29 mar 2009

Ciągoty i tęsknoty - ciekawie i tanio


Igor - W każdym miesiącu jeden lokal do którego wybieramy się z Asią wybierają czytelnicy naszej strony. W tym miesiącu bezkonkurencyjny w tym plebiscycie był lokal "Ciągoty i tęsknoty" nazywany barem i restauracją.
Asia - Dotarcie do tego lokalu nie jest sprawą najprostszą. "Ciągoty i tęsknoty" leżą bowiem na Dołach, nieopodal cmentarza i kircholu. Dojazd komunikacją zbiorową jest możliwy, aczkolwiek restauracja jest w połowie przystanku tramwajowego i autobusowego przy ulicy Wojska Polskiego. Natomiast autem trzeba sporo nadrobić drogi, bo jedyny możliwy dojazd jest od strony ulicy Brackiej i Harcerskiej przy skrzyżowaniu z którą znajduje się restauracja.
Igor - Niestety, lokalizacja to chyba największy feler lokalu do jakiego mieliśmy iść w tym miesiącu. Bez trudu udało się go nam rozpoznać na tle okolicznych bloków. Restauracja jako jedyny budynek w okolicy ma oświetloną elewację, jasne i niepozasłaniane okna.
Asia - Od wejścia przywitała nas przyjemna atmosfera. Kilka stolików zajętych, rozmawiający ludzie, muzyka, ciepłe światło. Witać, że jest to miejsce odwiedzane.
Igor - Przy jednym stoliczku para znajomych, przy innych rodzina z dziećmi, przy innym zaś starsze małżeństwo. Mieliśmy unaoczniony przekrój klientów "CiT", bo każdy przyszedł w innym celu - herbatka, obiad czy przekąska.
Asia - No i my. W zasadzie byliśmy już po późnym obiedzie, więc kolacja nie wchodziła jeszcze w grę. Zależało nam na jakiejś delikatnej potrawie na niedzielny dżdżysty wieczór.
Igor - Zaraz gry zasiedliśmy do wolnego stolika pojawiła się przy nas kelnerka z dwoma menu i jedną kartą herbat i kaw. Te pierwsze dość ciekawie wykonane z jednego dużego arkusza brązowego papieru, na którym wydrukowane w dwóch rzędach dania serwowane w lokalu.
Asia - Przekąski, przystawki (zimne i ciepłe), makarony, sałatki, dania główne i desery. Niezbyt wiele pozycji, ale jest z czego wybierać. Najdroższe danie kosztowało 30 zł.
Igor - Stwierdziłem, że za wiele nie zjem i zacząłem wybierać spośród przystawek. Mój wzrok przyciągnął bób podawany wraz z sosem tzatziki.
Asia - Mnie spodobał się bób z boczkiem, ale ponieważ Igor wybrał swoje danie ja postawiłam na naleśniki z bananami i czekoladą.
Igor - Kiedy kelnerka przyszła przyjąć nasze zamówienie, dopytywała czy chcemy także coś do picia. Stwierdziliśmy jednak, że zobaczymy jak duże będą nasze posiłki i później domówimy może desery.
Asia - Ja z zainteresowaniem przyglądałam się karcie z herbatami i kawami. Niedużego formatu kartka, na okładkach ze spisem i cenami herbat i kaw, a wewnątrz z opisem herbat czarnych i zielonych.
Igor - W czasie oczekiwania na nasze dania, zacząłem rozglądać się po wnętrzach. Jest przytulnie, to bez wątpienia. Jest też łódzko - na ścianach widnieją oprawione stare fotografie łodzian - a to jakaś klasa szkolna, a to rodzina. Natomiast to co mi nie pasowało, a wręcz irytowało to muzyka. Była natarczywa, bardzo wyraźna i zdecydowanie nie jako miłe uzupełnienie.
Asia - Gdzieniegdzie o ściany stoją oparte metalowe ozdobne kraty służące za wieszaki na ubrania, a po złączeniu także za parawany oddzielające poszczególne stoliki. Do tego na stołach świeże kwiaty i bazie, zapalone świece.
