15 wrz 2008

Carte Blanche - tylko galeria


Igor - W naszej ankiecie w poprzednim miesiącu, zdecydowaliście że mamy odwiedzić restaurację Carte Blanche. Choć właściwie powinniśmy napisać Klub Galeria Carte Blanche.
Asia - Umówiliśmy się więc tam zaraz po pracy. Przy tych chłodach, które zawitały teraz do naszego kraju miałam ochotę na ciepłe jedzenie w przytulnej atmosferze.
Igor - Zanim tam poszliśmy, przewertowałem trochę internet. W 2004 roku Newsweek w swoim rankingu przyznał Carte Blanche, tytuł najlepszego wnętrza... Brzmi ciekawie, ale my oceniamy głównie jedzenie.
Asia - Najpierw jednak trzeba trafić do Carte Blanche. Lokal umiejscowiony jest przy al. Piłsudskiego, między Piotrkowską a Sienkiewicza, po tej stronie co hotel czy kino. Jednak wejście jest dość ukryte, bo restauracja ta mieści się w wieżowcu, stojącym za hotelem Ibis.
Igor - I nawet jak się stoi przed witryną, to nie do końca wiadomo gdzie jest wejście. Pierwsze wrażenie? Czemu nikt nie wymienił szyb ani drzwi? Wyglądem, surowcem jak i wykonaniem, nawiązują one do najlepszych lat peerelu. Po wejściu do środka, zupełnie inny świat. Wyczytałem także w sieci, że w Carte Blanche odbywają się wernisaże, no i samo wnętrze wygląda jak jedna z prac Kobro. Ogólnie, dość nietuzinkowe stoły, fotele i ciekawa kładka prowadząca na półpiętrze.
Asia - Ogólnie wystrój troszkę surowy, ale pozwalający wyeksponować znajdujące się na ścianach obrazy.
Igor - Od razu gdy usiedliśmy, podeszła do nas starsza kobieta i podała menu.
Asia - Jedno menu, w czarnej okładce, takie wąskie, długie. Na pierwszej stronie pozycje "lunch ciepły" i "lunch zimny", dalej kilka zup, dania z kurczaka i nawet jedno z kaczki, trochę ryb (w tym pstrąg), desery i kawy oraz przeogromny wybór herbat: biłe, czarne, zielone, czerwone, mieszane + opisy ich działania. Przez moment poczułam się jak w herbaciarni...
Igor - No właśnie - to restauracja czy herbaciarnia? Połowa menu to wszelakie herbaty, podzielone na kolory. Do jedzenia też jest z czego wybrać. Zacząłem więc wertować menu i wybrałem pstrąga smażonego z migdałami podawanego z brokułami.
Asia - Widząc, że chyba dokonaliśmy wyboru, starsza pani wstała z pierwszego przy wejściu stoliczka i podeszła do nas.
Igor - Asi zamówienie zostało przyjęte bez większych problemów, natomiast gdy ja powiedziałem swoje, pani zakręciła nosem i odparła, że ryby mają mocno zmrożone więc będzie trzeba długo czekać. Nie powiedziała przy tym, co oznacza długo. Osłupiałem. Spytałem więc, co może mi polecić. I co mi poleciła? To samo co Asi. Tym razem ja pokręciłem nosem, bo zwykle zamawiamy różne potrawy, aby mieć jakieś porównanie. Poprosiłem o jakieś inne typy...
Asia - Pani zaproponowała Igorowi coś co nazywało się Kofta i było kawałkami wołowiny na szpadzie z sosem czosnkowym, ziemniakami z koperkiem i surówką. Skoro Pani polecała, to Igor się zgodził. Ja miałam dostać Sacz - czyli filet z kurczaka z cukinią, bakłażanem, pieczarkami, papryką z grilla i ryżem. Do tego poprosiłam o herbatę regenerującą (z hibiskusem, różą, nagietkiem, pomarańczą, cytryną, bławatkiem i czymś tam jeszcze).
Igor - Stwierdziłem że dobrze, że może być i czekałem...
