26 mar 2008

Rademenes - dużo życzeń


Igor - Idąc Piotrkowską, chcieliśmy coś zjeść i Asia zachęcona miłym logo restauracji, zaczęła oglądać duże wywieszone w bramie menu.
Asia - Pamiętałam również, że lokal ten przeszedł metamorfozę. Wcześniej nazywał się "Metro" i chyba dwa razy wygrał konkurs na najładniejszy ogródek przy ul. Piotrkowskiej. Jakiś czas temu jednak nazwę "Metro" zastąpił "Rademenes".
Igor - I mimo, że właściciel określił lokal jako "restauracja", to my twierdzimy że to pizzeria z dużym wyborem alkoholi.
Asia - Choć nie wiem czy nie lepsze byłoby określenie "pub" z możliwością zjedzenia pizzy... Skąd te nasze wątpliwości? Już opisujemy wszystko po kolei.
Igor - Po wejściu na podwórko, w lewej oficynie można dostrzec małe wejście do lokalu. Weszliśmy i... chwila zawahania, czy aby na pewno Rademenes jest jeszcze otwarty. Co prawda muzyczka grała, ale zero ludzi, nikogo, pustki.
Asia - Ale za barem dostrzegliśmy barmankę. Doszliśmy więc do wniosku, że jednak lokal działa i coś tu będziemy mogli zjeść.
Igor - Usiedliśmy przy jednym (ze wszystkich wolnych) stoliku, a po chwili zjawiła się kelnerka i przyniosła nam menu.
Asia - Zerkając na tablicę umieszczoną w bramie już wiedziałam co zamówię, ale rzuciłam też okiem na inne dania. W karcie są przystawki, sałatki, dania główne i 13 rodzajów pizzy. Z czego to samej pizzy jest prawie tyle co pozostałych dań. "Jedzeniowy wybór" jest więc niezbyt imponujący.
Igor - W przeciwieństwie do wyboru alkoholi i drinków. Cognac, brandy, tequila, rum, szampany, wina, wermuty, whisky, likiery, wódki i giny, do tego 221 rodzajów drinków plus 14 specjalnie polecanych przez barmana.
Asia - Co więcej ceny tych alkoholi nie są wygórowane. Za jedną porcję Bolsa zapłacimy 5 zł. Także ceny pizzy wahają się od 10 zł (za małą pizzę 20 cm średnicy) do 28 zł za wielką (34 cm.) pizzę Rademenes (ser + pięć dowolnie wybranych składników). Można także zamówić pizzę standardową, o średnicy 28 cm.
Igor - Ja zdecydowałem się na Pizzę Kebab - czyli placek ciasta z czterema składnikami: ser, kebab wieprzowy, cebula i papryka.
Asia - Moja Pizza Salami, to dodane dwa składniki do podstawowego sera - salami i pepperoni. Zaraz po tym jak złożyliśmy zamówienie kelnerka przyniosła nam tace, sztućce oraz dwa komplety sosów (co nie jest raczej normą w łódzkich lokalach).
Igor - Sosy od razu zacząłem sprawdzać na konsystencję. Były gęste i o wyrazistym zapachu.
Asia - Smak także niczego sobie. Ja niestety, zaczęłam jednak jedzenie pizzy najpierw bez sosu - żeby ocenić samą pizzę... Ech... Po wzięciu kawałka pizzy przeraziłam się! Zamiast wyrośniętego brzegu miałam twardy, niewypieczony, zakalcowaty placek. Na szczęście miałam herbatę aby przepijać ten kamień - dostałam zwykłego Liptona i to nawet nie w opakowaniu gastronomicznym (tej kopercie), tylko zwykłą torebkę taką jaką kupuję normalnie w sklepie.
Igor - Ja na swoją pizzę musiałem jeszcze chwilę poczekać. Kelnerka nie przyniosła obu posiłków jednocześnie. Widziałem przez otwarte drzwi kuchni, jak kucharka kończyła szykowanie mojego placka. Przyniosła po kilku minutach... od pizzy Asi, moja różniła się wyglądem, składnikami, wielkością, nazwą... ale niestety, nie smakiem.
Asia - Żeby obrazowo przedstawić twardość ciasta wyobraźcie sobie półcentymetrowej grubości kawał zakalcowego ciasta. Tak przypieczonego, że można nim było stukać w talerz - zgroza!
Igor - Rademenesowa pizza przypomina nieco, moje nieudane eksperymenty z domową pizzą. Gdzie jedynie duża ilość mokrych składników, czyniła posiłek zjadliwym. Niestety, ciasto tutaj było tak twarde, że oboje mieliśmy pokaleczone podniebienia, sam już nie wiem czy bardziej od twardego ciasta, czy tylko od gorącego sosu, który krył się pod skorupką zasmażonego sera. Aha, pisałem że moja pizza nazywała się kebab, że była z kebabem i miał być to kebab wieprzowy? No był, tylko kucharce chyba bliżej było do kawałków kurczaka, bo tylko takie mięso znalazło się na mojej pizzy. Zapomnijcie też o rantach, bo wyróżniał je jedynie brak składników.
Asia - Nic więcej ponad to co napisał Igor o pizzy dodać nie mogę. Ciasto źle wyrobione, niewyrośnięte, twarde i niesmaczne. Na szczęście nie wszystko było aż tak złe. Plusik dla toalety - dużej i przestronnej, szkoda że niezbyt czystej (lustra i umywalki przydałoby się przecierać chociaż z kurzu).
Igor - Ale czy Rademenes jest miejscem niegodnym polecenia? Jako pizzerię zdecydowanie odradzamy, ale jako miejsce do posiedzenia już nie jest aż tak źle. Lokal jest rzadko odwiedzany, co stanowi jednak plus dla nielubiących tłoku, zadymionych przez palaczy pomieszczeń, czy lubią mieć wybór alkoholi. Bo co jak co, ale tu trunków jest dużo. Rademenes, a wcześniej Metro, słynęło właśnie z tego że nie było tylko jednej marki piwa, do wyboru są "wystawione na wystawie" - jak napisano w menu. Poza tym dość szeroki wachlarz alkoholi o niewygórowanych cenach. Sporo jest też miejsca do posiedzenia. Duże i wygodne kanapy, przy stołach o nieregularnych kształtach, co stanowi dość ciekawy wystrój wnętrz. Zdecydowanie nie odnosi się wrażenia siedzenia na stołówce, gdzie wszyscy siedzą przy jednakowych stołach i krzesłach.
Asia - Ciekawym dopełnieniem wystroju Rademenesa są obrazy. Przewijający się na nich motyw to kobieta i kot. Troszkę ich stylizacja przypomina mi czołówkę programu Kuby Wojewódzkiego.
Igor - Nie mogąc się doczekać kelnerki, sam poszedłem do baru i poprosiłem o rachunek. Pani, której najwyraźniej przeszkodziłem w rozwiązywaniu krzyżówek, poszła w drugi koniec baru gdzie stała kasa i wystukała mi rachunek. Co w tym czasie robiły kelnerka i kucharka? To samo co i barmanka. Bo wiecie, w Rademenesie jest tylu klientów, że naszą parę mogła obsługiwać jedna osoba! Tak! Jedna osoba, była w stanie obsłużyć wszystkich klientów jacy przewinęli się przez tę pizzerię w ciągu niecałej godziny jaką spędziliśmy w tym lokalu. Czy był ktoś więcej poza naszą dwójką i kelnerko-barmanko-kucharką, odpowiedzcie sobie sami ;-)

Wydatki:
Pizza Kebab duża 19,50 zł
Pizza Salami mała 10,00 zł
Herbata 3,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -4
jedzenie: -5
czas: +2
wystrój: +3
czystość: +3

Ogólna ocena:

Rademenes
Łódź ul. Piotrkowska 83
tel. 042-666 30 34


Wyświetl większą mapę

19 mar 2008

Cud Miód - przaśna willa


Asia - Zazwyczaj gdy jemy coś na mieście - wybieramy coś w centrum. Tym razem wywiało nas w okolice al. Włókniarzy / Lutomierska, gdzie w zabytkowej wilii znajduje się restauracja Cud Miód.
Igor - Tak właśnie. Łódzka mapa kulinarna, to nie tylko Manufaktura i Piotrkowska. Tym razem wybraliśmy restaurację serwującą jedzenie staropolskie, jest położona poza centrum, no i sam fakt otwarcia spotkał się z wieloma kontrowersjami, z uwagi na "owsiowienie" zabytkowego budynku.
Asia - Ale do rzeczy. Od wejścia widać, że w środku można skosztować polskiego jadła. Zamiast stołów - drewniane ławy, zamiast krzeseł drewniane ławki, na ścianach wieńce, kwiatki. Ot chłopska izba.
Igor - Przaśnie tu aż do przesady, ale tylko pod względem wystroju. Kelnerka, która pojawiła się od razu zanim jeszcze usiedliśmy, była ubrana normalnie - jak w każdej knajpie. Czego oczekiwałem? No kiedyś byłem w Karczmie "Za młynem", która nota bene należy do tego samego właściciela co odwiedzany przez nas Cud Miód, i tam kelnerki były poubierane w ludowe wdzianka, czyniąc już totalną wiochę z restauracji ;-)
Asia - Ale ta kelnerka, mimo że pojawiła się od razu, nie była dla nas pomocą przy wyborze stolika. Krążyliśmy więc od jednego do drugiego, patrząc który jest wolny, lub nie zarezerwowany.
Igor - No ale jak już wybraliśmy, podeszła, pokazała że na stołach czekały na nas już karty dań, zapaliła świeczkę i sobie poszła.
Asia - Zostaliśmy przy lekturze menu. Kategorie dań mają dość "obrazowe" nazwy: "żarcie z grilla" czy "cuda wianki". Wszystkich dań i dodatków w karcie naliczyliśmy około setki. Są też napoje, oraz alkohole.
Igor - Jeszcze nie zdążyliśmy się zdecydować, a już pojawiła się kelnerka... w sumie, to my się troszkę ociągaliśmy, bo nazwy dań nie wymagają zbyt długiego odgadywania co się pod nimi kryje.
Asia - Postanowiłam wybrać coś co "Poleca szef kuchni Cud Miód". Zdecydowałam się na kotlet drobiowy na sposób Cud Miód, nadziewany brokułami, którego cena wydawała mi się bardzo atrakcyjna.
Igor - Prawdę mówiąc to właśnie ja, zwykle zamawiam coś polecanego przez szefa kuchni, no bo jak takie danie jest polecane - znaczy najlepsze w knajpie. Nie inaczej było i tym razem, to znaczy zamówiłem danie polecane: jagnięcinę marynowaną w naszych piwnicach z dodatkiem jałowca, według receptury szefa kuchni. Skusiła mnie też nazwa, bo chciałem poznać smak tej tutejszej piwnicy ;-)
Asia - Kelnerka przyjmująca zamówienie, po usłyszeniu mojego wyboru, od razu spytała się jaki chcę do tego dodatek. Zaproponowała ziemniaki gotowane, frytki lub ziemniaki opiekane. Wybrałam to ostatnie, a do picia wzięłam kefir.
Igor - I tu tkwi szkopuł - dodatki. Może i ceny są atrakcyjne, ale jak się doda ziemniaczki i surówkę, to danie takie tanie już nie będzie. Ja miałem już nieco przesyt tej przaśności, więc wziąłem "staropolskie frytki", a kelnerce udało się jeszcze wcisnąć mi kapustę zasmażaną. Szkoda, że kelnerka widząc moje niezdecydowanie, nie poleciła mi "baru sałatkowego". Dostrzegłem go dopiero później, a w nim takie specjały jak kiszone ogórki, kapusta kiszona i inne tego typu dodatki. W menu zapisane jest średni czas oczekiwania od 20 do 30 minut. Na ten czas wziąłem sobie do picia herbatę mrożoną.
Asia - Przeglądając menu, zastanawialiśmy się nad przystawką i deserem. Ale okazało się, że przystawka jest i tak dodawana do każdego dania - dwa rodzaje smalcu plus ponoć wiejski chleb. Zarówno smalec jak i chleb bardzo dobre, choć jadałam lepsze.
Igor - Ale na danie czekaliśmy tylko 15 minut... Jak dobrze, że nie wzięliśmy przystawek! To są ogromne dania.
Asia - Podane, na równie ogromnych talerzach, na oko miały 30 cm średnicy. Połowę mojego półmiska, zajmowały opiekane ziemniaki, obficie przykryte (nie "tylko" posypane) przyprawami - głównie solą i sypaną słodką papryką. Obok, położone dwie ogromne piersi z kurczaka, wewnątrz których, znajdowały się gotowane pokrojone w kosteczkę brokuły. Do tego dostałam kefir, podany w zwyczajnym porcelanowym kubku - przyozdobionym kwiatkami i zdjęciami kotów.
Igor - Na moim ogromnym talerzu zaś, pojawił się kopiec frytek! Zacząłem żałować, że wyłamałem się z tej przaśnej konwencji, bo frytki które zaczęły rozmiękać w mięsnym sosie nie smakowały już za dobrze. A trzeba było wziąć normalne pyry i je wymieszać z sosem, ech. Pod frytkami mięsko - dwa kawałki czarnej od przypraw jagnięciny. Zasmażana kapusta podawana już w osobnej salaterce.
Asia - Moje ziemniaki (i celowo nie używam zdrobnień, bo były to duże kawały kartofli), były fajnie obsmażone, ale zbyt mocno przyprawione. Już po trzech kęsach, zaczęłam otrząsać nadmiar przypraw. Kurczak zaś, wyglądał bardzo apetycznie i smakował równie dobrze. Mięso było wyjątkowo kruche, soczyste i fajnie komponowało się brokułami.
Igor - Moje kawałki mięsa, tonęły w ogromnej ilości sosu. Ciemnego, gęstego, aromatycznego... tylko tego jałowca jakoś mi brakowało, no ale może smak tutejszej piwnicy go zagłuszył? Smaczne mięso, jednak jak na jagnięcinę dość twarde i żylaste. Co chwila jakiś kawałek właził mi między zęby. Frytki, mimo że było ich naprawdę sporo, nie znudziły mi się, bo były wyśmienite - złociste, miękkie w środku i chrupiące. Zaś kapusta zasmażana jak na mój gust była średnia, a wręcz nijaka. Czułem ją na żołądku jeszcze kilka godzin po naszej kolacji.
Asia - Podczas jedzenia, rozglądałam się dookoła. Moją ciekawość wzbudził, długi stół w końcu sali, nad którym był daszek pokryty strzechą, do tego stołu może zasiąść około 15 osób.
Igor - Dania były wielkie, to też nic dziwnego że staraliśmy się robić przerwy co jakiś moment i w tym czasie rozglądaliśmy się po sali. Wszystkie ściany otynkowane specjalną okładziną, nieco chropowatą, dającą surowy charakter wiejskiej izby. W wykonanie wnętrz ktoś włożył ogrom pracy, dziwi więc to, że nie pomyślano o zasłonięciu paskudnych "blokowych" wlotów wentylacyjnych, które zauważyłem pod sufitem. Poza tym, brakowało mi w wystroju wnętrza jakiegoś homonto, koła z wozu lub innych elementów kojarzących się z wsią. Ściany są wymalowane w kwiatki - bardziej to infantylne niż klimatyczne. Za to nie zabrakło telewizorka, czarno-białego w obudowie stylizowanej na lata 60. Pasowało to do chłopskiej izby jak pięść do oka, bo ani nic na tym mini-telewizorku nie było widać, ani nie stanowił elementu dekoracyjnego
Asia - Dłuższe niż godzinne siedzenie w Cud Miód wydaje się być niemożliwe. Drewniane siedziska, nie pozwalają na dłuższe wysiedzenie w jednym miejscu. Są twarde, niewygodne, a mała ilość miejsca pod ławą nie pozwala na wyciągnięcie nóg. Co więcej, zauważyłam że przy niektórych stołach były ławki bez oparć. Nie wyobrażam sobie siedzenia na czymś takim podczas jedzenia.
Igor - Ja zjadłem swoje danie jako pierwszy, a na Asie musiałem jeszcze trochę poczekać. Mimo to, moje brudne talerze stały i czekały na zabranie, do momentu gdy i Asia skończyła.
Asia - Zastanawialiśmy się czy w lokalu można płacić kartą płatniczą. Nie widzieliśmy nigdzie nalepki, a takiej informacji nie znaleźliśmy także w menu.
Igor - O właśnie, menu! Przeczytaliśmy je i okazuje się, że nad restauracją znajduje się "motel". Właściciel zachwala, że dysponuje pokojem, którym największym atutem jest możliwość wyjścia na prywatny taras, z którego rozpościera się panorama miasta...
Asia - Kelnerka przyniosła nam, podany na małym talerzyku, rachunek. Płacąc kartą, trzeba podejść do baru i tam zaakceptować płatność. Bar przypomina dużą glinianą chatkę. Dach przykryty strzechą, a siedząca wewnątrz barmanka, wygląda jak zamknięta w ogromnym glinianym garnku. Wracając do stolika, nieopatrznie strąciłam swoją torebkę na ziemię. Po podniesieniu spod stołu, zmieniła kolor z czarnego na kurzowo-szary.
Igor - Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, od razu zaczęliśmy szukać wspomnianego tarasu z widokiem na panoramę miasta. Dla osób nie znających czym jest al. Włókniarzy, wspomnę tylko że to fragment drogi krajowej nr 1 - cały tranzyt północ-południe, jedzie właśnie tędy. I właśnie na taką panoramę rozpościera się widok z owego tarasu, bo sama willa znajduje się jakieś 50m od drogi mającej po trzy pasy w każdą stronę z torowiskiem tramwajowym po środku.

Wydatki:
Pierś nadziana brokułami 15,00 zł
Ziemniaki opiekane 5,00 zł
Jagnięcina 20,00 zł
Frytki 5,00 zł
Kapusta zasmażana 5,00 zł
Kefir 4,00 zł
Nestea (0,5 l.) 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +1
jedzenie: +3
czas: +5
wystrój: +3
czystość: +3

Ogólna ocena:

Cud miód
Łódź al. Włókniarzy 151
www.cudmiod.pl
tel. 042-611 03 71

Wyświetl większą mapę

14 mar 2008

Kebab House - nieciekawy dom


Igor - Kiedyś byliśmy w Kebab House, ale właściciel tej knajpy ma szczęście, że wówczas nie prowadziliśmy jeszcze tego bloga :-)
Asia - Podczas naszych poprzednich wizyt ocena za jedzenie byłaby średnia; ale za obsługę... No cóż, swego czasu po prawie półgodzinnym oczekiwaniu na kelnerkę w ogródku zrezygnowaliśmy z jedzenia...
Igor - Licząc, że od tamtej pory coś się w Kebab House zmieniło, zajrzeliśmy tam dziś popołudniu.
Asia - Bez problemu znaleźliśmy wolny stolik na dole. Na stolikach leżało już menu: formatu A4, w sumie 4 strony. Do wyboru 78 dań i 5 "sałatek i deserów"
Igor - Długo się nie zastanawiałem co wybrać. Aby spróbować jednocześnie jak największą ilość mięs, postawiłem na "specjalność zakładu" - Specjalność Kebab House - shoarma, szaszłyk, kebab czyli trzy rodzaje mięs, podane z bukietem surówek oraz porcją frytek, ryżu lub opiekanych ziemniaczków.
Asia - Ja byłam głodna, ale nie na tyle, aby zjeść taką porcję. Stanęło więc na sałatce Kleopatra, czyli sałatce z białej kapusty z pomidorem, ogórkiem i shoarmą z kurczaka.
Igor - Po pięciu minutach przyszła kelnerka i grzecznie zapytała czy już może przyjąć zamówienie.
Asia - Miła brunetka przyjęła nasze zamówienie, zapytała Igora jaki chce dodatek do swojego dania oraz czy chcielibyśmy zamówić coś do picia.
Igor - Nie byłem zdecydowany, ale postawiłem na ziemniaczki. Nie miałem ochoty na nic do picia, może później.
Asia - Ja oczywiście czas oczekiwania na jedzenie spożytkowałam na znalezienie toalety. Jest ona na półpiętrze w rogu przeciwległym do wejścia. Jest to jedna kabina z umywalką i muszlą. Niestety wizyta tam nie należy do najprzyjemniejszych. Ciemno, brudno a na dodatek skończyło się mydło.
Igor - Jako że wystrój lokalu ogranicza się jedynie do lampek nad stołami, oraz kilkoma obrazkami na ścianach plus duży telewizor plazmowy, postanowiłem także iść do toalety. Był to ten sam kibelek, w którym była Asia, tak więc musiałem troszkę poczekać zanim będzie mi dane umyć ręce.
Asia - Nasze jedzenie kelnerka przyniosła po 20 minutach od złożenia zamówienia. Czas niezbyt imponujący jak na dość proste dania...
Igor - ...i jak na, nie ma co ukrywać, "fastfoodowy" charakter lokalu.
Asia - Nie dość, że fast-food, to jeszcze podany w nieatrakcyjny sposób. Moja sałatka jakimś cudem zmieściła się na owalnym talerzyku (który skojarzył mi się z salaterkami do śledzi), po bokach leżały plastry pomidora i ogórka (średnio tak mające 3-4 mm grubości!), na środku był kopiec białej kapusty przywalony shoarmą z kurczaka (mięso było po prostu rzucone na środek). Wyglądało to mało apetycznie.
Igor - Moje danie wyglądało okazale. Po środku kebab i shoarma, po jednym boku szaszłyk, a z drugiej strony bukiet sałatek. Wszystko posypane kawałkami obsmażonych ziemniaczków. Do obu dań otrzymaliśmy trzy sosjerki z sosem czosnkowym, łagodnym i ostrym.
Asia - Na szczęście kurczak smakował dużo lepiej niż wyglądał. Był fajnie przysmażony, dobrze doprawiony i niesamowicie miękki. Ogórek i pomidor - po prostu były. A kapusta - dość świeża. Słowem zjadliwe.
Igor - Pierwsze spróbowałem ziemniaczki - wyglądały jak dopiero co wyjęte z oleju. Wziąłem jeden kawałek i od razu zawód! Ziemniaczki smakowały jak gotowane i wrzucone tylko na chwilkę do oleju aby przyrumienić skórkę - paskudne w smaku, nie wiem ile one czekały na podanie. Zakąsiłem surówką, która okazała się smaczna i świeża - biała kapusta była ok, marchewka raczej bez smaku, a trzecia surówka była prawie czerwoną kapustą... prawie. Wziąłem się więc za szaszłyczek z kurczaka - pyszności! Miękki, soczysty i dobrze doprawiony kawałek kurczaka rozpływał się w ustach. Przeszedłem do kolejnych dwóch rodzajów mięs. Firmowy kebab okazał się plackiem ubitym z mielonego mięsa, zupełnie bez smaku. Shoarma to pocięte niedokładnie kawałki tłustej wieprzowiny, nie zwróciłbym na to uwagi gdyby choć nie była aż tak przypalona. Jedyny plus taki, że dobrze doprawiona i co ważne, smakowała inaczej niż pozostałe zamówione mięsa.
Asia - Nie miałam okazji spróbować przyniesionych nam sosów. Ostry nigdy nie był moim faworytem, a mój kurczak był tak smaczny, że nie chciałam psuć smaku.
Igor - Ja wypróbowałem jednak wszystkie trzy sosy, licząc że może choć one sprawią że kebab zacznie mieć jakiś wyrazisty smak. Łagodny dobry, choć bardziej smakował jak majonez (ktoś chyba przesadził z proporcjami) - minusem była brudna łyżeczka wciśnięta w sos. Czosnkowy smakował jak łagodny, tylko z dodatkiem tytułowej przyprawy - lekko ostrawy, ale smaczny. Ostry za to nie był wcale taki ostry jak sądziłem. Dla lubiących piekące smaki, z pewnością okaże się wielkim niedosytem.
Asia - Gdy kończyłam swoje danie podeszła do nas kelnerka z pytaniem czy jeszcze chcielibyśmy coś domówić. Ze względu na godzinę i inne plany na wieczór poprosiliśmy tylko o rachunek.
Igor - W tym momencie naszym oczom ukazał się goły stół. Teraz już najedzeni, na spokojnie mogliśmy go ocenić. Przed nami leżały małe maty, na których stały nasze talerze.
Asia - Na stołach leżały bambusowe maty, a na nich i pomiędzy patyczkami bambusa, resztki jedzenia poprzednich klientów. Gdzieś plama od sosu, kawałek mięsa, okruszki... Pod matą to wszystko co przeleciało pomiędzy jej szczelinami.
Igor - Po chwili przyszła kelnerka i przyniosła mały wydruk z kasy fiskalnej i położyła go nam na stole.
Asia - Szkoda, że nie dają go w żadnej okładce czy chociażby na talerzyku - byłoby chociaż widać pozostawiony napiwek. Zanim jednak wyszliśmy z Kebab House - poczułam to co zjadłam. W domu zaczęłam od ciepłej herbaty aby "zalać" żołądek.
Igor - Pójście do Kebab House mogę polecić desperatom, którzy nie chcą iść i spróbować w innych miejscach czegoś dobrego. Jeśli już koniecznie tam iść, to na kurczaka, bo przynajmniej smakuje dobrze. Nie wiem jak smakują ryż i frytki, ale raczej dużo wody upłynie w Łódce zanim ponownie skuszę się na odwiedziny w tym lokalu i na spróbowanie czegokolwiek.
Asia - Zupełnie nie rozumiem dlaczego w wakacje ich ogródek jest pełny. Chyba dlatego, że latem są długo czynni w nocy, bo nie wierzę, że przez jedzenie.

Wydatki:
Sałatka kleopatra 11,00 zł
Specjalność Kebab House 31,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +3
jedzenie: -3
czas: +3
wystrój: +1
czystość: -1

Ogólna ocena:

Kebab House
Łódź ul. Piotrkowska 91
tel. 042-632 20 65

Wyświetl większą mapę

13 mar 2008

Affogato - uspokajająca kawa

Asia: Ponieważ dawno nie byłam na kawie, a z każdej strony atakowało mnie Affogato coffee&restaurant - postanowiłam tam zajrzeć. Wcześniej czytałam o tym lokalu dwa razy w Gazecie Wyborczej, potem widziałam, że lokal bierze udział w konkursie na "Najlepsze Wnętrze Roku" (organizowanym przez Fundację Ulicy Piotrkowskiej). Któregoś dnia koleżanka powiedziała, że widziała nową kawiarnię Affokado... Fakt nazwa na pierwszy rzut oka jest kłopotliwa, ale jak już ktoś raz i drugi przeczyta poprawnie czyli Affogato - to się pamięta. Kawiarnia ta znajduje sie przy ul. Piotrkowskiej 90, w oficynie po lewej stronie. Zawitałam tam na babskie ploty wieczorem. Już od wejścia widać, że to lokal w nowoczesnym stylu. Czarne ściany, białe wzory, białe krzesła, różowe kanapy - ale nie jest to przesłodzone czy cukierkowe - jest fajnie. Zajęłyśmy z koleżanką wygodną, niską kanapę. Siedziska ustawione są parami: dwie kanapy + niski stolik. Poszczególne zestawy oddzielone są od siebie czymś na wzór zasłon z cieniutkich pasków - daje to poczucie, że osoby przy stoliku obok nie słyszą o czym mówię.
Przy wejściu znajduje się szatnia, więc można spokojnie usiąść i zostawić z boku cieknące parasole czy płaszcze.
Gdy usiadłyśmy kelnerka przyniosła nam menu: dłuuugie, wąskie kartki, zczepione dużym metalowym kółkiem. Po krótkim zastanowieniu postanowiłyśmy zamówić kawę o nazwie takiej samej jak lokal (a w sumie to lokal wziął nazwę od włoskiej kawy). Poprosiłyśmy o Affogato. Po niedługim czasie przed nami na stoliku stały kwadratowe szklanki (podobne do szklanek do whisky), na białych talerzach, do tego różowa serwetka i metalowa długa łyżka. W szklance na dnie była kawa, a na środku kulka waniliowych lodów. Wygląd - super. Smak - jak najbardziej w porządku, choć jeśli ktoś potrzebuje rano kawy aby się obudzić to polecam jednak coś innego. Każdy łyk (łyżeczkę) gorzkiej, mocnej kawy można osładzać słodkimi lodami, ale jeśli komuś to nie wystarczy - zawsze można dosłodzić całość brązowym cukrem.
Affogato to ciekawe miejsce. Wydaje mi się, że można zajrzeć tam w ciągu tygodnia i spokojnie wypić dobrą kawę. Sprzyjają temu zarówno wygodne kanapy, spokojna muzyka i stonowane kolory. Polecam. A sama wybiorę się jeszcze raz przetestować cappucino, lub na co do jedzenia, bo na pierwszym piętrze jest restauracja.

Wydatki: Affogato: 7,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +5
czystość: +5

Ogólna ocena:

Łódź, ul. Piotrkowska 90
tel. 664 454 220
Affogato myspace.com

Wyświetl większą mapę

1 mar 2008

Hola Amigo - ale Meksyk


Igor - Wizytę w Hola Amigo mieliśmy w planach już od dawna. Impulsem do wizyty okazały się wyniki naszej lutowej sądy, w którym wygrał właśnie ten lokal.
Asia - Zaznaczmy też na początku, że nie była to nasza pierwsza wizyta w tej meksykańsko-amerykańskiej restauracji. Jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie w piątek wieczór można spokojnie usiąść i zjeść.
Igor - No właśnie. Jest to bardzo miłe miejsce, bo oferuje dobre jedzenie, niewygórowane ceny i rzadko kiedy są tu tłumy. No ale przy naszej wizycie, postaraliśmy się odsunąć nasze "uprzedzenia" w kąt. No to do rzeczy...
Asia - W sobotni wieczór, gdy weszliśmy, były zajęte dwa z ośmiu stolików.
Igor - Od niemal samego progu przywitał nas kelner. Spytał się, gdzie chcemy usiąść i podał nam menu, zawczasu zapalając postawioną na stole świecę.
Asia - Menu jest ułożone logicznie i czytelnie, co pozwala rozeznać się w kulinarnej ofercie restauracji. Nie musieliśmy za długo zastanawiać się nad przystawką. Wybór padł na Meksykańskie pierożki czyli chrupiące pierożki z ciasta kukurydzianego nadziewane wołowiną oraz warzywami (150g).
Igor - Nad głównym daniem musieliśmy się troszkę dłużej zastanowić. Tak więc kelner, który wyczuł nasze niezdecydowanie przyszedł i zaproponował zamówienie przystawki już teraz.
Asia - Wiedziałam, że nie mam ochoty na frytki ani kurczaka, dlatego zdecydowałam się na 200. gramowe danie - Nachos con macho czyli meksykańskie chipsy z tortilli polane żółtym serem, smażoną wołowiną, posypane kolorową papryką, fasolą, podawane na ciepło.
Igor - Ja natomiast postawiłem na Tacos con carne czyli dwie tortille kukurydziane nadziewane mieloną wołowiną, podawane z sałatą lodową, pomidorem, cebulą, kukurydzą oraz sosem salsa i kwaśną śmietaną. Gramatura 180 gram (według menu).
Asia - Podczas zamawiania każdej potrawy, kelner pyta się o jej ostrość, podając skalę od 0 do 10. Ja asekuracyjnie wybrałam ostrość na 2.
Igor - Bardzo dobrze, że dają tu możliwość wybrania ostrości odpowiadającej gustom i możliwościom klienta. Lubię ostre rzeczy, ale pozostałem w połowie skali decydując się na 5.
Asia - Istotną informacją jest to, gdzie jest toaleta. Będąc tam pierwszy raz, nieźle się naszukałam. Należy iść do końca, potem w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo. Toaleta tutaj nie należy do nowoczesnych, ale pasuje charakterem do ogólnego wystroju restauracji. To nie jest jakiś luksusowy kibel.
Igor - Ale w przeciwieństwie do innych lokali, są tu dwie toalety dla każdej z płci. Troszkę raził mnie jednak brak ciepłej wody oraz niedziałająca suszarka do rąk.
Asia - Warto poświęcić trochę czasu na obejrzenie wystroju Hola Amigo. Widać, że ktoś poświęcił wiele czasu na skompletowanie wszystkich detali jakie znajdziemy w restauracji.
Igor - Na ścianach są duże malunki, nawiązujące do dzikiego zachodu. Stoją kaktusy, na ścianach wisi duże meksykańskie sombrero, znajdziemy też niejedno ponczo. Jednym słowem, jest co oglądać zanim przyniosą danie.
Asia - Niestety, czekając na dania można też zauważyć, malutkie dziurki w obrusie. Prawdopodobnie powypalane popiołem z papierosów i świec.
Igor - No ale zaraz przyniesiono nam naszą przystawkę. Sześć sztuk pierożków, położonych na dużym okrągłym talerzu, przyozdobionym sporą ilością posiekanej kapusty pekińskiej. Dla ozdoby na krawędziach posypano odrobinę koperku. A na środku talerza, stał pojemniczek z sosem salsa.
Asia - Pierożki, bardzo gorące, chrupiące i pyszne. Choć zdarzył się jeden, w którym były tylko warzywa bez mięsa.
Igor - Ledwo je zjedliśmy, a kelner pojawił się i zabrał wyczyszczone przez nas talerze. Po chwili pojawił się z zamówionymi daniami.
Asia - Moje Nachos con macho wyglądało bardzo apetycznie. Mięso mielone, było otoczone trójkątnymi chipsami z tortilli. Całość, zasmażona z żółtym serem, posypane czerwoną papryką i posypaną dużą ilością posiekanych czarnych oliwek.
Igor - Moje danie wyglądało równie efektownie. Dwie chrupkie tortille, wypełnione mielonym mięsem, kukurydzą i ćwiartkami pomidorów. Dla ozdoby sałata lodowa. No i dwie sosjerki, w których był sos salsa i kwaśna śmietana.
Asia - Ostrość mojego sosu sala (2), oznaczała że czułam przyprawy tylko w momencie przełykania, a w ustach nie pozostawało piekące uczucie.
Igor - Ostrość mojego sosu (5) oznaczała, że po polaniu jedzenia i wzięciu do ust czuło się delikatne pieczenie. Oczywiście ostrość to kwestia gustu i upodobań - dla Asi moje danie było dość ostre, dla mnie troszkę za słabe. Następnym razem jednak wezmę ostrzejsze, tym bardziej że kwaśna śmietana rewelacyjnie łagodzi pieczenie w ustach.
Asia - Chipsy z tortilli, mięso i ser tworzą ciekawą lekko słoną kompozycję smakową. Co więcej, chipsy są na tyle poręczne, że można je jeść ręką.
Igor - Moje jedzenie było pyszne! Tortilla służy bardziej jako ozdobne miejsce do włożenia wszystkich składników dania, niż jako "pomoc" w jedzeniu. Wszystko smaczne, soczyste i pachnące.
Asia - Niestety, ten mały lokal nie posiada klimatyzacji, albo przynajmniej dobrej wentylacji. W kilka chwil po tym jak mężczyzna dwa stoliki obok zapalił papierosa, poczuliśmy smród palonego tytoniu.
Igor - Szkoda, bo nasze dania pysznie pachniały i chcieliśmy się tym cieszyć, a nie wyziewami sąsiada.
Asia - Chwilę później do palącego mężczyzny, dołączył kolejny palacz - kelner (z poprzednich wizyt wiemy, że jest to jednocześnie właściciel Hola Amigo).
Igor - Atmosfera się zagęściła, więc zrezygnowaliśmy z zamawiania deseru i poprosiliśmy o rachunek.
Asia - Dostaliśmy wypisane ręcznie KP. Zapłaciliśmy kartą płatniczą.
Igor - Lokal nam się podoba, jedzenie pyszne, kelner/właściciel bardzo dobry w tym co robi. Wystrój ciekawy, a ceny przystępne. Poza wadami, lokal jest jedna godny polecenia.
Asia - Restauracja dobra jest na wieczór "we dwoje", spotkanie biznesowe, pogaduszki ze znajomymi, a także "profesjonalne wieczory panieńskie" - ale informacja o tym, ponoć dostępna jest tylko dla kobiet.

Wydatki:
Meksykańskie pierożki 8,00 zł
Nachos con macho 16,00 zł
Tacos con carne 16,50 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +5
czystość: +2

Ogólna ocena:

Hola Amigo
Łódź ul. 6 Sierpnia 2
tel. 042-630 18 59

Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony