27 lut 2010

Satyna - nieoczywiste miejsce


Igor - Zbliżał się koniec lutego a my nadal nie odwiedziliśmy Satyny...
Asia - Niby w centrum miasta, dwa kroki od Piotrkowskiej (Plac Komuny Paryskiej 5a), obok dyskoteki BLU, na tyłach łódzkiego magistratu.
Igor - Pojechaliśmy do Satyny w sobotni wieczór, jednak zanim weszliśmy przeszło nam przez myśl, że lokalu odbywa się impreza zamknięta. Wewnątrz pusto, światła pozapalane a stoły nakryte pełną zastawą.
Asia - Na drzwiach nie było jednak żadnej kartki, że dziś nieczynne. Weszliśmy więc nieśmiało.
Igor - Zaraz podszedł do nas kelner, witając, zapraszając dalej i pytając czy życzymy sobie stolik w sali dla palących czy niepalących. Wybraliśmy stolik ("lożę") pod ścianą.
Asia - Chociaż do wyboru mieliśmy wieeeeele wolnych miejsc. Zdecydowana większość stołów ustawiona jest na środku w ten sposób, że siedząc w jednym końcu restauracji widzimy osoby siedzące w drugim końcu.
Igor - Kelner dał nam chwilę czasu na rozebranie się z płaszczy i podszedł z kartami.
Asia - Mnie jako pierwszy w menu rzucił się w oczy domowy rosół z marchewką i makaronem, zanim jednak ostatecznie wybraliśmy podszedł kelner proponując coś do picia.
Igor - Poprosiliśmy jednak o chwilę czasu i postanowiliśmy zaszaleć. Pełnego zestawu obiadowego nie damy rady zjeść, ale apetycznie wyglądały sałatki
Asia - Spodobała mi się taka z kurczakiem, pomarańczą, kiełkami i owocami granatu - wyjątkowo niestandardowe połączenie.
Igor - Ja wybrałem sałatkę z boczkiem wędzonym i jajkiem w koszulce. W momencie gdy podszedł kelner mieliśmy wybrane tylko sałatki, zamówiliśmy je i ustaliliśmy, że za chwilę podamy główne dania.
Asia - Wróciłam do zup... krem z kalafiora, grzybowa, w menu są także ryby (np. okoń z miętą i anchovies) mięso (goleń jagnięca faszerowana czosnkiem, pół kaczki z jabłkiem)... ja jednak wybrałam poliki wołowe z kluskami półfrancuskimi i warzywami smażonymi.
Igor - Ja zaś zdecydowałem się na polędwicę wołową z ziemniacznym purre, prażoną cebulą i pomidorami. Kiedy mieliśmy już upatrzone dania podszedł kelner z "czasoumilaczem" - pasztetem z konfiturą z żurawiny i kromkami bagietki.
Asia - Dla naszych głodnych żołądków był to miły starter. Delikatny w smaku, miękki z ciepłą, chrupiącą bagietką. Przyjemnie pachnący.
Igor - Było tak, apetyczne, że chciało się jeść dalej tylko pieczywo i pasztet. Powstrzymaliśmy się jednak.
Asia - Z głośników leciała spokojna muzyka, zachęcająca do zwolnienia tempa, do skupienia się na jedzeniu.
Igor - Muzyka skłaniała także do rozmyśleń... dla kogo jest ten lokal. Ogromna przestrzeń, centrum miasta, elegancji wystrój. Pierwsze co przyszło mi na myśl to imprezy firmowe lub rodzinne.
Asia - Wydaje mi się, że wystrój Satyny może wystraszyć potencjalnego klienta, który zastawione stoły może utożsamiać z wysokimi cenami. Może zdarzyć się tak, że ktoś wybierze np. Kebab House, tylko dlatego, że wygląda bardziej "swojsko" czy "mniej zobowiązująco"; kwota na rachunku będzie jednak taka sama i w Kebab i w Satynie.
Igor - Kiedy zakończyliśmy przystawkę, kelner szybko zabrał puste talerze a chwilę później podał nam duże talerze z naszymi sałatkami.