Asia - Ja po kilkunastu minutach dostałam herbatę w imbryczku, który stał na filiżance. Czasem w marketach można spotkać takie zestawy, że filiżanka stanowi podstawek dla imbryczka - o ile w domowym zaciszu jest to wygodne, tak w restauracji miałam problem gdzie postawić imbryk gdy nalałam herbatę. Co więcej nalewając troszkę rozlałam... aby móc przetrzeć stół musiałam udać się do toalety po papier, bo serwetek na stołach brak. (Uwaga! Kobiety o wzroście poniżej 150 cm proszone są o noszenie własnego lusterka, gdyż z tego w toalecie nie skorzystają - wisi bardzo wysoko).
Igor - A ja czekałem...
Asia - Po mniej więcej 25 minutach od złożenia zamówienia z kuchni wyłoniła się starsza pani niosąc talerz i zawinięte sztućce dla mnie. Postawiła przede mną dość duży talerz z pokaźną porcją jedzenia. Chciałam zacząć jeść, ale stwierdziłam, że poczekam na Igora. W lokalu jest dość chłodno, więc stwierdziliśmy, że zacznę zanim danie wystygnie.
Igor - A ja czekałem... oglądając wypalone dziurki w kanapie
Asia - Moje danie wyglądało całkiem apetycznie, na środku spory kopczyk ryżu, dookoła sos z mięsem i warzywami. Chociaż teraz właśnie zaczęłam się zastanawiać gdzie w daniu były pieczarki, ale w momencie jedzenia jakoś mi to specjalnie nie przeszkadzało. Mimo iż całość była suto przyprawiona czerwoną papryką - danie nie było ostre. W sam raz na smak (chociaż ryż bym osobiście troszkę dosoliła).
Igor - A ja czekałem...
Asia - Zbliżałam się powoli do połowy mojego dania
Igor - A ja czekałem... słuchając przebojów radia Złote Przeboje
Asia - Z zaniepokojeniem patrzyłam na starszą panią, która w najlepsze czytała sobie gazetę przy jednym ze stolików i kucharza, który palił papierosa siedząc obok niej. Ja już prawie kończyłam, a nic nie zapowiadało pojawienia się dania dla Igora
Igor - A ja czekałem...
Asia - Skończyłam jeść, dopiłam herbatę. Minęła równa godzina od momentu naszego wejścia do Carte Blanche. Zjadłam, najadłam się, a Igor sobie oglądał ściany.
Igor - Postanowiliśmy przestać czekać. Podszedłem do starszej Pani aby uregulować rachunek.
Asia - Zwątpiłam... czyżby pani zapomniała co zaproponowała Igorowi?
Igor - No najwyraźniej. Ale za późno, ja przestałem już czekać. Z niesmakiem, z dobrze pooglądanym sufitem, ścianami, fotelami, stołami, oknami i talerzem Asi, wstałem i poszedłem po rachunek. Okazało się, że także na nim zabrakło mojego zamówienia. Nie wiem, ale mnie wydałoby się dziwne, że przychodzi dwójka osób, a tylko jedna cokolwiek zamawia i spożywa. Ja bym się przynajmniej spytał, czy aby na pewno nic ta druga osoba nie chce. No ale nie mówmy co bym ja zrobił, a co zrobiła obsługa Carte Blanche - a nie zrobiła nic aby choćby zaprosić na ponowne odwiedziny tego lokalu. I szczerze mówiąc ja nie chcę, nic mnie tu nie przekonało ani urzekło. Może jak będzie jakiś ciekawy wernisaż, to wrócę, ale jeść nie zamierzam! Po co mam marnować czas na czekanie?
Asia - Dla kogo jest to lokal? Dla artystów chcących zrobić wystawę. Obsługa, jedzenie ani sposób podania herbaty nie urzeka. Ploteczki, spotkanie biznesowe, rodzinny obiad? Nie - nie widzę tu żadnego z takich spotkań.
Igor - No więc po co można wejść do Carte Blanche? Może tylko po to, aby zobaczyć nietuzinkowe wnętrze. Ale to już tak od kilku lat jak sądzę, a to jednak za mało aby zachęcić ludzi do przyjścia do, bądź co bądź, restauracji. No więc proszę mi powiedzieć / napisać - dlaczego nas tam wysłaliście?

Wydatki:
Sacz 17.00 zł
Herbata (400 ml) 7.00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -4
jedzenie: 2
czas: -2
wystrój: 3
czystość: 1


Ogólna ocena:


Carte Blanche
Łódź, al. Piłsudskiego 9
tel. 0-42 631 03 37



Wyświetl większą mapę

6 wrz 2008

Malinowa - wspomnień czar


Igor - W sobotnie popołudnie, chodząc po Piotrkowskiej, postanowiliśmy zawitać do Malinowej. Ale nie do restauracji, która znajduje się w zabytkowych wnętrzach Grand Hotelu, ale do małej kawiarni ulokowanej na samym rogu Piotrkowskiej i Traugutta. Malinowa brała udział w naszej sądzie. Zajęła drugie miejsce, stąd odwiedziliśmy tylko kawiarnię zamiast samej restauracji.
Asia - Nie wiem czemu, zazwyczaj w pośpiechu omijałam ten lokal, a chcąc napić się kawy szukałam jakiejś sieciowej kawiarni... Okazało się, że pod nosem mam całkiem fajną, spokojną kawiarnię.
Igor - No właśnie, czy to jest kawiarnia czy jeszcze cukiernia? Bo jakiegoś wielkiego wyboru kaw tu nie uświadczysz, za to można wybrać kilka rodzajów słodyczy.
Asia - Mnie wpadła w oko soczyście czerwona tartoletka - babeczka z truskawkami i galaretką truskawkową, a ponieważ to kawiarnia, więc najbardziej odpowiednie wydało mi się lekkie cappuccino.
Igor - Ta wrześniowa sobota była wyjątkowo ciepła. Nie miałem więc ochoty na nic ciepłego, zadowoliłem się jedynie ciastkiem. Najbardziej odpowiednim do miejsca, z racji "peerelowskiej" nazwy, wydała mi się WuZetka. Swoją drogą, bardzo lubię to ciastko, a że mało kto potrafi zrobić dobrą, to była okazja do przetestowania.
Asia - Prócz takich słodkości do nabycia są także inne, apetycznie wyglądające ciastka, oraz lody. Co więcej nie trzeba skonsumować tych słodyczy na miejscu, można kupić "na wynos".
Igor - Wszystko zamawia się przy podłużnej ladzie, która ciągnie się niemal od samego wejścia, aż po koniec sali. Tak czy inaczej, wszyscy bez wyjątku czy przychodzą na ciastko jak my czy po ciastko na wynos, muszą podejść do lady i zamówić. Obsługiwała nas miła Pani, która z uśmiechem na twarzy przyjęła od nas zamówienie i opłatę, bo płaci się od razu na wstępie.
Asia - Wiele osób w Malinowej nie usiądzie. Ale te miejsca które są - są wystarczająco wygodne, oraz zapewniają intymność rozmowy.
Igor - Usiedliśmy przy jednym z nich i czekaliśmy na nasze zamówienie. W tym czasie mieliśmy trochę czasu aby porozglądać się po wnętrzach.
Asia - Bynajmniej nie jest to wystój z XXI wieku. Na ścianie na przeciwko wejścia - ogromna mozaika. Na suficie żyrandole pamiętające poprzednią epokę. Fotele całkiem nowoczesne, ale wszystko jest spójne. Wchodząc do lokalu ma się wrażenie, że czas się zatrzymał i że nie dotyczą nas sprawy toczące się na zewnątrz.
Igor - No ale koniec z tym rozglądanie, na naszym stoliku pojawiły się smakowitości. Przede mną na talerzyku torcik W-Z, nie za wielki ale pachnący i wyglądający bardzo smakowicie. U Asi czerwoniutka i śmiejąca się świeżością truskawek tartoletka.
Asia - No właśnie, śmiejąca się świeżością... Tartoletka wyglądała przecudnie, ładnie przy tym pachniała. Jeśli zaś chodzi o zmak - była w porządku. Nie zachwyciła mnie, ani nie rozpłynęła się w ustach. Była wystarczająco słodka, chłodna - w sam raz na upalny dzień.
Igor - Za to moja WuZetka... mniaaammmm! Pyszności, wręcz mistrzostwo świata! Jeśli ktoś gustuje w pysznie dobranych składnikach, a przede wszystkim docenia smaczną piankę, zamiast jakiś tłustych dekoracyjnych świństw, to powinien spróbować tego ciastka. Przy czym jest jedna wada tego ciastka - za szybko się kończy.
Asia - Jako, że byliśmy w kawiarni - wspomnę jeszcze o kawie. Lavazza, z ciśnieniowego ekspresu, z ogromną ilością cudownie spienionego mleka. Do tego dwie saszetki cukru: białego i trzcinowego - brązowego. O kawie powiem tylko tyle: pychotka!
Igor - W kawiarni można spędzić dowolną ilość czasu. Można poczytać gazetki, można też popatrzeć na ludzi chodzących po Piotrkowskiej. Ale można też wejść na chwilkę, na kawkę lub ciastko. Można tu wpadać nawet codziennie... o ile wytrzyma to nasza kieszeń.
Asia - Bo niestety ceny nie należą co najniższych. O ile cennik napojów jest standardowy (kawa od 6 do 10 zł) tak 7 zł za małą tartoletkę wydaje mi się być przesadą. Już 4,50 zł za W-Z jest wysoką ceną, ale przy przepysznym smaku, do przełknięcia.
Igor - Ale myślę, że i tak warto czasem wpaść do tej kawiarenki. Słodka odskocznia należy się każdemu.
Asia - Malinowa to lokal na spokojne, babskie pogaduchy przy pysznym ciastku. Biznesowego spotkania tam sobie nie wyobrażam - może dlatego, że na taką słodką rozpustę można sobie pozwolić tylko przy dobrze znanych osobach...

Wydatki:
Tartoletka 7.00 zł
Torcik W-Z 4.50 zł
Cappuccino 6.50 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: 4
jedzenie: 4
czas: 5
wystrój: 3
czystość: 4


Ogólna ocena:


Kawiarnia "Malinowa"
Łódź, Piotrkowska 72
tel. 0-42 633 99 20


Wyświetl większą mapę

3 wrz 2008

Bellanapoli - nic dobrego


Asia - W środku tygodnia trafiliśmy do Manufaktury na wymuszone zakupy. Ponieważ lubimy nowości, a część lokali na rynku już odwiedziliśmy - wybór padł na Bellanapoli
Igor - Nie mieliśmy sprecyzowanych oczekiwań. Ot, stwierdziliśmy że tu nas jeszcze nie było i weszliśmy. A że ogródek tej restauracji wyglądał dość przyjaźnie.
Asia - Dziwnie jakoś są te stoliki w ogródku ustawione - po jednej stronie przejścia krzesła z miękkimi poduszkami, a po drugiej zupełnie inne - choć to ten sam lokal.
Igor - Wybraliśmy te z poduszkami - niestety, choć wygodne to jednak brudne. Czy to taki problem raz na jakiś czas, a w tym przypadku ten czas nadszedł, wrzucić poduszki do pralki i je wyprać?
Asia - Usiedliśmy przy stoliku, który ktoś niedawno opuścił (stały jeszcze szklanki i leżało menu). Zapytaliśmy kelnerkę czy możemy zająć ten stolik. Odparła, że tak i jednocześnie szybko uprzątnęła zbędne naczynia.
Igor - Już po chwili siedzieliśmy wygodnie, trzymając karty dań. Ładne, poukładane, z wieloma pozycjami do wyboru.
Asia - Ponieważ lokal z nazwy wygląda na włoski, zastanawiałam się nad jakąś pastą, jednak temperatura nie skłaniała do jedzenia, więc postanowiłam wybrać coś z sałatek.
Igor - Ja z pośród wielu pozycji w menu, zdecydowałem że mam ochotę na jakiś makaron. Wybrałem spaghetti carbonara.
Asia - Mój wybór padł na sałatkę z tuńczykiem czyli Insalata con tonno. Aż mi ślinka poleciała na myśl o soczystym tuńczyku, warzywach i jajku.
Igor - Po chwili pojawiła się znów kelnerka. Uśmiechnięta przyjęła nasze zamówienie, jednocześnie dopytując się czy chcemy coś do picia. Dopytałem jeszcze, czy na zamówienie będziemy długo musieli czekać.
Asia - Szybko wybraliśmy wodę i coś gazowanego - choć w zasadzie średnio to pasowało do wybranych dań. Kelnerka zapisała wszystko i odeszła, zostawiając nam menu, tak abyśmy mogli wybrać ewentualny deser.
Igor - W tym czasie poszedłem sobie do toalety. Aby tam dojść trzeba wejść do środka, przejść niemal cała salę i... zapytać gdzie iść dalej. Toalety są tak schowane, że aż niezauważalne. Za barem trzeba skręcić, poszukać drzwi. A w środku pierwszy zawód - brudno. Resztki papieru toaletowego na podłodze, brudne lustro i mało przyjemny zapach. Czym prędzej załatwiłem swoje potrzeby, umyłem ręce i wróciłem do stolika przechodząc przez salę która wystrojem przypominała mi zwykłą stołówkę - stoliki małe i ciasne poustawiane w równych rzędach.
Asia - Igor nie chciał mi powiedzieć gdzie jest toaleta, więc ruszyłam na poszukiwania. Warto dodać, że Bellanapoli składa się z dwóch części. Jedna jest bardziej elegancja, a druga bardziej barowa. Toalety znajdują się dokładnie pomiędzy nimi. Toaleta nie należała do najczystszych... a brak mydła w dozowniku potęgował nieprzyjemne uczucie spowodowane wizytą w tym przybytku.
Igor - Mówisz o damskiej toalecie. Męska jest "za barem", jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
Asia - Kelnerka najpierw przyniosła nam napoje, po jakimś czasie sztućce, a dopiero na samym końcu dania - i o ile na początku się uśmiechała i rozmawiała z nami, tak przy kolejnych podejściach do naszego stolika nie otwierała ust.
Igor - I my także nie byliśmy uśmiechnięci, gdy przed nami postawiono zamówione dania.
Asia - Ja dostałam miseczkę... wprawdzie ze wszystkimi wymaganymi składnikami, ale ułożonymi w tak nieapetyczny sposób, że zastanawiałam się czy nadal jestem głodna. Z prawej strony miseczki leżały kawałki pomidora, z lewej plasterki ogórka, na dole jajko w ćwiartkach, na środku rzucona była kupa tuńczyka - niestety słowo kupa nie odnosi się do ilości ale wyglądu... Był to bowiem tak zwany tuńczyk sałatkowy czyli bardzo mocno rozdrobniony. Na to wszystko było rzuconych kilka czarnych oliwek.
Igor - Moje danie pachniało troszkę boczkiem, widać było makaron obtoczony w jajku i... no i to wszystko. Boczek był tak słaby, że nie dawał żadnego smaku. Makaron jak makaron, miękki. Ogólnie danie nie specjalne. Najadłem się i tylko tyle, bez przyjemności smakowania.
Asia - Porozmawialiśmy chwilę o swoich wrażeniach smakowych i postanowiliśmy zakończyć wizytę w Bellanpoli. Niestety, w zasięgu wzroku nie było naszej kelnerki.
Igor - No to czekaliśmy i się rozglądaliśmy po ogródku. Niestety, do brudnych poduszek na krzesełkach, doszedł jeszcze nieporządek pod stolikami. No ale może obsługa restauracji wyszła z założenia, że w ogródku zamiatać nie trzeba.
Asia - Gdy udało nam się poprosić o rachunek, kelnerka zapytała czy będziemy płacić kartą czy gotówką. Zdecydowaliśmy się na gotówkę. Okazało się, że nie musielśmy czekać na resztę, gdyż kelnerki noszą trochę gotówki w saszetkach przy fartuszkach.
Igor - Kelnerka nawet nie próbowała nas zachęcić do deseru lub do ponownych odwiedzin restauracji. Może to by sprawiło, abym miał nieco inne odczucia po wizycie w Bellanapoli.
Asia - Niestety, jej zachowanie jeszcze bardziej utwierdziło nas w przekonaniu, że szybko tu nie wrócimy.
Igor - I tak jak w tym momencie powinniśmy napisać, dla kogo jest ten lokal, komu go polecamy i co warto zjeść, tak trudno nam to zrobić, bo sami nie jesteśmy przekonani.
Asia - Romantycznie tam nie jest, smacznie też nie, biznesowo - niekoniecznie, rodzinnie - nie za bardzo. Do kogo kieruje swoją ofertę Bellanapoli? Nie wiem.
Igor - Bellanapoli ma w opisie "Italian Restaurant". Jak dla mnie, bycie tylko włoską restauracją, to trochę za mało aby zachęcić ludzi do stołowania się w niej. Przykro mi.

Wydatki:
Insalata con tonno 17.50 zł
Spaghetti carbonara 17.00 zł
Woda (0,2l) 3.00 zł
Pepsi (0,5l) 5.00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -1
jedzenie: -2
czas: 4
wystrój: 3
czystość: -2

Ogólna ocena:


BELLANAPOLI Italian Restaurant
Łódź, ul. Karskiego 5
tel. 0-42 632 76 50
www.bellanapoli.pl


Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony