony i zagrzany. Zadowolony może nieco mniej, bo lokal mnie nie zachwycił. Stwierdzam, że standard jest satysfakcjonujący. Nie będę też pisał dla kogo jest ten lokal, bo jeśli ktoś chce tylko napić się kawy lub czekolady, zjeść jakieś dobre ciastko, to będzie zadowolony. Jednak nie polecam nikomu kto ceni jednak od takiego miejsca czegoś więcej - fachowej obsługi, intymnego wnętrza, jakiejś magii.

Wydatki:
Biała czekolada ze śmietaną (średnia) 7,00 zł
Torcik migdałowo-czekoladowy 7,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +1
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +1
czystość: +4

Ogólna ocena:

Coffeeshop Company
Łódź ul. Piotrkowska 84
tel. 0-606 75 03 81
CoffeeshopCompany.com


Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony