24 paź 2008
Gęsi Puch - smaczna kakofonia
Asia - W głosowaniu prowadzonym przez cały wrzesień, wybraliście restaurację Gęsi Puch. Ponad 50% czytelników stwierdziło, że powinniśmy odwiedzić ten lokal. W październikowy piątek, bez wcześniejszej rezerwacji, wybraliśmy się w okolice osiedla akademickiego Politechniki Łódzkiej.
Igor - Bo restauracja ta znajduje się na skrzyżowaniu Al. Politechniki i ul. Radwańskiej, w budynku pofabrycznym. Każdy jeżdżący w tych okolicach, bez trudu namierzy ten lokal, bo wejście znajduje się od strony ulicy.
Asia - Weszliśmy, choć nie wiedzieliśmy czego się spodziewać... budynek fabryczny, okolica studencka, nazwa jak dla karczmy. Zaraz jednak po przekroczeniu progu Gęsiego Puchu zrozumieliśmy skąd "gęsi" w nazwie. Przed nami znajdowały się dwie OGROMNE gęsi - tak na oko 2,5 metra. Przyznam, że intrygująca dekoracja.
Igor - Kicz okrutny, niczym pojazdy dla zakochanych w parku rozrywki. Ale dalej już nie było tak łatwo aby ocenić styl wystroju lokalu. No ale zanim zaczęliśmy się na dobre rozglądać po jednej sali, podeszła do nas managerka i grzecznie przywitała. Od razy wypytała się dla ilu osób potrzebny jest stolik, czy chcemy usiąść przy piecu opalanym drewnem, czy może gdzie indziej. Opcji aby wejść na pierwsze piętro nie było - tego dnia odbywała się tam impreza zamknięta - jak się później okazało jakieś urodziny.
Asia - Wybraliśmy stolik z boku sali i już po chwili podeszła do nas kelnerka podając menu i od razu zabierając zbędne kieliszki (stolik przygotowany był na więcej osób). Menu to kartka A3 złożona na pół. Wybór niezbyt imponujący.
Igor - W menu można znaleźć 5 rodzajów zup, 8 przystawek, 3 rodzaje pierogów, 9 dań głównych i 5 deserów. Plus napoje zimne, ciepłe i alkohole.
Asia - Ceny od 8 zł do ponad 50 zł za jedno danie. Lokal ewidentnie nie jest nastawiony na studencką kieszeń. Dość szybko wybraliśmy dania dla siebie. Ja zdecydowałam się na filet ze szpinakiem i grzybami w sosie pomidorowym, z ryżem i surówką z białej kapusty z ogórkiem.
Igor - Ja stwierdziłem, że zjem rybkę - łosoś z pure, a do tego blanszowane warzywa. W menu nie było win, więc gdy podeszła do nas kelnerka, spytałem się czy w lokalu serwowane są też jakieś wina. Kelnerka od razu stwierdziła, że zaraz przyniesie kartę win, co powiedziała zaraz uczyniła.
Asia - Gdy Igor wybierał dla siebie wino, ja zdecydowałam się na herbatę. Wybraliśmy po prostu stolik przy oknie i coraz bardziej czułam, wiejący od niego chłód.
Igor - No właśnie, to bardzo dziwne. Na dworze nie ma jeszcze mrozów, a czułem się jakby było co najmniej 20 stopni poniżej zera. Kelnerki opatulone chustami, widać było po nich że niska temperatura w lokalu to normalność. I nawet ten opalany drewnem piec nie dawał rady - w restauracji panował przejmujący chłód.
Asia - Chwilkę tak siedzieliśmy, gdy nagle podeszła do nas inna kelnerka z pytaniem czy nasze zamówienie zostało już przyjęte. Ponieważ nie, zaproponowała zapisanie naszych wyborów, a Igorowi dodatkowo pomogła w wyborze najbardziej odpowiedniego wina.
Igor - Zamówiliśmy dania które wybraliśmy, ale o wino wolałem spytać. W karcie tylko dwie pozycje były serwowane na kieliszki, resztę można było kupić jedynie na butelki. Spytałem się więc, które wino kelnerka by mi poradziła. Niestety, nie była w stanie powiedzieć mi nic poza to co wyczytałem w karcie. Zamówiłem więc lampkę Mederano blanko.
Asia - Korzystając z chwili przerwy odwiedziłam toaletę. Zdecydowanie nową, lśniącą, pachnącą i chłodną (od okien). Widać, że ktoś projektując ten lokal nie szczędził pieniędzy na wyposażenie.
Igor - Kiedy i ja wróciłem z równie wypicowanej toalety, na stole czekała na nas przekąska. A był to mały kawałek z jednej strony przypieczonego pysznego pieczywa, a do tego twarożek.
Asia - W sam raz na przeczekanie, oszukanie żołądka i podsycenie apetytu. Po dłuższej chwili kelnerka podała nam nasze napije oraz sztućce... i gdy już chciałam sięgnąć po cukier, sądząc, że na dania jeszcze trochę poczekamy, podeszły do nas obie kelnerki niosąc nasze dania.
Igor - WOW! To pierwsze wrażenie. Pięknie podane, kuszące zapachem, wyglądem i sposobem przygotowania, plus małe niby nic nie znaczące dodatki. Mój łosoś położony był na kupce tłuczonych ziemniaków (nazwanych szumnie pure), reszta talerza udekorowana polanym sosem pomarańczowym i czekoladowym. Warzywa blanszowane, podane były w osobnym półmisku. Do tego sosjerka z sosem pieczarkowym.
Asia - Na moim talerzu uwagę przykuwał kieliszek, w którym schowany był ryż (mieszanka białego i dzikiego). Kelnerka odkryła go dopiero gdy danie stało przede mną. Dwa filety z kurczaka nadziane farszem szpinakowo-grzybowym, do tego sałatka na osobnej miseczce. Wszystko ciepłe, pachnące i zachęcające do jedzenia. Smak nie rozczarowywał. Wszystkie zmysły mówiły mi: "tak, to jest smaczne".
Igor - I wszystko smakowałoby jeszcze bardziej gdyby nie mały mankament - przez wspomnianą wcześniej niską temperaturę, musiałem jeść dość szybko, bo niestety jedzenie stygło w oczach.
Asia - Gdy już mieliśmy okazje skosztować każdego elementu naszych dań podeszła managerka lokalu z pytaniem czy nasze potrawy nam smakują. Przy czym mnie zapytała wprost czy smakuje filet, a Igora, czy łosoś... Słowem nie będąc przy składaniu zamówień wiedziała co jemy.
Igor - To było miłe, że obsługa się pyta czy smakuje. Bardzo to lubię, bo odczytuje to jako wyraz szacunku dla klienta. Może i każdego pytają, ale miłe. Niemniej po kolejnych kilkunastu kęsach podeszła pierwsza z kelnerek z tym samym pytaniem. Znów z uśmiechem, a my znów odpowiedzieliśmy że przepyszne. Jednak gdy po jakimś czasie podeszła i druga z kelnerek, znów pytając czy nam smakuje, zaczęło mnie to bawić. Czy aby oni nie są pewni czy podali nam smaczne potrawy?
Asia - Po skończonym daniu stwierdziłam, że danie i herbata troszkę mnie rozgrzały, więc może warto spróbować deseru. Zabierającą naczynia kelnerką poprosiliśmy więc o menu i bez większego wahania wybraliśmy Chatkę Baby Jagi oraz gruszkę gotowaną w klarze z sosem cynamonowym z kwaśną śmietaną lub sosem waniliowym.
Igor - Teraz, będąc najedzeni, nieco rozgrzani napojami, oczekując na deser, mieliśmy czas aby porozglądać się po wnętrzu. Wspomniane na początku, witające od samego progu kiczowate gęsi, mieliśmy cały czas na widoku. Jak już wspomniałem, z pozostałą częścią wystroju, już nie jest tak łatwo.
Asia - Doszliśmy do wniosku, że w tym lokalu nałożone są na siebie trzy rozłączne style. Elegancki (kryształowe żyrandole, stoły z obrusami i kieliszkami, krzesła, toalety), wiejski (drewniane schody, bar, coś na kształt fontanny) i fabrykancki... w zasadzie zostały tylko mury i słupy. Elementem dodatkowym są wspomniane już gęsi, gęsi puch porozrzucany tu i ówdzie oraz telewizor (na szczęście umieszczony w dyskretnym miejscu).
Igor - I powiem szczerze, że z wystrojem, z jego oceną mamy największe problemy. Bo jakość, smak i sposób podania jedzenia jest bezapelacyjnie świetny i godny polecenia. Obsługa wyśmienita - dyskretna, fachowa i taktowna. Ale wystrój, można określić eklektycznym, o ile wszystkie jej elementy byłyby równie dobrej jakości. Niemniej kiczowate tytułowe gęsi i ich porozsypywany puch, są... prowincjonalne.
Asia - Wróćmy jednak do naszego deseru, którego nadal (po 30 minutach) nie było... Nerwowo zerkaliśmy w stronę kuchni, która jest otwarta na restaurację, więc można podejrzeć, co akurat jest przygotowywane. Znów zrobiło nam się chłodno. A deserów na horyzoncie nie było. Gdy już prawie porzuciliśmy nadzieję, podeszła kelnerka z dwoma talerzami... i zrozumieliśmy dlaczego trzeba było tyle czekać.
Igor - No właśnie. Można by pomyśleć, że deser jak deser, coś słodkiego i już. Niemniej tutaj nasze dania wyglądały jak małe dzieła sztuki, sztuki kulinarnej.
Asia - Moja gruszka znajdowała się na środku głębokiego talerza, oblana sosami, przykryta kratką z karmelu, pachnąca cynamonem.
Igor - A moja chatka, miała wdzianko z nici karmelowych. Obok na talerzu gustownie rozlane sosy, czekoladowy i wiśniowy. Do tego kilka kandyzowanych wisienek.
Asia - Gdyby było cieplej w Gęsim Puchu, pewnie posiedzielibyśmy troszkę dłużej i może skusili się na kolejny deser. Jednak chłód od okien i drzwi oraz rozpoczynające się na górze urodziny (z mocnym nagłośnieniem i wodzirejem zachęcającym do odśpiewania kolejnych życzeń) skłoniły nas do poproszenia o rachunek.
Igor - Zaraz pojawiła się kelnerka, która oczywiście upewniła się że nam smakowało. Poprosiliśmy o rachunek, a kelnerka spytała się czy chcemy zapłacić gotówką czy kartą. Po chwili przyniosła nam pudełeczko z rachunkiem w środku.
Asia - Dla kogo jest to lokal? Podczas naszej wizyty odbywały się tam 3 imprezy - jedna na piętrze, dwie na parterze (na 5 i 8 osób), stwierdzam, że goście powinni być zadowoleni, gdyż obsługa robiła co mogła aby goście byli usatysfakcjonowani. Można tam też zajrzeć na obiad/ lokację we dwoje (stolik przy kominku). Również rodzice z małymi dziećmi nie powinni się obawiać - Gęsi Puch posiada stoliczki dla najmłodszych klientów. Najmniej widzę tam spotkanie biznesowe - każdego kontrahenta będzie rozpraszała gęś.
Igor - Dwie gęsi! Aha, i takie niestety mało spotykane zachowanie w polskich lokalach - w Gęsim puchu się nie pali. Kto chce przykurzyć dymka musi wyjść na zewnątrz lokalu.
Wydatki:
Filet ze szpinakiem 26.00 zł
Łosoś w sosie 27.00 zł
Chatka Baby Jagi 10.00 zł
Gruszka gotowana 9.00 zł
Herbata 4.00 zł
Mederano blanko 8.00 zł
Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +5
jedzenie: +5
czas: +4
wystrój: +2
czystość: +5
Ogólna ocena:
Gęsi Puch
Łódź, ul. Stefanowskiego 17 (przy al. Politechniki)
tel. 0-42 651-99-99
Wyświetl większą mapę
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gęsi Puch to w tej chwili jedna z moich ulubionych restauracji w Łodzi. Byłem w niej chyba 5 razy i nigdy się nie zawiodłem.
OdpowiedzUsuńKarta jest trochę krótka, ale wolę krótką kartę niż długą listę potraw bez jakiejkolwiek kucharskiej inwencji.
Duży plus dla szefa kuchni za dobór potraw. Pomimo krótkiej listy są i ryby i potrawy wegetariańskie i wołowina.
Szef kuchni to na prawdę mocny punkt tego lokalu.
Jedna bardzo poważna wada, to że w soboty często są imprezy zamknięte i CAŁY lokal jest wtedy niedostępny. 2 razy pocałowałem w sobotę klamkę i dlatego więcej tam w sobotę nie pójdę.
Co do wystroju, zgadzam się z autorami, że nie jest to "to" czego wymagam od dobrej restauracji. A szkoda bo środków na wykończenie nie szczędzono.
Ale jedzenie - wyśmienite.
hm.. no tak juz jest, ze w tych lepszych restauracjach wina wybiera sie z karty win ;).
OdpowiedzUsuńpardą , do restauracji idzie sie ogladac wystroj czy jesc ??
OdpowiedzUsuńw gęsim puchu oba te czynniki znakomicie cieszą zmysły.
Jedzenie jest absolutnie doskonałe :)
Co do wysroju to o gustach się nie dyskutuje. Generalnie knajpę zrobił zawodowiec i to widać. Nie powiedziałbym że jest tam "kiczowato"
Byłam ostanio w Gęsim Puchu i mam ochotę powiedzieć,a niech tę "restaurację" gęś kopnie.Długie czekanie na danie,mało obeznani w potrawach kelnerzy,hałas od innych gości,no i jak ktoś napisał-cholerny chłód,trzeba w kurtkach siedzieć.Nie polecam,na pewno nie jako wytrawną restaurację,tylko raczej jako karczmę.
OdpowiedzUsuńWarszawianka
Byłam dziś w Gęsim Puchu z mężem i jedzonko niczego sobie. Ale obsługa moim zdaniem nie zasługuje na 5+. Roztargniona kelnerka zabrała nam karty przed wyborem deseru i jak po prosiliśmy o kartę ponownie to niestety kart zabrakło....Ostatecznie deseru nie zamówiliśmy, ponieważ okazało się, że trzeba czekać na niego kolejne 20 minut. A my już na drugie danie czekaliśmy 40. A co najgorzej długo czekaliśmy na rachunek jako że roztargniona kelnerka o nas zapomniała.... Podsumowując jedzenie ok - pięknie podane, wystrój sympatyczny i bardzo tematyczny: puchowy:) Ale obsługa fatalna....
OdpowiedzUsuńbrak organizacji podczas imprezy walentynkowej. Goście bawiący się na górze lokalu-tupiąc podczas tańca-sypali z sufitu innym odwiedzającym dolną część lokalu piasek na tależe. Deserem przyjęcia była głośna muzyka przeplatana kłótniami personelu z właścicielem na oczach gości. Zimno na sali. Odradzam
OdpowiedzUsuńObawiam się, że wnętrze pofabryczne może mieć najwyżej styl fabryczny, a nie fabrykancki (różnica jest mniej więcej taka, jak między krzesłem, a krzesłem elektrycznym). A tak naprawdę jest to kolejna pretensjonalna stodoła -- rzecz tym bardziej zniesmaczająca, bo menu, skąd inąd rewelacyjne, pasowałoby do wystroju rodem z fabrykanckiej willi. I to jest smutne, bo w Łodzi powinniśmy mieć lokale nawiązujące do klimatu Ziemi Obiecanej, a nie wiochy.
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że miałem okazję próbować tego lokalu za własne pieniądze, jak i za firmowe. Jeśli inne też tak wyglądają, to imprez zbiorowych nie warto polecać -- catering był słaby.
OdpowiedzUsuńCo innego spróbować normalnego menu restauracyjnego. Warto.
Niestety dopiszę się do tych którzy nie piszą nic dobrego o imprezach organizowanych. Miałem wątpliwą przyjemność uczestniczyć w przyjęciu weselnym organizowanym w Gęsim Puchu i niestety wszystko co leżało w gestii lokalu było po prostu marne. Począwszy od jedzenia którego było bardzo mało tak że po ok 3 godzinach imprezy na stołach królowała pustka i sałata (sałatki to była sałata karbowana posypana po wierzchu odrobiną pomidorów). Skończywszy na tym że ok godziny 22 przyszły dwie nie do końca sympatyczne panie z menegmentu knajpy i zażądały aby muzyka była cicho bo goście piętro niżej nie mogą rozmawiać. Moim zdaniem prosić weselników o wyciszenie muzyki to przesada. Oczywiście w zamian za niedogodności nic nie zostało zaproponowane, mało tego to przeprosiny Państwo młodzi otrzymali jedynie od zażenowanej całą sytuacją kelnerki.
OdpowiedzUsuńDodam że cena za osobę nie należała do niskich.
Moim zdaniem restauracja na 5!Bardzo czysto wszędzie włącznie z toaletami,jedzenie to raj dla podniebienia a sposób wykonania i podania poprostu zachwyca oczy!!Obsługa bardzo miła tylko,że strasznie sztywna,tak jak by się bała odezwać,szkoda tych kelnerek stoją tylko obok siebie i nawet do siebie nie odezwą sie??Gdy tam byłam ze znajomymi obserwowałyśmy kelnerki z początku biedne może mają zabronione się do siebie odzywać???Więcej luzu :))Wystrój natomiat to kwestia gustu jak dla mnie ciepło od kominka i miło,przyjemnie.Jeżeli chodzi o ceny dań to są warte zapłacenia nawet 2 razy więcęj!Bo jak już wspomniałam raj dla podniebienia!!6+ dla kucharzy!!
OdpowiedzUsuńTo ja też dorzucę troche o imprezach firmowych z tym, że z drugiej strony. Byłam w "Gęsim Puchu" na firmowej kolacji wigilijnej (2008). Siedzieliśmy na samej górze, gdzie jest znacznie mniejsza powierzchnia, a wystrój już nie jest taki bogaty. Kelnerzy biegali nad nami nieustannie. Poczuliśmy się bardzo mile przyjęci. Tak więc obsługę oceniłam na bardzo miłą. Jedzenie z wigilijnego menu było przepyszne, jak u mamy. :)
OdpowiedzUsuńNie ubliżając nikomu - zdziwiony jestem pozytywnymi ocenami, bo większość z Was pewnie jadała w wielu przyzwoitych lokalach. Ten lokal należy do właścicieli m.in. Revelo (ma b. słabe opinie) i LaVende, który już padł.
OdpowiedzUsuńJedzenie jest w zasadzie identyczne, jak w Revelo, począwszy od czekadałka na deserze skończywszy (pasztet ze słodkimi buraczkami i krem brulee).. te dwie rzeczy to akurat dobre ale cała reszta to zdecydowany przerost formy nad treścią. Podane w jakiś "barokowy" sposób potrawy są smaczne w 50% dosłownie - jeżeli zamówicie 2 potrawy jedna powinna być niezła ale na drugiej ktoś się przejedzie. Dotyczy to tak Gęsiego Puchu, jak i Revelo (w obydwu jadłem po 2x). Dwa razy były to spotkania biznesowe, w tym z obcokrajowcami. Może wstydu się nie najadłem ale zamawiając kaczkę, mój gość, który przepada za tą potrawą, otrzymał patelnię z masą buraków i kawałem kaczki, z którego zjadł ok. 1/3, z wyraźnym trudem. Była po prostu słaba, niesmaczna, nieumiejętnie przyrządzona. Ja zjadłem coś co mi w miarę smakowało ale mną nie wstrząsnęło (było to ok. miesiąc temu a już kompletnie nie pamiętam co. Pamiętam za to Ratatuję, która składała się w większości z marchewki, co nie do końca powinno tak wyglądać. Tydzień później jedliśmy tam w 4 facetów, 2 było zadowolonych. Ja oczekuję od lokalu czegoś więcej niż podania sałatki z ziemniaków przykrytej odwróconym pucharkiem i dań posypanych płatkami suszonych kwiatów. Ładnie to wygląda ale sprawia problemy przy konsumpcji, poza tym mam wrażenie, że te suchatki i inna konfekcja skrywa po prostu mierne jedzenie.
Na koniec dodam, że dzisiaj jadłem w Puchu filet z dorsza z sosem kurkowym - tak słabej ryby nie jadłem od dawna, a krem brulee miał konsystencję galaretko-budyniu, był po prostu przeleżały (wygląda, że część potraw robią wspólnie dla nich i Revelo - dzieli ich tylko ok. 1-2 km). Moja żona przeciwnie była ze swoich potraw zadowolona.
Wołałbym idąc do restauracji, wydając ok. 150 zł na 2 osoby, żeby wszyscy uczestnicy kolacji byli zadowolenia a nie zawsze tylko 50%.
Na prawdę przerost formy nad treścią. Aha, dodam, że obsługę w obydwu lokalach oceniam zawsze jako bardzo dobrą.
Stary, to zmień restaurację, bo skoro tyle razy tam byłeś, i za każdym razem było coś nie tak, to po co tam łazisz?
OdpowiedzUsuńZaprosiliśmy delegację zagraniczną na obiad. Jedzonko owszem, ale obsługa bardzo powolna, czekaliśmy długo na dania, a przecież obiad był zamówiony z wyprzedzeniem, wiadomo było co będzie jedzone.
OdpowiedzUsuńByłam wczoraj w tej restauracji i jestem nią zachwycona !!! Myślę, że wystrój jest cudowny, oryginalny i eklektyzm stanowi tylko o jego wartości. Jest w niej elegancko i zarazem swojsko. Dowiedziałam się, że restauracja istnieje od 5 lat a pachnie w niej świeżością i czystością, elegancją i ciepłem zwyczajności. Obsługa przemiła, inteligentna i na poziomie. Jedzenie nie tylko smaczne, artystycznie dekorowane ale i w dużych porcjach. Ten klimat sprawił, ze nie chciało się wychodzić. Malkontentów dyskutujących o smaku i wystroju (Hi! Hi!)odsyłam do McDonalda, na pewno się nie zawiodą!
OdpowiedzUsuńKurna co to jest to jakaś speluna .Obsługiwała nas bezzębna kelnerka która. kazała mi iść. do kibla. mimo że nie chciałem. mówiąc proszę. się. załatwić.po ramieniu biegał jej owłosiony pająk więc szybko weszliśmy i poszliśmy do ekskluzywnej wietnamsko-chińskiej restauracji o nazwie Papu - Papu mieszczącej się nieopodal
OdpowiedzUsuńJą miałem to samo co poprzednik tylko poszłem siku. i zostaliśmy aby popatrzeć na puste uzębienie kelnerki .Zaproponowała mi rozjechaną wiewiórkę z Łagiewnickiego Lasu .Normalnie pychota . Edek z Teofilowa .
OdpowiedzUsuń....dzwonię....do której Państwo pracują dziś (Poniedziałek)...słyszę: do 22.Myślę super, zdążymy.21.15, wchodzimy...słyszę: niestety restauracja już zamknięta !!!! 0 informacji o możliwości wczęśniejszego zamknięcia, niespodzianka popsuta.
OdpowiedzUsuńKnajpa nie traktuje klientów poważnie.Na szczęscie jest konkurencja, jest wybór, knajpom bez poziomu życzę splajty!