Igor - Na jedzenie nie musieliśmy czekać za długo. Kelnerka przyszła i postawiła przed każdym z nas po talerzu.
Asia - Ja dostałam na okrągłym przezroczystym talerzu dwa, cienkie, miękkie, ciepłe naleśniki, wypełnione plasterkami bananów, całość polana czekoladą, posypana cukrem pudrem i udekorowana kuleczką bitej śmietany. Wyglądało bardzo apetycznie.
Igor - A ja otrzymałem mały półmisek w rozsypanym pachnącym bobem, a obok stała sosjerka z tzatzikami. Ale jakimi! Mniam! Nie to co w zwykłych jadłodajniach gdzie serwują sos czosnkowy z suszu plus ścinki ogórka. Tutaj wszystko pachniało świeżością. Kompozycja wspaniała. Ot i mamy wiosnę.
Asia - Moje danie było przyjemnie ciepłe, delikatne w smaku, wystarczająco słodkie. Do takiej kompozycji smakowej idealnie pasowałaby herbata owocowa. Ja jednak zdecydowałam się na kawę z mlekiem .
Igor - A ja już dawno upatrzyłem sobie deser. Na oku miałem deser lodowy z gorącymi wiśniami. Gdy przyszła kelnerka bez wahania wspomniałem o deserze.
Asia - Skoro Igor wziął deser, to ja do mojej kawy domówiłam jeszcze mini deser lodowy.
Igor - W trakcie oczekiwania na kolejne nasze zamówienie, do lokalu weszli kolejni klienci. Widać, że mimo mało przystępnej lokalizacji, do Ciągot ciągną klienci.
Asia - I w sumie się nie dziwię. Ceny niższe niż w centrum, sprawna obsługa, przyjazna atmosfera...
Igor - Na deser nie musieliśmy długo czekać. Czasem zdarzało się, że deser szykowano dłużej niż danie główne. A tu deser szybciej od przystawek.
Asia - Ja dostałam małą, kwadratową miseczkę z pokaźną kulką lodów, do tego znów bita śmietana i sporo polewy czekoladowej. Porcja mała - idealna jako smaczne zakończenie nawet sycącego obiadu.
Igor - Na moim talerzu, takim zwykłym na którym podać można kotleta, znajdowały się dwie gałki lodów - waniliowe i bakaliowe. Na drugim krańcu talerza kilkanaście ciepłych drylowanych wisienek. Wszystko oblane wiśniowym sosem i spora ilością płatków migdałowych.
Asia - Ze względu na dość późną godzinę postanowiliśmy zakończyć już wizytę, zwłaszcza, że byliśmy przyjemnie najedzeni i zrelaksowani. I tu nastąpiła dłuższa chwila oczekiwania na kelnerkę, która jak na złość teraz na nas nie zerkała. Wykorzystałam ten czas na wizytę w toalecie. W sumie mam cztery spostrzeżenia. 1. Jest ona unisex, co przy miejsacah na około 30-40 gości wydaje się być nie dość wystarczające. 2. Osoba na wózku do niej nie dojedzie (od sali oddzielają ją bowiem dwa stonie). 3. Lustro jest przyciemniane. Świetny efekt! 4. Wszystko było czyste i pachnące.
Igor - Nie mogąc już doczekać się kelnerki wstałem i poszedłem uregulować rachunek. Ważna informacja - można płacić kartą.
Asia - Wyszliśmy i zastanawialiśmy się komu można polecić ten lokal.
Igor - Spokojnie pasuje na rodzinne obiadki, ale dla lubiących dość nachalną muzykę. Muzyka też sprawia że nie wiem czy lokal pasuje na romantyczna kolację... no ale muzykę można zmienić. Trochę problemem będzie brak intymności i wydzielonych stolików, co może być niedogodnością także dla chcących organizować biznesowe spotkania.
Asia -

Wydatki:
Naleśniki 10,00 zł
Bób z sosem tzatziki 8,00 zł
Mini deser lodowy 5,00 zł
Lody z gorącymi wiśniami 14,00 zł
Kawa biała 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +3
jedzenie: +4
czas: +4
wystrój: +3
czystość: +5


Ogólna ocena:

"Ciągoty i Tęsknoty"
Łódź, ul. Wojska Polskiego 144a
042 650-87-94



Wyświetl większą mapę

21 mar 2009

Restauracja Złota - tylko z nazwy


Asia - Pierwszego dnia wiosny postanowiliśmy wybrać się na spacer. Pierwsze promyki wiosennego słońca nie były jednak na tyle rozgrzewające, aby długo chodzić po Piotrkowskiej.
Igor - A ponieważ dodatkowo zbliżała się godzina obiadowa postanowiliśmy zajrzeć do Restauracji Złotej przy ul. Piotrkowskiej 146.
Asia - To jest niedaleko Centralu II i wieżowca mBanku, wejście do tego lokalu (który jest w piwnicy) jest między budkami z hot-dogami a salonem jubilerskim.
Igor - Jeszcze na zewnątrz restauracji można zapoznać się z menu. W specjalnej małej gablocie, wisi karta dań jakie serwuje lokal. Czas lektury umila muzyka jaka płynie z głośnika zawieszonego na zewnątrz Złotej.
Asia - Zainteresowani kilkoma daniami oraz średnimi cenami postanowiliśmy wejść. Schody prowadzą w dół i w lewo. Po ich otworzeniu weszliśmy do "przedpokoju" z którego na wprost widzieliśmy bar, a na prawo i lewo odchodziły korytarze.
Igor - Podszedł do nas kelner, który zauważył, że nie wiemy gdzie iść i pokierował nas na lewo, uprzednio pytając czy życzymy sobie stolik dla palących czy niepalących.
Asia - Weszliśmy do "pokoju". Z nakrytymi stołami (zarówno obrusy, zastawa jak i kieliszki), wykładziną dywanową (poplamioną), lustrami, drewnianymi ścianami. Tworzyło to dość spójną całość.
Igor - ... no może za wyjątkiem ogromnego klimatyzatora nad wejściem. Na tyle dużego, że w zupełności psuł wystrój tego pomieszczenia. Niestety, nikt nie zadbał aby w najmniejszym stopniu przysłonić jakoś to szkaradztwo.
Asia - Chwilę po tym jak usiedliśmy podszedł do nas kelner podając karty dań. Być może pierwszy dzień wiosny i piękna pogoda na zewnątrz sprawiły, że zapomniał zapalić świeczki postawionej na środku stołu.
Igor - W czasie gdy wybieraliśmy dania, do restauracji weszły jeszcze dwie osoby. No bo właśnie, lokal w sobotnie popołudnie świecił pustkami.
Asia - Dość szybko w menu odnalazłam dania, które zainteresowały mnie przed wejściem. Mimo iż to pierwszy dzień wiosny wybrałam gulasz z kaczą i buraczkami.
Igor - Mnie, nie wiedzieć czemu, naszło na jakąś rybę. Wybór padł na pstrąga podawanego z frytkami i bukietem surówek.
Asia - Gdy kelner podszedł ponownie złożyliśmy zamówienie. Obsługujący nas pan nalegał abyśmy od razu wybrali jakieś napoje. Byliśmy jednak już dość głodni, więc poprosiliśmy aby przyszedł za chwilę.
Igor - W czasie czekania na nasz posiłek, poszedłem do toalety. Już w połowie drogi zwątpiłem czy aby dobrze idę, bo doszedłem do otwartych drzwi do kuchni. Przez chwilę pooglądałem co tam się szykuje i w jakich warunkach. Całe szczęście nie zobaczyłem niczego co by mnie zniechęciło do jedzenia. Okazało się, że toaleta jest jeszcze dalej, na samym końcu korytarza. Toaleta bardzo mała, w miarę czysta, ale co mnie najbardziej zdziwiło to brak ciepłej wody.
Asia - W tym czasie podszedł znów kelner pytając czy już coś wybraliśmy do picia. Odpowiedziałam, że jeszcze nie i czekałam aż Igor wróci.
Igor - Gdy tylko przyszedłem ponownie podszedł kelner z pytaniem o napoje. Asia, aby się rozgrzać poprosiła o czerwone wino pół wytrawne.
Asia - Wtedy pan zapytał o to czy całą butelkę, bo jeśli tak to poda kartę win, a jeśli chcę kieliszek, to mam do wyboru tylko dwa, bo tylko takie są otwarte. Jakoś nie czułam się na siłach wypić całą butelkę, więc poprosiłam o lampkę.
Igor - Spróbowałem wina Asi i stwierdziłem że i ja uraczę się tym samym. Wiem - czerwone wino do ryby pasuje jak...
Asia - Inna sprawa, ze kelner nie zaprotestował. I w zasadzie mogłabym skończyć wątek o winie, gdyby nie to, że zostały podane w dwóch różnych kieliszkach. Oba były do wina czerwonego, ale ewidentnie z dwóch różnych kompletów. Niby drobiazg, a nieładnie to wyglądało.
Igor - Czekaliśmy i czekaliśmy, a do lokalu wszedł może jeszcze jeden pan, który zasiadł przy barze leczyć kaca. Kelner obsługujący drugi stolik rozmawiał z klientami na tyle głośno że bez problemu było go słychać w naszej salce. To co najbardziej zapamiętałem, to stwierdzenie "nie schodzą" jako wytłumaczenie czemu ryby zamówione przez klientów nie zostaną im podane. Rozumiem, że bywają mało popularne dania, ale klienta można jakoś ciekawie zbajerować, a nie prosto z mostu między oczy.
Asia - Widocznie moje buraczki też nie schodziły, bo po jakimś czasie kelner przyszedł i zapytał czy zamiast buraczków mogę dostać bukiet surówek. Gdy odpowiedziałam, że wolałabym brokuły, usłyszałam, że kucharz pozwolił tylko na zaproponowanie bukietu surówek. Czyżby brokułów też nie było??
Igor - No i dalej czekaliśmy i się deczko nudziliśmy. Przygrywała nam muzyka z głośnika. Czasem taką słyszę w marketach, gdzie po nalotach ludzi z Zaiksów czy innych "chroniących biduli z przemysłu fonograficznego", zdecydowano się na granie bezpłatnego badziewia. Choć czasem dźwięki przypominały Rubika. Nawet częściej niż czasem.
Asia - Ostatecznie kelner na dwa razy przyniósł nam nasze dania. Z surówkami na osobnych talerzykach. Przede mną postawił talerz z kaszą, mięsem i gulaszem.
Igor - Moja ryba pachniała smakowicie. Frytki także wyglądały poprawnie. Surówki... nic specjalnego, choć marchewka smakowała na niedawno skrojoną.
Asia - Zaś mój gulasz... No cóż. Ciężko ładnie podać gulasz z sosem. Jednak bezkształtność masy jaką otrzymałam była straszna. Do tego wszystkiego poprzerastane, żylaste mięso. Szczerze powiedziawszy w tej cenie oczekiwałam czegoś lepszego.
Igor - Zabrałem się za pstrąga. Był delikatnie mówiąc delikatny - mało wyrazisty w smaku, a na domiar złego tuż przy kręgosłupie mięso nie było jeszcze gotowe. Ogólnie smaczne, ale bez większych Restauracja Złota - Dokumenty Googlewzlotów smakowych.
Asia - Miło się siedziało na miękkich krzesłach, ale czas nieubłaganie płynął, więc postanowiliśmy pospacerować jeszcze troszkę w tym wiosennym słońcu. Pomimo 177 pozycji w menu i ponad 50 różnych daniach nic nie skłoniło nas aby zamówić deser.
Igor - Trochę trwało zanim kelner zauważył, że już skończyliśmy i chcemy wyjść. Gdybyśmy może mieli notebooki, to byśmy posurfowali za darmo - w lokalu jest dostępne Wi-Fi.
Asia - Gdy poprosiliśmy o rachunek i po kilku minutach go dostaliśmy. Na szczęście w Złotej można płacić kartą płatniczą. Kelner po dłuższej chwili zawołał mnie do baru prosząc o PIN. Mogłam dzięki temu zajrzeć za bar... Bynajmniej nie był złoty.
Igor - Kiedy Asia wróciła do stołu, ubraliśmy się i wyszliśmy niezauważenie.
Asia - Zwykle w tym miejscu recenzji zastanawiamy się komu można polecić ten lokal.
Igor - Być może restauracja Złota nie musi starać się o gości, gdyż ogromny biurowiec mBank zapewnia stały dopływ klientów biznesowych w ciągu tygodnia. My przyszliśmy w sobotę...
Asia - Romantycznego obiadu w Złotej nie widzę, prędzej jakieś rodzinne spotkanie lub właśnie szybki biznesowy lunch.

Wydatki:
Pstrąg z frytkami i bukietem surówek 28,00 zł
Gulasz z kaszą i buraczkami 22,00 zł
Wino czerwona 2 x 8,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -1
jedzenie: +1
czas: +3
wystrój: +1
czystość: +3


Ogólna ocena:

Restauracja Złota
Łódź, ul. Piotrkowska 146
042 636-11-11
www.zlota.com.pl


Wyświetl większą mapę

10 mar 2009

Irish Pub - irlandzka nie tylko nazwa


Igor - Dzień Świętego Patryka już 17 marca. Postanowiliśmy więc sprawdzić gdzie warto się bawić w tym roku.
Asia - Poszukaliśmy w sieci, co najbardziej pasuje pod irlandzki klimat w Łodzi.
Igor - Wyszło nam, że powinniśmy udać się do Dublin Pub lub Irish Pub.
Asia - Mieliśmy nawet szalony pomysł, aby każde z nas poszło do innego pubu w tym samym czasie. Ale zrezygnowaliśmy i poszliśmy razem do Dublin Pub.
Igor - Sprawdziliśmy w internecie, że tam coś serwują. Co? Nie udało nam się stwierdzić, gdyż wyszliśmy po 15 minutach oczekiwania przy stoliku na kogokolwiek z obsługi. Lokal był z lekka pusty, więc nie można ich wytłumaczyć nadmiernym ruchem.
Asia - Wstaliśmy i poszliśmy Piotrkowską do drugiego wybranego przez nas irlandzkiego miejsca w Łodzi.
Igor - Irish Pub znajduje się w bramie, jednego z najsławniejszych adresów naszego deptaka - we frontowej kamienicy znajduje się studencki klub Siódemki.
Asia - Latem całe podwórko zajęte jest przez ogródek. Zimą zostają tylko podesty i iglaki. Do Irish Pubu wchodzi się przez drewnianą przybudówkę.
Igor - Od progu widać bar i kilka stolików. Wydawać by się mogło, że lokal jest mały, jednak po zejściu do piwnicy odkrywamy kolejne pomieszczenia.
Asia - My jednak zdecydowaliśmy się zostać na poziomie 0. Gdy tylko usiedliśmy podszedł do nas kelner.
Igor - Kelner, który jest jednocześnie barmanem. Poczekał aż zdjęliśmy płaszcze i podał nam menu.
Asia - I w tym momencie odczuliśmy minus wybrania stolika na górze. Brak jasnego światła lub chociaż zapalonej świeczki spowodował, że dania wybieraliśmy troszkę po omacku (dosłownie).
Igor - Nad moją głową była lampka, ale bez żarówki. Na stole stał mały świecznik, ale świeczka w nim wypaliła się dawno przed naszym przyjściem. Suma summarum było ciemno, wręcz półmrok. Musiałem się nieźle nagimnastykować, aby skorzystać z resztek światła dobiegających z baru. Dodatkowych atrakcji dostarczał mi kiwający się fotel, z niepewną jedną z nóżek, gwarantował on mi że z pewnością bym nie zasnął.
Asia - Na szczęście poradziliśmy sobie... Ja zdecydowałam się na penne z suszonymi pomidorami i bryndzą.
Igor - Ja wybrałem Sheperd's Pie, czyli zapiekankę z polędwicy wołowej i ziemniaków podaną z ostrą musztardą. Na wszelki wypadek zapytałem jednak kelnera jak ostra jest ta musztarda - od tego zależało bowiem czy już teraz wybiorę coś do picia, czy dopiero później.
Asia - Ze względu na zimową aurę zdecydowałam się dodatkowo na herbatę. Kelner zapytał jaką... poprosiłam aby doradził jakiś smak, który będzie względnie pasował do wybranego przeze mnie dania. Stanęło na earl gray. Co ciekawe cena z paragonu różni się od tej na stronie www.
Igor - Taaa herbata pasująca do penne? No nic, ja poszedłem do toalety. Znajduje się ona w piwnicy, do której schodzi się po schodach. Tak więc osoby mające problemy w poruszaniu się - wybierajcie inne lokale. Toaleta urzekła mnie... zapachem! Tak pięknie pachnącej toalety już dawno nie odwiedzałem. Mieszanka korzennych zapachów unosząca się ze świecznika, plus pachnidełko rozpryskiwane przez dozownik i intensywnie pachnące kostki w pisuarach. Mieszanka może wydawać się zabójcza, a jednak nie jest. W łazience znajduje się automatyczny podajnik mydła i równie automatyczny, działający na fotokomórkę, podajnik papieru.
Asia - To ja dodam tylko jeszcze, że w damskiej toalecie jest dodatkowo podajnik kremu do rąk. Chwilę po tym jak Igor wrócił, kelner przyszedł ze sztućcami oraz herbatą.
Igor - Usiadłem i czekałem na zamówienie. Oglądając wnętrze - na ścianach obrazki, jednak w zumie to nic szczególnego nie przykuło naszej uwagi. No może poza palącym się płomieniem na podwórku. W menu było podane, że można czekać do pół godziny. I w sumie nie tak długo czekaliśmy. Kelner przyszedł i postawił przed nami nasze dania.
Asia - Początkowo myślałam, że się nie zmieszczą na naszym stoliczku. Mój makaron był bowiem podany na ogromnym kwadratowym talerzu. Całość wyglądała na niezbyt duże danie.
Igor - Natomiast moje danie, podane było na talerzu przypominającym żeliwna patelenkę, też sporawych rozmiarów.
Asia - Penne (czyli makaron rurki) polane było gęstym serowym sosem, o ciekawym smaku. Do tego kawałki pomidorów.
Igor - Natomiast moje "ciasto Sheperda" pachniało wyśmienicie. Z góry widać było tylko pierzynkę z tłuczonych ziemniaków. Były tak delikatne, że można to bardziej nazwać pure. Pod spodem znajdowało się ciekawe w smaku, mielone i smażone mięso polędwicy wołowej. A gdzie ta musztarda? W oddzielnym pojemniczku, do smaku.
Asia - Całość dania sycąca, smaczna, ale jakoś nie powalająca. Pozwalająca się najeść. I co ważne po zjedzeniu nie czułam się przejedzona. Dobre danie na lunch jak i na lekką kolację.
Igor - Moje danie było pyszne. Puszyste ziemniaki, a pod nimi ciepłe i soczyste mięso. Od góry posmarowałem ziemniaczaną pierzynkę musztardą. Nie wiem dlaczego opisali ją jako ostrą, bo ja bym ją ocenił jako średnią. Z całego dania zostawiłem tylko listki bazylii, którymi udekorowano Sheperd's Pie.
Asia - Dosłownie w kilka sekund po tym jak odłożyłam sztućce, przy stole pojawił się kelner i zabrał talerze.
Igor - Dobrze, że odłożyłem sobie z boczku menu, bo dzięki temu mogłem jeszcze do niego zajrzeć.
Asia - Ponieważ miło się siedziało w Irish Pub, a gości nie było zbyt dużo postanowiliśmy wybrać jeszcze jakiś deser. W zasadzie desery wybierał Igor. Dla mnie Creme Brulee, a dla siebie gruszkę z czekoladą.
Igor - W tym czasie przy barze zaczęli zasiadać kolejni goście. Zrobiła się ciekawa atmosfera, bo byliśmy w (przynajmniej z nazwy) irlandzkim pubie, a przy barze siedzieli jegomoście posługujący się wyspiarskim językiem.
Asia - Kelner gawędząc od czasu do czasu z gośćmi przy barze nie zapominał jednak o nas. Chwilę po złożeniu zamówienia na desery otrzymaliśmy sztućce.
Igor - Z pubowej atmosfery wytrącił mnie nagle dźwięk dzwoniącego telefonu... Dzwonił telefon przy barze. Nasz kelner po podniesieniu słuchawki powiedział tylko: "idę" i zniknął na dole. Tym oto sposobem dowiedzieliśmy się jak kuchnia powiadamia o gotowych daniach.
Asia - Kelner przyszedł po chwili z dwoma talerzami - tym razem duży, kwadratowy był dla Igora, a dla mnie miseczka z francuskim deserem.
Igor - Szczerze powiedziawszy, to spodziewałem się nieco więcej niż jednej małej gałeczki lodów, gruszki i talerza finezyjnie oblanego czekoladą w płynie.
Asia - Ja zaś z nadzieją chwyciłam łyżeczkę i delikatnie przebiłam skorupkę karmelu. Miłe dla ucha "trach" i już mogłam skosztować tego słodkiego deseru... No właśnie... słodkiego. Tutejszy deser nie był specjalnie słodki, konsystencja była budyniowa a posmak lekko przypalony. Z minuty na minutę jadłam coraz wolniej.
Igor - Szybko zjadłem moją ciepłą gruszkę. Równie szybko zniknęła gałeczka lodów. Na sam koniec "bawiłem" się w nakładanie sosu czekoladowego na widelczyk.
Asia - Kelner podchodząc kolejny raz do naszego stolika zapytał czy nam smakowało. Troszkę skłamaliśmy, że tak i poprosiliśmy o rachunek.
Igor - Sławek (imię z paragonu) podał go mnie.
Asia - Ale ponieważ 10 marca to (ponoć) Dzień Mężczyzny, wiec płaciłam ja. Już miałam podnieść się i podejść do baru, gdy obok stanął kelner z przenośnym terminalem. Transakcja przebiegła więc szybko i bezproblemowo.
Igor - Z pewnością Irish Pub, ze względu na ceny nie jest dla każdego. Choćby cena herbaty, którą zamówiła Asia (8 zł), pokazuje, że wypad do tego lokalu nie będzie tani.
Asia - Także ceny dań, oscylujące dookoła 40 zł nie zachęcają o częstego stołowania się. Choć Irish ma promocję: od 15 do 18 wybrane dania można kupić 50% taniej. Dla tych którzy jadają lunche na mieście to może być ciekawa propozycja w znośnej cenie.
Igor - Poszliśmy tam, aby zaproponować Wam coś na 17 marca - dzień Św. Patryka, patrona Irlandii. W Irish Pubie można liczyć na irlandzki klimat (także ceny), irlandzkie piwo i koncert, zaś w Dublin Pubie.... widzieliśmy plakaty reklamujące imprezę we wtorek i zachęcające do spróbowania zielonego piwa.
Asia - Wybór należy do Was. Liczymy, że prztestuJecie oba lokale w dniu zielonego święta i podzielicie się swoimi opiniami.

Wydatki:
Penne z bryndzą 19,00 zł
Sheperd's Pie 38,00 zł
Creme Brulee 15,00 zł
Gruszka z czekoladą 15,00 zł
Herbata 8,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +4
czas: +5
wystrój: +3
czystość: +5


Ogólna ocena:

Irish Pub
Łódź, ul. Piotrkowska 77
042-632 48 76
www.irishpub.pl



Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony