Asia: Udałam się z koleżanką na plotki przy kawie. Jako, że było dość chłodno, a obie miałyśmy coś do załatwienia w okolicy Centralu - zawitałyśmy do Galerii a tam metodą losowania zawitałyśmy do Coffee Heaven.
Szybki rzut oka na spis kaw (wisi nad barem) i już wiedziałyśmy, że napijemy się Kawy mocca z białą czekoladą. Zanim kasjerka nabiła na kasę nasze kawy, zauważyłam instrukcję zamawiania kawy (czyli podpowiedź jak wybrać dobrą kawę dla siebie - rozmiar, rodzaj, smak itp.). Koleżanka poszukała wolnego stolika, a ja udałam się do stanowiska znajdującego się tuż obok miejsca wydawania kaw, po "elementy słodzące" (cukier, cukier brązowy, słodzik) i mieszadełka. Bo Coffee Heaven to bar kawowy, więc samodzielnie odbieramy kawę. Chcąc uniknąć wołania mnie przez cały lokal, postanowiłam poczekać przy ladzie. Osoba przede mną była jednak wolała być wywołana "espressooooo!".
Gdy obie naszee kawy były gotowe, grzecznie zabrałam je sobie do stolika.
Nie da się ukryć - ta kawa jest smaczna, słodka, o wyrazistym smaku. Niestety, gdy płacę prawie 10 zł za kubeczek, oczekiwałabym chociaż czystego stolika (nasz taki nie był). Podejrzewam, że ta kawa smakowałaby mi jeszcze bardziej gdybym mogła jej kosztować z normalnego kubka. Nie z jakiejś tam porcelanowej filiżanki - ale ze zwykłego kubka, a nie z tekturowego opakowania.
Jednym słowem kawa jest ok, ale cena jest zupełnie nie adekwatna do całej otoczki tej kawy. Jeśli ktoś będzie bardzo spragniony kofeiny to można iść i się napić, ale na klimat nie ma co liczyć.
Wydatki:
White Chocolate Mocca (mała): 9,50 zł
Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +3
Ogólna ocena:
Galeria Łódzka, poziom +1
www.CoffeeHeaven.pl
tel 042-634 66 64
8 lis 2007
3 lis 2007
Costa del Mar - nieśmiały Hiszpan
Igor: Na dworze plucha, deszcz pada, jesień... dlatego zmieniliśmy klimat na hiszpański i wybraliśmy się do Costa del Mar.
Asia: Rzeczywiście tuż po wejściu można poczuć klimat wąskich, hiszpańskich uliczek; restauracja wygląda bowiem jak kawałek Hiszpanii przeniesiony do Łodzi. Na podłodze jest bruk, na ścianach okna „kamienic”, na środku sali stylowe latarnie, pomiędzy tym wszystkim małe, przytulne stoliki.
Igor: Dobrym pomysłem było wcześniejsze zrobienie rezerwacji na sobotni wieczór, gdyby nie ona, nie znaleźlibyśmy wolnego stolika.
Asia: Miłą rzeczą w Costa del Mar jest zwyczaj witania gości w progu i kierowanie ich do odpowiednich stolików. My po wejściu podaliśmy nazwisko rezerwacji i kelner zaprowadził nas do nakrytego stolika (talerze, sztućce, kieliszki).
Igor: Jak tylko usiedliśmy, kelner przyniósł nam menu i kartę win (oraz cygar). Niestety po prawie półtora roku istnienia knajpy w Manufakturze menu jest dość zużyte. Powycierane kartki, niektóre wręcz podarte.
Asia: W karcie są przystawki, zupy, dania główne, dania typowo hiszpańskie, wegetariańskie, coś dla maluchów, desery oraz napoje. Wybór nie jest imponujący – ale można znaleźć coś smacznego.
Igor: Moją uwagę przykuła tortilla z kurczakiem, danie było przedstawione w kategorii „coś bardziej hiszpańskiego”. Do tego białe wino Bordeaux Kressman.
Asia: Ja zdecydowałam się na szaszłyk po Walońsku. Ponieważ to był szaszłyk drobiowy poprosiłam o białe wino, jednak to co wybrałam ponoć było gorzkawe, więc zdałam się na kelnera – wino miało być białe i słodkie. Coś mi wybrał, nie wiem co (dopiero w domu przeczytałam ma rachunku, że było to wino Soldepenas).
Igor: W oczekiwaniu na posiłek rozglądaliśmy się po lokalu. Mimo dużego ruchu, czterech kelnerów plus barman spokojnie dawało sobie radę.
Asia: Pomimo, że rotacja klientów była spora, kelnerzy dawali radę wymienić obrusy gdy tylko tego wymagały. Odbywało się to błyskawicznie. Choć warto dodać, że na pierwszym piętrze – obrusów nie ma, może zrezygnowano z nich, bo palacze wypalali dziurki? ;-)
Igor: Pierwsze piętro przeznaczone jest bowiem dla klientów palących, a parter dla niepalących. Jest to jedna z nielicznych restauracji, w których jest tak wyraźny podział. Za to plus!
Asia: Zanim nasze dania pojawiły się na stole, zwiedziłam toaletę, było tam czysto, pachnąco, stylowo, z wszelkimi niezbędnymi akcesoriami.
Igor: Czasu oczekiwania na dania nie umilała nam niestety muzyka. Co prawda co jakiś czas było słychać, gdzieś w oddali, że coś gra, ale niestety zdecydowanie za cicho.
Asia: Po dwudziestu minutach od złożenia zamówienia na stole pojawiły się nasze dania. Na dużych, kwadratowych talerzach.
Igor: Wcześniej pojawiło się wino – niestety, kelner zniknął tak szybko, że Asia nawet nie zdążyła zapytać co to za wino.
Asia: Mój szaszłyk zaserwowany był z surówką. Warzywa były ładnie przystrojone, całość miała ciekawy smak, a wszystko było przyjemnie chrupiące. Co do szaszłyka, to każdy kawałek piersi z kurczaka owinięty był w salami, a pomiędzy nimi znajdowała się dodatkowo cebula, papryka i grzybek. Wszystkie te smaki mile się komponowały.
Igor: Natomiast moje danie było dla mnie sporą niespodzianką. Nazwa kompletnie mnie zmyliła, nie spodziewałem się dostać mlecznego omletu z kawałkami kurczaka w środku. Całość polana była śmietaną z jakąś przyprawą. Smak nie był wcale rewelacyjny, i średnio pasowało mi to na kolację, szybciej na lunch. Może gdyby obsługiwał nas bardziej rozmowny kelner, uprzedziłby mnie jakiego typu to tortilla.
Asia: Fakt, kelner jeśli już się pojawiał to na krótko: przyjąć zamówienie, podać wino, podać danie; nie zdążyliśmy nawet w międzyczasie domówić deseru. A poszliśmy do Costa del Mar głównie na deser.
Igor: W Costa del Mar byliśmy już latem. Wtedy spróbowaliśmy kremu brulee. Był to wtedy bardzo przyjemny, słodki, lekki w smaku deser, przypominający nieco budyń; przykryty warstwą świeżo stopionego karmelu.
Asia: Tym razem więc w ciemno zamówiliśmy dwa razy ten przepyszny deser. Jakież było nasze rozczarowanie gdy kelner przyniósł nam to coś...
Igor: Już od pierwszego spróbowania wiedziałem, że coś nie gra. Początkowo myślałem, że smak mi się zmienił, ale spojrzałem na Asię, która z niewyraźną miną przełykała deser wiedziałem, że to nie to.
Asia: Zamiast lekkiego, słodkiego kremu dostaliśmy ciężką, sztywną, mało słodką masę o konsystencji i smaku masła. Na dodatek karmel był w niektórych miejscach przypalony i po prostu gorzki.
Igor: Albo od wakacji zmieniła się receptura albo kucharz. Kilka godzin po zjedzeniu czuliśmy w żołądkach tę tłustą masę. O ile poprzednio warto było wydać prawie 15 zł za deser, tak tym razem nie był wart zjedzenia, nawet za dopłatą.
Asia: Zostawmy już ten krem brulee i zajmijmy się kelnerem, który nie zajmował się nami.
Igor: Jest zrozumiałe, że przy pełnej sali kelner nie ma czasu poświęcić więcej uwagi gościom; tak ciężko jest wyjaśnić jakim cudem kelner nie zauważa przez trzydzieści minut, że skończyliśmy i deser, i wino. Na sali wtedy były zajęte trzy stoliki, łącznie z naszym! Po półtorej godzinie od wejścia chcieliśmy już zapłacić i wyjść. Kelnera wcięło.
Asia: Nawet gdybyśmy chcieli coś domówić, to nie było takiej możliwości.
Igor: Kiedy udało nam się wreszcie dorwać kelnera, bez słowa podał nam rachunek. Nawet nie spytał się czy smakowało.
Asia: Ciężko ocenić czy wizyta była warta tych pieniędzy. Jedzenie dość smaczne, wystrój rewelacyjny, ale całość popsuł (nie)obsługujący nas kelner. Dziwnie, bo poprzednia wizyta była udana, widać teraz trafiliśmy na nieśmiałego, pseudohiszpańkiego kelnera.
Wydatki:
Bordeaux Kressmann (150 ml): 15 zł
Soldepenas (150ml): 9 zł
Szaszłyk Walencja: 18,50 zł
Tortilla z kurczakiem: 21,50 zł
2 x Krem Brulee: 2 x 14,50 zł
Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: 0
jedzenie: +2
czas: +4
wystrój: +5
czystość: +5
Ogólna ocena:
Manufaktura rynek
www.costadelmar.pl
tel. 042-630 2002
Wyświetl większą mapę
Tagi:
****,
Costa del Mar,
Łódź,
Manufaktura,
restauracja
Subskrybuj:
Posty (Atom)