Asia - Nie tylko w menu wyglądały niecodziennie! Sposób podania i przystrojenia także był niecodzienny, i dodatkowo wzmagał apetyt.
Igor - Ochoczo zabraliśmy się do jedzenia. Słowa jakie cisnęły nam się na usta to: "mmmm", całość sałat była świetnie dobrana i doprawiona.
Asia - Moja, dzięki pomarańczy i granatom była bardzo soczysta i wyrazista w smaku.
Igor - U mnie zaś smak był bardzo dobry, ale nie tak zaskakujący jak u Asi. Z uśmiechami na twarzach jedliśmy nasze sałatki i z coraz większym zaciekawieniem oczekiwaliśmy dań głównych.
Asia - Czas od momentu jak skończyliśmy sałatki, do momentu podania dań mięsnych był idealny. Spokojnie przełknęliśmy, wymieniliśmy się wrażeniami smakowymi i podszedł kelner podając talerze.
Igor - I tym razem wizualnie dania były bardzo atrakcyjne. Ja tym razem zostałem talerz i dwie miseczki - w jednej był sos, a w drugiej surówka z pomidora. Całość bardziej zdecydowana w smaku niż moja wcześniejsza sałatka.
Asia - U mnie było na odwrót! Sałatka była mocna w smaku, zaś poliki i kluski półfrancuskie smaczne, syczące, ale nie tak zapadające w pamięć (i kubeczki smakowe).
Igor - Jedliśmy z zadowoleniem, ciesząc się, że trafiliśmy właśnie tutaj.
Asia - Dania na dużych talerzach nie wyglądały początkowo jako takie którymi można się najeść, ale to mylne wrażenie.
Igor - Kiedy już kończyliśmy zaczęliśmy zastanawiać się nad deserem.
Asia - Z łakomstwa byliśmy w stanie zamówić coś małego...
Igor - ... ale kilka razy było już tak, że w restauracji jedliśmy wyśmienity obiad, a potem kiepski deser, który zaniżał punktację "jedzenie" oraz psuł ogólnie wrażenie.
Asia - Kiedy się zastanawialiśmy co zrobić, podszedł do nas kelner pytając czy nam smakowało.
Igor - Przyznaliśmy, że dania były bardzo dobre.
Asia - Na co miły kelner odparł, że proponuje nam deser... Musze przyznać, że nie byliśmy zbytnio asertywni i zgodziliśmy się, uprzedzając, że dużo już nie zjemy.
Igor - Ustaliliśmy, że dostaniemy jedną porcję na dwoje, żeby po prostu spróbować czegoś słodkiego. W momencie gdy kelner odszedł zdałem sobie sprawę, że w zasadzie nie wiem co zamówiliśmy. Miało być dobre.
Asia - I było! Niedługo musieliśmy czekać na puchar z deserem satyna (sprawdziliśmy w domu na stronie internetowej, że to musiało być to)
Igor - W wysokim kielichu czekała na nas ponownie świetna kompozycja smakowa... Polecamy każdemu i wyjątkowo nie zdradzimy składników. Zapewniam, że będziecie mile zaskoczeni i zadowoleni.
Asia - W Satynie spędziliśmy niewiele ponad godzinę. Godzinę ze smakiem. W centrum miasta, ale jednak z dala od zgiełku i pośpiechu.
Igor - Jestem zadowolony z tego co zjedliśmy, z cen i obsługi, w dalszym ciągu mam jednak wątpliwości dla kogo to lokal. Ciężko tu o intymny stolik (chyba, że gdzieś pod ścianą). Ze względu na wystrój lokal celuje chyba w spotkania biznesowe.
Asia - Idealny wydaje się być na efektowne imprezy czy to rodzinne (komunie, wesela) czy firmowe.
Igor - Obawiam się jednak, że niewielu Łodzian będzie na tyle odważnych, aby wejść na obiad do lokalu, który wygląda bardzo elegancko i drogo. Choć prawdziwe jest tylko to pierwsze. Relacja jakości i smaku do cen jest bardzo przyzwoita.

Wydatki:
Sałatka z kurczakiem 18,00 zł
Sałatka z boczkiem i jajkiem 18,00 zł
Poliki wołowe z kluskami półfrancuskimi i bukietem warzyw 25,00 zł
Polędwica wołowa z puree, prażoną cebulą i pomidorem 33,00 zł
Deser Satyna 14,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +5
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +5


Ogólna ocena:

Satyna
www.restauracjasatyna.pl
plac Komuny Paryskiej 5a
tel: 42 235 41 21

18 lut 2010

Chłopska izba - turystyczna wiocha


Asia - Jest połowa lutego. Z ankiety wynika, że powinniśmy odwiedzić Satynę, ale nie tym razem.
Igor - Krążyliśmy trochę po Piotrkowskiej i w okolicach hotelu Grand stwierdziliśmy, że zjemy coś "na mieście".
Asia - Mimowolnie spojrzeliśmy na drugą stronę ulicy i mieszczącą się w narożnej kamienicy "Chłopską Izbę"...
Igor - Często przechodziliśmy obok tej karczmy/restauracji, ale jakoś nigdy nie mieliśmy ochoty aby tam zajrzeć.
Asia - A dziś powiedzieliśmy sobie - dlaczego nie. I weszliśmy.
Igor - Od wejścia widać, że poświęcono wiele czasu i prawdopodobnie też pieniędzy na przerobienie tego lokalu na chłopską izbę. Drewniane ławy (stoły) i drewniane ławy (do siedzenia), skóry na tych drugich, nieregularne ściany, suszone zioła pod sufitem, snopek siana w rogu... i do tego wszystkiego Zakopower z głośników.
Asia - Zanim zdążyliśmy się rozejrzeć, stojąc na środku, sali podszedł do nas kelner, przywitał i zachęcił do zajęcia miejsc.
Igor - Wybraliśmy jeden z 10 stołów, powiesiliśmy płaszcze na kołkach - tak na kołkach, a nie na wieszakach. Pod tym względem Chłopska Izba jest dopracowana w najmniejszym detalu.
Asia - Usiedliśmy i przyszedł kelner z kartami dań. Dużymi, obitymi materiałem, z ręcznie malowanymi kwiatami na okładce, spiętymi wstążkami.
Igor - Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to napis, że przy większych grupach, do rachunku doliczana jest automatycznie opłata za serwis.
Asia - Dalej było już przyjemniej: poczekadełko - chleb ze smalcem, przystawki np. placki ziemniaczane z łososiem lub zapiekany camembert z żurawiną. Jak na moje oko i żołądek spore dania.
Igor - Są też zupy (np. barszcz, żurek), jest decha górala (deska serów), dania na ciepło (np. golonko żniwiarza), dania z bydła rogatego, ryby z wiejskiego stawu, dania z chłopskiego młyna, jest też zielenina, napoje, piwo i wina i "możliwość zadeserowania tyż jest" (wypieki Jagusi albo puchar lodowy).
Asia - Mnie w tym wszystkim rzucił się w oczy "kurczakowy cycek z owczym serem zapieczony"
Igor - A ja usilnie próbowałem wybrać coś z "bydła rogatego".
Asia - Igor tak długo się zastanawiał, że kelner zastał go jeszcze niezdecydowanego.
Igor - A Asię kelner przyłapał na kaszance z gruzami i kapustą.
Asia - Nie omieszkałam zapytać go co to jest. I okazało się, że to ubite ziemniaki. Do zjedzenia poprosiłam jednak tego kurczakowego cycka. Kelner od razu dopytał się o dodatki. Nie zastanawiałam się nad nimi, ale wspólnie ustaliliśmy, że najlepsze będą opiekane ziemniaczki i gotowane warzywa.
Igor - Asia dopytała jakie to będą warzywa i czy na pewno dobre... kelner wyjaśnił, że to marchewka, brokuły itp, i że warzywa są dobre, bo "teraz jakieś lepsiejsze mamy".
Asia - Gdy zaś Igor przyznał, że jeszcze nie wie - kelner od razu wyrecytował zestaw z jadłem drwala i buraczkami.
Igor - Ja jednak nadal obstawałem przy bydle rogatym. Kelner stwierdził, że w takim razie tylko sznycel z jajkiem sadzonym, do tego frytki i "kapuchę zasmażaną". Skoro kelner poleca nie wpada się nie zgodzić aby to przetestować.
Asia - Kelner odszedł, a my mieliśmy chwilę aby uważniej porozglądać się po Chłopskiej Izbie. Na ścianie za nami były wymalowane kwiaty.
Igor - Dosłownie chwilę, bo zaraz wrócił kelner z dwoma pajdami wiejskiego chleba i miseczką smalcu. Trzeba przyznać, że smaczne było to poczekadełko.
Asia - Wracając do wystroju - gdzieniegdzie wisiały tkane makatki, na półkach pod sufitem stały miski, kierzanka (takie coś drewniane do ubijania masła), grzejniki były zasłonięte płotkiem z drewnianych kołków.
Igor - Rozglądałem się po tej restauracji szukając jakiegoś przejścia do innej sali, ale nic takiego tam nie ma. Cały lokal składa się z kilkunastu stołów. Więcej niż 40 osób nie wejdzie (przy założeniu, że na imprezie zostawiamy kawałek podłogi na parkiet). Na pierwszej stronie menu jest nawet zachęta i informacja, że w lokalu można zorganizować bankiety komunie i spotkania biznesowe.
Asia - Nasze dywagacje przerwał nam kelner - inny niż poprzednio - który przyniósł nam nasze dania. Najpierw ja dostałam swojego cycka, a potem Igor sznycla.
Igor - Duże, owalne talerze, apatyczny wygląd jadła, miły zapach - danie zapowiadało się ciekawie.
Asia - U mnie też ładnie, kolorowo... tylko pierwsze co mi się rzuciło w oczy to minimalna ilość ziemniaczków (8 szt. za 4 zł), ale warzywa jak najbardziej poprawne i ilościowo, i smakowo. No i mięso. Mmmm... niebo w gębie. Zdecydowanie to najmocniejszy punkt mojego dania. Soczysta pierś z kurczaka, przyjemnie roztopiony wędzony ser, ciekawa kombinacja przypraw. Bardzo dobre.
Igor - Ja zacząłem od frytek, długich, cienkich, średnich w smaku, początkowo chrupiących... ale z biegiem czasu zaczęły namiękać sokiem wypływającym z kapusty. Bardzo kwaśnej kapusty. Jedno do drugiego pasowało nijak. Chyba lepiej gdybym dostał zwykłe ziemniaki albo kopytka. Ale gdy doszedłem do mięsa - nie miałem uwag. Było dobrze wysmażone, miało smaczną, chrupiącą panierkę, a sadzone jajko dopełniało smaku.
Asia - Mimo iż początkowo wydawało się, że danie nie jest największe - bez problemu się najadłam. Głównie naprawdę smacznym mięsem.
Igor - W pewnym momencie poczuliśmy się nieswojo. W lokalu zapała cisza... długa cisza. Gdy ponownie udało się uruchomić muzykę stwierdziliśmy że czas wyjść - zaczęły powtarzać się piosenki, które słyszeliśmy wchodząc.
Asia - Ja jeszcze udałam się do łazienki... chociaż w pierwszej chwili zwątpiłam gdzie ona jest. Okazało się, że należy przejść obok baru i skręcić w lewo. Są tam dwa pomieszczenia do jednej wchodzą "baby" a do drugiej "chłopy".
Igor - Siedzieliśmy chwilę w oczekiwaniu na kelnera, ale ponieważ akurat żaden z nich nie przechadzał się po sali podszedłem sam do baru poprosić o rachunek i zapytałem czy można płacić kartą. Na szczęście tak. Wystarczyło podejść do kasy. I wtedy miałem okazję zobaczyć jak wydawane są dania z kuchni... przez okienko w wiejskim kredensie! Chłopska izba na całego! W każdym detalu.
Asia - Wychodząc zobaczyliśmy obcokrajowców przy jednym ze stolików.
Igor - Fakt - lokal ma lokalizację wyjątkowo turystyczną - w pobliżu są dwa duże hotele. I zapewne dla gości z zagranicy kuchnia polska w stylowej chłopskiej izbie jest czymś ciekawym. Samym łodzianom nie do końca musi to odpowiadać, zwłaszcza zewnętrzne okiennice nijak nie pasujące do reszty ulicy Piotrkowskiej.
Asia - My jednak musimy docenić smak mięs i pracę włożoną w dostosowanie wystroju wewnątrz do charakteru restauracji.
Igor - I jeszcze słowo o cenach. W menu podane są osobno mięsa, zielenina i dodatki i ceny też są osobne, co razem może dać dość wysoką kwotę.
Asia - Dla kogo to lokal? Dla turystów na pewno.
Igor - Dla kogo jeszcze? Nie wiem. Ja tego klimatu nie czuję.
Asia - Na spotkania biznesowe? Hmmmm na dość niewygodnych ławach?
Wydatki:
Filet z kurczaka z owczym serem 20,50 zł
Pieczone ziemniaki 4,00 zł
Warzywa na parze 5,00 zł
Sznycel z jajkiem sadzonym 24,50 zł
Frytki 5,00 zł
Kapusta zasmażana 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +4
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +5


Ogólna ocena:

Chłopska Izba
ul. Piotrkowska 54
tel: 42 630 80 87

Wyświetl większą mapę

15 sty 2010

Iberia - przaśny misz masz


Asia - W przeprowadzonej w poprzednim miesiącu sondzie, wskazaliście nam właśnie Iberię, jako miejsce do odwiedzenia i ocenienia.
Igor - Kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. No ale skoro tyle osób zagłosowało.
Asia - Wiele razy planowaliśmy się tam udać, ale jakoś nigdy nie było nam po drodze. Mimo, że do tej restauracji wcale nie jest trudny dojazd - skrzyżowanie ulic Żeromskiego i Kopernika. Łatwo tam dojechać zarówno autem jak i tramwajem (obok są przystanki).
Igor - Iberia znajduje się pod adresem ul. Kopernika 25. I tak też sądziliśmy że jest wejście od strony tej ulicy. I tu pierwsze zdziwienie, uwaga na te drzwi! Tuż przed nimi była kiedyś kratka, taka do wycierania nóg. Niemniej jednak, z jakichś powodów tej kratki brak, a zamiast niej jest dziura, tak na oko na głębokość 50 cm. Tak więc chcąc wejść do Iberii, trzeba skorzystać z drugiego wejścia - od strony ul. Żeromskiego.
Asia - Kiedy już znaleźliśmy wejście, co wcale nie jest takie łatwe bo właściwe drzwi nie są jakoś specjalnie oznaczone, weszliśmy do środka.
Igor - Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, na zewnątrz widzieliśmy zaproszenie na "Dancing" (odbywają się w piątki i soboty od godziny dwudziestej). Ale w środku było pusto.
Asia - Tak pusto, że zastanawialiśmy się czy w ogóle jest otwarte.
Igor - Minęliśmy bar i zajrzeliśmy do kolejnej salki. Tam ktoś siedział, więc chyba Iberia jest czynna. Znaleźliśmy sobie więc miejsce przy jednym ze stoliczków i się rozpłaszczyliśmy.
Asia - Zastanawialiśmy się jakiego typu jest to lokal, bo usiedliśmy w salce gdzie połowę przestrzeni zajmował parkiet z kulą dyskotekową pod sufitem.
Igor - Nie mogąc doczekać się na kogoś z obsługi, sam poszedłem do baru po menu. Za barem nadal nikogo nie było.
Asia - Iberia kiedyś uchodziła z karczmę gruzińską. Nazwę zawdzięcza prawdopodobnie od starożytnej krainy w Gruzji - Iberii kaukaskiej.
Igor - Kiedyś. To dobre określenie, bo jestem pewien, że zarówno właściciel się zmienił, jak i klientela do której dopasowano lokal na bardziej "swojski".
Asia - Tu musiała zajść metamorfoza, ciekawe tylko po co zostawiono starą nazwę?
Igor - Może ktoś nie wiedział co ona oznaczała?
Asia - W menu dania jakie można uświadczyć to np. "białe myszki" z rozdziału przekąsek, "żur staropolski" z polewek, "przysmak góralski" z coś ze świnki, "odlot chińczyka" z coś z kurzynki, "wiedeński przysmak" z coś z wołowinki, "francuska podnieta" z coś z rybki, oraz "makaronowe Misz-Masz" z dań włoskich. (pisownia oryginalna)
Igor - Czyli mydło i powidło, kuchnie całego świata w wydaniu Starego Polesia. Trochę nas to zmartwiło, dlatego przy wyborze kierowaliśmy się jednak znanymi nam nazwami. Bez eksperymentów.
Asia - Po kilku minutach podszedł do nas kelner, tzn. człowiek z obsługi - ubrany w bluzę z kapturem, w dżinsach.
Igor - I zapytał czy chcę się czegoś napić. Wykręciłem się niezdecydowaniem i oddałem głos Asi.
Asia - Zaryzykowałam i zamówiłam "świnię w lesie" czyli polędwicę z pieczonymi pieczarkami, podawaną z ziemniaczkami i surówką. Do picia wziąłem herbatę, bo było dość zimno mimo włączonego kaloryfera.
Igor - A ja? Zamówiłem sobie "kobiecą nóżkę" czyli jedno udko kurczaka zapiekane z czosnkiem i cebulką, podawane z frytkami i surówką. Udko wedle zapewnień kelnera, miało być duże i abym się nie martwił że wyjdę głodny.
Asia - Ponieważ byliśmy bardzo głodni, poprosiliśmy także o jakieś przystawki. Dla mnie "pieczywo czosnkowe" z pieca.
Igor - A dla mnie na rozgrzanie "barszcz z krokietem".
Asia - Na zamówione przystawki nie czekaliśmy za długo.
Igor - No na dania główne też nie. Dokładniej mówiąc, kelner przyniósł je wszystkie jednocześnie (na dwa razy, w odstępie 45 sek.).
Asia - Moje pieczywo czosnkowe przypominało bardziej suchary - były co prawda ciepłe i posmarowane jakimś masłem, ale uważałam aby nie połamać sobie zębów.
Igor - Zgodnie z kolejnością, wziąłem najpierw zupkę. Barszcz był smaczny i bardzo gorący. Spróbowałem więc tylko krokieta i odstawiłem na bok, aby wziąć się za "nóżkę". Pasztecik był duży, niemal jak golonka. Prawdopodobnie spędził tyle samo czasu w piecu co tosty. Dla pieczywa było to za długo, dla krokiera nie - w środku był niestety jeszcze zimny.
Asia - Ja także odstawiłam przystawkę i zaczęłam próbować dania głównego. Ziemniaki były pocięte w plasterki i obsmażone, ale w smaku wyczuwalne było ich wcześniejsze ugotowanie. I było ich dużo. Bardzo dużo.
Igor - Obok sporawego udka, leżał kopiec frytek i trzy surówki. Dodatkowo mięsiwo zasypane było podsmażaną cebulką. Zacząłem próbowanie od surówek - jednej z lekkim posmakiem majonezu, drugą ewidentnie zrobioną z kiszonej kapusty, trzecia zaś z krojonej marchewki.
Asia - Ja żeby nie pozrzucać z talerza, musiałam najpierw pozjadać trochę surówek i ziemniaków i jeszcze odgarnąć ogromną ilość grzybów pod którymi było mięso. Mój talerz wręcz kipiał od ilości napakowanego jedzenia (ziemniaków i grzybów).
Igor - Moje danie także niemal wylewało się na stół. Tak trochę naćkano nam tego jedzenia, aż nie wiadomo jak się zabrać, aby nie pospadało. Dopiero po kilku kęsach dostrzegliśmy, że talerze na których podano nasze posiłki, to w rzeczywistości patery służące normalnie do podawania wędlin na przyjęciach.
Asia - Trochę trwało zanim dobrałam się do mięsa. Było bardzo gorące i soczyste, wysmażone... Zastanawiałem się tylko, czemu moja polędwica wyglądem, smakiem i konsystencją przypominała zwykły schab bez panierki.
Igor - Mój kurczak... jak ktoś czasem jeździ po Polsce, to z pewnością zatrzymywał się w przydrożnych barach. No to ten kurczak taki właśnie był. Skórka bez przypraw, trochę obsmażona. Samo mięso soczyste, ale trochę bez smaku. Mam podejrzenia że kawałek mięsa wrzucono na głęboki olej i w ten sposób go przygotowano.
Asia - W lokalu siedzieliśmy już tylko my i jakiś stały bywalec "na piwku". Z głośników nie leciała muzyka.
Igor - Ale tylko dlatego, że akurat w radiu przeprowadzano jakiś konkurs dla słuchaczy. Dzięki temu co chwila wysłuchiwaliśmy rozentuzjazmowanych młodych słuchaczy pozdrawiających swoich kolegów.
Asia - Wystrój? Misz masz stylowy: lustra z browarów, drewniane stoły, jakieś lampki, krata jak ogrodzenie niczym z cmentarza.
Igor - No i dramatyczny kibel. Nie, nie toaleta, kibel. Jak ktoś nie musi, to niech nie idzie! Śmierdzi, wszystko pourywane, lepiące się.
Asia - Kibel był faktycznie okrutny, ale pasował do całego lokalu.
Igor - Komu można go polecić? Poza osobom z sąsiedztwa, którzy z pewnością tu zaglądają, to jeśli tylko nie jest to dla was problem, polecam na imprezkę dla panów. Można się napić, najeść tłustych rzeczy idealnych pod mocne trunki.
Asia - Inne cele? Raczej mało romantycznie. Na spotkanie biznesowe odpada - wstyd straszliwy, a jedzenie jak w kiepskim barze.
Igor - No i jeszcze nasze wyjście. Normalnie się czeka na podejście kelnera po brudne naczynia. Ale najwyraźniej pan miał ciekawsze rzeczy na głowie. Bo oboje zdążyliśmy odwiedzić kibel, następnie ubrać się i podejść do baru.
Asia - Tam znów nikogo nie było. Po chwili pojawił się jakiś inny człowiek, który gdy dowiedział się po co podeszliśmy, zaczął krzyczeć na swojego kolegę na zapleczu.
Igor - Ważną sprawą była rozmowa telefoniczna, która zaraz przerwał i przyjął od nas wynagrodzenie. W sumie wyszło 51 zł.
Asia - I w zasadzie nie wiem za co. Za stertę ziemniaków, schabowego udającego polędwicę, sucharki, "swobodną" obsługę, "przyjemność" konsumpcji w rytmie przebojów dyskotekowych i koszmarne wrażenia estetyczne w kiblu. Czy aż tak nas nie lubicie, że wysłaliście nas do Iberii?
Igor - Też mnie zastanawiało, czy zwycięstwo w sondzie wynikało z niewiedzy czytelników, z ciekawości, z żartów czy złośliwości wobec nas. Wydatki:
Pieczywo czosnkowe 4 zł
Barszcz z krokietem 9 zł
Świnia w lesie 22,00 zł
Kobieca nóżka 13,00 zł
Herbata 3 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -4
jedzenie: -2
czas: +3
wystrój: -5
czystość: -4


Ogólna ocena:

Restauracja Iberia
ul. Kopernika 25
tel: 42 637 22 55


Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony