19 kwi 2009

Ramzes - pierwowzór Shpinxa


Igor - Wpadliśmy do tego lokalu dość przypadkowo. Idąc Piotrkowską, która była zablokowana przez jakieś wyścigi regat, natknęliśmy się na Ramzesa.
Asia - Jest to knajpa pod numerem 40, która jest tutaj chyba niemal "od początku".
Igor - Fakt, Ramzes jest najstarszą restauracją tego typu (kebab, shoarma, gyros), która mieści się w Łodzi. Mało kto wie, ale to właśnie Ramzes jest pierwowzorem Sphinxa. Tak tak, to Ramzes dał impuls do stworzenia tej ogólnopolskiej znanej sieci restauracji.
Asia - Co jakiś czas Ramzes z resztą przechodził lifting, zmieniając wygląd, logo...
Igor - Aż dziw, że jeszcze nie zdecydowaliśmy się go przetestować na naszej witrynie.
Asia - Być może dlatego, że restauracja ta znajduje się w mniej popularnej części Piotrkowskiej. Bo to odcinek pomiędzy ulicami Jaracza i Narutowicza.
Igor - Natomiast będąc już w tej części deptaka, trudno przeoczyć Ramzesa. Nad ogromnymi oknami widnieje czerwony napis "restauracja", a przy wejściu są dwie duże (wielkości drzwi) czerwone plansze z przedstawionym menu. Troszkę mi to przypomina bardziej fast food, a nie restaurację, no ale co się dziwić skoro właściciel jest ten sam co i Kebab House.
Asia - Zaraz po wejściu po trzech schodkach, trafiamy do małego przedsionka. Dzięki tej sztuczce, nie widać od razu, że wnętrze Ramzesa to jedna salka.
Igor - Bo nie jest to za duży lokal. Natomiast od wejścia ja poczułem dziwny zapach. Ni to woń jakiegoś dania, ni to perfumy. Jakis taki dziwny zapach starego oleju.
Asia - Szybko zdecydowaliśmy się na stolik. Staraliśmy się nie usiąść komuś na plecach, ale ustawienie stołów i krzeseł nie ułatwia tego. W zasadzie sala Ramzesa przypomina małą stołówkę.
Igor - Z nietypowym elementem jakim są skórzane sofy i niskie stoliki ustawione "w oknie".
Asia - Usiedliśmy w rogu. Chwilę czekaliśmy na kelnerkę, która podała nam karty. I wtedy spojrzeliśmy z bliska na nasz stolik. Na drewnianym stole ze słojami widać było kółka od szklanek oraz resztki jedzenia... Fuj!
Igor - Można powiedzieć, że kelnerka zauważyła nas od razu. Sympatyczna dziewczyna, ale na oko zupełnie nie można jej stroju odróżnić od ubrań gości. koszulka z krótkim rękawkiem, jakieś spodnie i to wszystko. OK, rozumiem luźny styl, ale to było bardziej niechlujne niż stylowe.
Asia - W menu jest co wybierać. Tak jak Igor napisał: od shoarmy przez kebab, gyros, skrzydełka na polędwiczkach i "Naleśniku Kairskim" kończąc. Ja zdecydowałam się na shoarmę z kurczaka z warzywami z surówkami i pitą.
Igor - Ale takie dania można dostać niemal wszędzie i nie ma co ich zamawiać kiedy chce się zjeść coś nowego. Moja uwagę przykuła nazwa "czarnulka z Ramzesa" - szynka wieprzowa opiekana w orientalnej marynacie. Do dania podawany jest bukiet surówek i pita.
Asia - Ponieważ byliśmy głodni, zdecydowaliśmy się na jakąś przystawkę.
Igor - I tu problem, bo w Ramzesie za przystawki podawane są kapusta lub buraczki zasmażane, bukiet surówek, a nawet mizeria i ogórek kiszony! Z prawdziwych przystawek możemy zamówić pieczarki z grilla lub "Kleopatrę" - ser pieczony camembert z żurawiną i chlebkiem pita. Przy tak ubogim wyborze, zdecydowaliśmy się na "sałatkę tonno" - czyli tuńczyk, pomidory, cebula, oliwki, jajko, kukurydza, sałata lodowa i chlebek pita.
Asia - Gdy kelnerka zauważyła, że już wybraliśmy, przyjęła zamówienie precyzując jakie chcielibyśmy dodatki: ryż, frytki lub opiekanie ziemniaczki. Dopytała także o napoje. Ja zdecydowałam się na herbatę a Igor - pepsi.
Igor - Kiedy kelnerka odeszła, mogliśmy się skupić na wnętrzach restauracji. W sumie, to nie za bardzo jest na czym oko zawiesić, być może z tego powodu zawieszono pod sufitem telewizora. Ciągle zmieniające się obrazki z muzycznej stacji, być może przykuwają uwagę, ale czy do restauracji chodzi się po to aby gapić się w ekran? Muzyka też nie była za szczególna - puszczona jakaś komercyjna stacja radiowa z "jebjeb-muzyczką".
Asia - Gdzieniegdzie na ścianach były motywy arabskie. Jakiś obrazek, jakaś dekoracja. Nad barem rząd lampek z kolorowymi szkiełkami. Moje ogólne wrażenie? Ciemno. Pomimo wielkiego okna.
Igor - Lampki też nie za szczególne, takie jakie już od dawna można oglądać w Sphinxach. Okna fajne, mimo że plastikowe, to ktoś postarał się o ciekawe naklejki iminujące bliskowschodnie elementy architektoniczne. No i niestety na tym koniec.
Asia - Bez trudu znalazłam toaletę. Tuż przed barem, z niebieską naklejką. I tam też jest przedsionek. Do wyboru dwie kabiny (unisex). I znów - ciemno! Nie ma mowy o poprawieniu makijażu. A wystrój? Muszla, zlew, lustro, suszarka. Standard.
Igor - Kiedy i ja wróciłem z kibelka, kelnerka już zdążyła przynieść sałatkę i sztućce. Jedliśmy ją wspólnie, bo chcieliśmy tylko czymś nasycić głód. Jednak ani ja ani Asia nie znaleźliśmy w sałatce zapowiadanych w menu oliwek, jajka, a sałata nie była lodowa, no i gdzieś podział się chlebek pita.
Asia - Dość szybko poradziliśmy sobie z sałatką. Porcja spora, w zasadzie dla jednej osoby może stanowić danie główne.
Igor - Gdy kelnerka podeszła zabrać talerz zawahała się czy zostawić nam nasze sztućce, których już używaliśmy. Postanowiła jednak zabrać sam talerz.
Asia - Przetarliśmy więc widelce i czekaliśmy na główne danie. Po jakichś 15 minutach stanęły przed nami dwa talerze ze sporymi porcjami. W sumie najwięcej było frytek.
Igor - Moja czarnulka, faktycznie była czarna. Pachniała kusząco, była świeżo wyjęta z tłuszczu - błyszczała się, no i w smaku była nieco słona :-) Niestety, powalający to smak nie był. Miałem wrażenie, jakbym jadł przypalone mięso - mam nadzieję, że to nie jest sekret przyrządzania tego dania. Bukiet surówek znośny, choć z cała pewnością czekały one na podanie już od jakiegoś czasu. Frytki? Ludzie, zmieniajcie ten olej (czy fryturę) częściej!
Asia - Moje danie było gorące (także talerz, o czym uprzedziła mnie kelnerka). Opinię o surówkach mam taką samą jak Igor, choć trzeba przyznać, że nie wyglądały one na kupowane - raczej ktoś siada i faktycznie je kroi. Zasadnicza część dania to siekane mięso, na nim sporo opiekanych na patelni warzyw i na tym wszystkim jeszcze żółty ser. Danie było sycące, ale nie powalające.
Igor - Jadłem i jadłem, ale niestety nie obyło się bez sosów. Jednak wolę, kiedy mięsa są same w sobie na tyle smaczne aby nie było trzeba ich doprawiać. A sosy podawane są standardowe: łagodny, czosnkowy i ostry. I przyznać trzeba, że sosy są dobre, gęste i wyraźne w smaku. No może czosnkowy mógłby być wykonywany z prawdziwego warzywa, a nie z proszku.
Asia - Po zjedzeniu byłam pełna, przepiłam całość herbatą (mała filiżanka) i już chciałam wyjść. Zapach unoszący się w Ramzesie zaczął być nieznośny. Do zapachu oleju doszedł smród palonych obok papierosów (brak jest sali dla niepalących) oraz dym z fajki wodnej.
Igor - Akurat ten drugi dym był słodki i nie kłócił się tak bardzo. Jednak jak już pisałem - nie toleruje palenia i jedzenia w tym samym momencie. To są dwie przyjemności, które najlepiej smakować z osobna.
Asia - Niestety, ciężko wyjść z knajpy bez płacenia... Ale jak tu zapłacić jak kelnerka gaworzy z barmanką i nie patrzy na salę?
Igor - W końcu po kilku minutach oczekiwania kelnerka nas zauważyła. Kiedy przyniosła rachunek spytałem się czy mogę zapłacić kartą. Na szczęście, było to możliwe.
Asia - Igor musiał iść do baru, aby dokonać płatności, a ja zostałam sam przy stole... na którym pozostały brudne naczynia.
Igor - Przy barze też było dziwnie. Siedział jakiś facet z laptopem, za barem dziewczyna udająca barmankę (w stroju niczym nie wyróżniającym się) oraz kelnerka, która zamiast iść posprzątać siedziała na krzesełku i patrzyła co barmanka robi. Jakoś nie miałem ochoty zostawiać napiwku, bo i nie było za bardzo za co.

Wydatki:
Czarnulka z Ramzesa 20,00 zł Shoarma z kurczaka, z serem i z warzywami 19,00 zł
Sałatka Tono 13,00 zł
Herbata 3,50 zł
Pepsi 6,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +1
jedzenie: +1
czas: +3
wystrój: +1
czystość: -1


Ogólna ocena:

"Ramzes"
Łódź, ul. Piotrkowska 40
tel. 042-63 11 700


Wyświetl większą mapę

4 kwi 2009

Kamienica - małołódzka


Asia - Głosowanie "jaki lokal mamy odwiedzić w kwietniu" zebrało ponad 120 głosów, z czego zdecydowana większość wskazywała "Kamienicę". Nową restaurację przy ul. 6 Sierpnia 2.
Igor - O tyle jest to ciekawe, że raz już byliśmy pod tym adresem po tym jak lokal tam umiejscowiony wygrał w naszym głosowaniu.
Asia - Do niedawna znajdowała się tam restauracja Hola Amigo - nota bene dobrze przez nas oceniona. Jednak niedawno usłyszeliśmy, że lokal zmienił nazwę oraz konkuruje do tytułu "Wnętrze roku 2008".
Igor - Szliśmy tam z mieszanymi uczuciami. Z żalem, że nie ma już smacznie karmiącej knajpy jaką było Hola Amigo; z ciekawością, jak zmieniło się wnętrze aby konkurować w konkursie o najlepsze; z niepewnością, co się kryje pod dość powszechną nazwą; oraz z nadzieją, że wyjdziemy równie zadowoleni jak wychodziliśmy z Hola Amigo.
Asia - Pierwsza różnica jaką widać po wejściu, to całkowita zmiana wystroju. Jest jasno, przejrzyście, stoły równo ustawione pod oknem, wszystkie zasłane obrusami.
Igor - I różnic możemy jeszcze sporo powymieniać, ale nie o to chodzi. Skupmy się na tym czym "Kamienica" może zachęcić, a czym zrazić.
Asia - Zachęcający był kelner. Widząc nasze niezdecydowanie gdzie usiąść zaproponował nam obejrzenie dodatkowej sali. Nazwijmy ją bordo, od koloru ścian. Ostatecznie usiedliśmy właśnie tam.
Igor - Zdecydowaliśmy się też dlatego, że to nowe pomieszczenie w restauracji. Wcześniej były tu zakłady bukmacherskie. Dodatkowo salka jest na uboczu i nie byliśmy zmuszeni na oglądanie każdego ruchu kelnera, czy wchodzących do lokalu.
Asia - Gdy już usiedliśmy na miękkich krzesłach podszedł kelner podając nam menu. Formatu A4, oprawione w skórę. Do wyboru przystawki, kilka sałatek i zup, dania główne, dania rybne, dodatki (typu frytki, ryż, gotowane ziemniaki, blanszowane warzywa). Przed spisem napojów znajduje się kartka z czterema daniami: jajeczkiem faszerowanym na trzy sposoby, sakiewkami podkomorzego, barszczem czerowym i żurkiem. Tak trochę ni w pięc ni w oko.
Igor - Wertując menu zawsze szukam jakiś dań "szefa", ewentualnie posiłków które nazwą nawiązują do lokalu. Nie inaczej było i tym razem, znalazłem jedną z przystawek - małże, zdziwiła mnie jednak nieco nazwa "kaminica". I tu pytanie do właścicieli i znawców - o co chodzi?
Asia - Jeśli chodzi o przystawki to są godne uwagi, bo nie każdemu mogą smakować: śledź, befsztyk tatarski, ozór na szaro, carpaccio z polędwicy, krewetki królewskie, łosoś, szpinak no i te małże. I nie wiem jak to ma się to znalezionego w internecie opisu, że w Kamienicy można "poczuć prawdziwą atmosferę Łodzi i głównej ulicy Piotrkowskiej".
Igor - Dzień był bardzo ciepły, więc w momencie kiedy weszliśmy do Kamienicy, chciało mi się pić. I w momencie kiedy wybrałem na co mam ochotę, przyszedł kelner i przyjął nasze zamówienia - ja sok, a Asia herbata. Moją uwagę zwróciły ceny - soki po 5 zł za 250 ml i aż 6 zł za małe 200 ml buteleczki napojów Coca Coli. Kelner przyjął zamówienie i dał nam czas na wybranie czegoś do jedzenia.
Asia - Zaczęliśmy wybierać dania główne, jednak po chwili zastanowienia zaczęliśmy od zup. Moją uwagę zwróciła zalewajka opisana jako "tradycyjna łódzka zalewajka z kurkami".
Igor - Wyboru zup za dużego nie miałem, bo po tym jak Asia zdecydowała się na zalewajkę, w menu zostały jeszcze dwie pozycje. Wybrałem zupę Julian, czyli rosół z dużą ilością warzyw podawany z kuleczkami drobiowymi.
Asia - I znowu kelner pojawił się w idealnym momencie. Przyniósł nasze napoje, przyjął zamówienie na zupy i spytał, czy mamy ochotę dalej wertować menu.
Igor - Oczywiście że tak! Chcieliśmy zjeść coś na obiad, a zupę traktowaliśmy niemal jako przystawkę. Kiedy wypiłem sok, poszedłem do toalety umyć ręce. Bez trudu dotarłem do łazienek usytuowanych na drugim końcu restauracji. Za drzwiami męskiej toalety, były dwa małe pomieszczenia - jedno z umywalką i pisuarem, drugie z muszlą. Całe pomieszczenie pachnące jeszcze nowością. Wróciłem do stolika z nadzieją, że kelner przyniósł już zupę.
Asia - Ponieważ kelnera nie było, także i ja udałam się do łazienki. Damska toaleta wystrojem pasowała do reszty lokalu. Szkoda tylko, że lustro było okrutnie brudne.
Igor - Przy naszym stole pojawił się kelner, który przyniósł zupy. Zaraz po nim przyszła Asia, dzięki czemu od razu mogliśmy złożyć zamówienie na danie główne. Kelnerowi się nie spieszyło, bo w całym lokalu byliśmy tylko my i to przez cały czas trwania naszej wizyty.
Asia - Ja zdecydowałam się na pierś pod kurkami z brokułami. Brzmiało ciekawie, jednak miałam problem z dodatkiem. Zapytałam kelnera jaki dodatek będzie najlepszy. Nie doradził mi nic wykręcając się, że każdemu smakuje co innego. Na szczęście był w stanie powiedzieć czy pierś będzie chrupiąca czy miękka (to akurat zależało ode mnie). Do chrupkiej piersi wybrałam zatem frytki.
Igor - Mnie skusił sznycel cielęcy na opiekanych ziemniaczkach - cielęcina panierowana z jajkiem sadzonym i cytryną, a pod nią ziemniaczki. Co ważne, a niestety rzadko spotykane, dania w menu były także opisane pod względem gramatury. Kelner spytał się czy życzę sobie jakichś dodatków, zdecydowałem się na warzywa blanszowane.
Asia - Ja z apetytem zabrałam się za parującą zalewajkę. Pycha! Gęsta, sycąca, lekko kwaskowa. Brakowało mi tylko świeżej pajdy chleba.
Igor - A moja zupa... no ciepła woda, lekko słona, z dodatkiem dużej ilości nierówno pokrojonych w paseczki warzyw. Warzywka na wpół surowe, dobre - wiosenne. Na dnie 2 kulki mięsne, słownie: dwie.
Asia - Chwilkę po tym jak skończyliśmy pojawił się kelner i zabrał nasze naczynia. I w sumie nie musieliśmy długo czekać na drugie danie.
Igor - Pojawił się kelner ze wszystkimi zamówionymi rzeczami. Nie zawsze zdarza się aby obsługa dała radę przynieść pięć talerzy na raz.
Asia - Przy mnie stanęły trzy talerze. Jeden duży, okrądły z daniem głównym, i dwa mniejsze z frytkami i brokułami. Na głównym talerzu leżały ułożone na sobie piersi kurczaka, polane artystycznie sosem z kurkami.
Igor - Najpierw stanął przede mną talerzyk z blanszowanymi brokułami, marchwią i kalafiorem, a zaraz po nim duży okrągły talerz z ogromnym kawałem mięsa. Był tak duży, że zakrywał 3/4 talerza i wszystkie znajdujące się pod nim ziemniaczki. Dla ozdoby listek bazylii i kilka źdźbeł szczypiorku.
Asia - Całość pachniała wyjątkowo apetycznie. Zaczęłam od brokułów - i od razu rozczarowanie. Były po prostu zimne. Z frytkami był lepiej. Ciepłe, chrupie, niesolone (sól stała na stole), nietłuste. Zaś mięso? Przyjemnie przypieczone, aromatyczne, do tego słonawy, gęsty sos.
Igor - Ja zacząłem od mięsa, na którym dumnie spoczywało jajko sadzone. Mięso świetnie wypieczone, smaczne i wyraziste w smaku. Aż ślinka leci na samo wspomnienie. Wybierając to danie, miałem nieco inne wyobrażenie o zapiekanych ziemniaczkach. Inne i powiem że gorsze od tego co otrzymałem. Pod kawałem mięsa miałem kilka ćwiartek ziemniaczków w mundurkach. Kartofelki faktycznie były opiekane, po ugotowaniu zostały wsadzone do wysokiej temperatury, dzięki tego skórka była chrupiąca i lekko ponadpiekana. Kolejna rzeczą jakiej spróbowałem były warzywa i tu podobnie jak u Asi zawiodłem się temperaturą.
Asia - Równo po piętnastu minutach od podania dań przyszedł kelner zabrać nasze talerze. Był to wystarczający czas aby zjeść. W dalszym ciągu mieliśmy menu na stole, więc mieliśmy możliwość domówienia deseru, ale po dwudaniowym obiedzie nie było szans abyśmy zmieścili jeszcze coś słodkiego.
Igor - Po prostu byliśmy przyjemnie najedzeni. Czekaliśmy więc na kelnera aby poprosić go o rachunek.
Asia - Gdy już przyszedł podaliśmy mu kartę płatniczą. Kelner jednak zapytał czy mamy gotówkę. Zdziwiło nas to pytanie, zwłaszcza, że na drzwiach wejściowych są naklejki, że lokal akceptuje karty.
Igor - Pan szybko wyjaśnił, że mają stary terminal i nie zawsze płatności przechodzą. Postanowiliśmy jednak spróbować.
Asia - W zasadzie to nie mieliśmy wyjścia. Najpierw w ruch poszła karta Igora, po 3 anulowanych transakcjach, spróbowaliśmy z moją. Po kilku próbach udało się. To co mnie zdziwiło, to wydrukowane logo na paragonie z terminalu... był tam napis "Hola Amigo".
Igor - Komu możemy polecić ten lokal? Gościom hotelowym z pobliskiej Grandki, biznesmenom oraz osobom, którym zależy na wykwintnym podaniu posiłków. Kamienice powinni odwiedzić ludzie ceniący spokój i dobre jedzenie, osoby dla których wysokość rachunku jest sprawą trzeciorzędną.
Asia - Wracając na moment do konkursu "wnętrze roku 2008". Kamienica wygląda na jeszcze nie dokończoną. Gdzieniegdzie wystają kable ze ścian, obrazy stoją na podłodze, czekając na zawieszenie, poremontowe worki wystają z szaf. Ale ogólnie wystój jest przyjemny, elegancki, a stoliki ustawione są tak aby zapewnić maksymalną wygodę. Całość dopełnia miła i spokojna muzyka.
Igor - Kiedy wychodziliśmy z restauracji, nadal nie widzieliśmy nikogo z klientów. W Hola Amigo było to samo - dobre jedzenie, świetna lokalizacja i rzadko większa liczba klientów. Kamienica jest dopiero na początku wyrabiania sobie marki, jak dla nas jest ona smaczna.

Wydatki:
Zalewajka 9,00 zł
Zupa Julian 10,00 zł
Sznycel 29,50 zł
Pierś z kurczaka 22,50 zł
Frytki 5,00 zł
Blanszowana warzywa 5,00 zł
Herbata 5,00 zł
Sok 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +4
czas: +5
wystrój: +3
czystość: +4


Ogólna ocena:

"Kamienica"
Łódź, ul. 6 Sierpnia 2
tel. 042 630 18 59


Wyświetl większą mapę

29 mar 2009

Ciągoty i tęsknoty - ciekawie i tanio


Igor - W każdym miesiącu jeden lokal do którego wybieramy się z Asią wybierają czytelnicy naszej strony. W tym miesiącu bezkonkurencyjny w tym plebiscycie był lokal "Ciągoty i tęsknoty" nazywany barem i restauracją.
Asia - Dotarcie do tego lokalu nie jest sprawą najprostszą. "Ciągoty i tęsknoty" leżą bowiem na Dołach, nieopodal cmentarza i kircholu. Dojazd komunikacją zbiorową jest możliwy, aczkolwiek restauracja jest w połowie przystanku tramwajowego i autobusowego przy ulicy Wojska Polskiego. Natomiast autem trzeba sporo nadrobić drogi, bo jedyny możliwy dojazd jest od strony ulicy Brackiej i Harcerskiej przy skrzyżowaniu z którą znajduje się restauracja.
Igor - Niestety, lokalizacja to chyba największy feler lokalu do jakiego mieliśmy iść w tym miesiącu. Bez trudu udało się go nam rozpoznać na tle okolicznych bloków. Restauracja jako jedyny budynek w okolicy ma oświetloną elewację, jasne i niepozasłaniane okna.
Asia - Od wejścia przywitała nas przyjemna atmosfera. Kilka stolików zajętych, rozmawiający ludzie, muzyka, ciepłe światło. Witać, że jest to miejsce odwiedzane.
Igor - Przy jednym stoliczku para znajomych, przy innych rodzina z dziećmi, przy innym zaś starsze małżeństwo. Mieliśmy unaoczniony przekrój klientów "CiT", bo każdy przyszedł w innym celu - herbatka, obiad czy przekąska.
Asia - No i my. W zasadzie byliśmy już po późnym obiedzie, więc kolacja nie wchodziła jeszcze w grę. Zależało nam na jakiejś delikatnej potrawie na niedzielny dżdżysty wieczór.
Igor - Zaraz gry zasiedliśmy do wolnego stolika pojawiła się przy nas kelnerka z dwoma menu i jedną kartą herbat i kaw. Te pierwsze dość ciekawie wykonane z jednego dużego arkusza brązowego papieru, na którym wydrukowane w dwóch rzędach dania serwowane w lokalu.
Asia - Przekąski, przystawki (zimne i ciepłe), makarony, sałatki, dania główne i desery. Niezbyt wiele pozycji, ale jest z czego wybierać. Najdroższe danie kosztowało 30 zł.
Igor - Stwierdziłem, że za wiele nie zjem i zacząłem wybierać spośród przystawek. Mój wzrok przyciągnął bób podawany wraz z sosem tzatziki.
Asia - Mnie spodobał się bób z boczkiem, ale ponieważ Igor wybrał swoje danie ja postawiłam na naleśniki z bananami i czekoladą.
Igor - Kiedy kelnerka przyszła przyjąć nasze zamówienie, dopytywała czy chcemy także coś do picia. Stwierdziliśmy jednak, że zobaczymy jak duże będą nasze posiłki i później domówimy może desery.
Asia - Ja z zainteresowaniem przyglądałam się karcie z herbatami i kawami. Niedużego formatu kartka, na okładkach ze spisem i cenami herbat i kaw, a wewnątrz z opisem herbat czarnych i zielonych.
Igor - W czasie oczekiwania na nasze dania, zacząłem rozglądać się po wnętrzach. Jest przytulnie, to bez wątpienia. Jest też łódzko - na ścianach widnieją oprawione stare fotografie łodzian - a to jakaś klasa szkolna, a to rodzina. Natomiast to co mi nie pasowało, a wręcz irytowało to muzyka. Była natarczywa, bardzo wyraźna i zdecydowanie nie jako miłe uzupełnienie.
Asia - Gdzieniegdzie o ściany stoją oparte metalowe ozdobne kraty służące za wieszaki na ubrania, a po złączeniu także za parawany oddzielające poszczególne stoliki. Do tego na stołach świeże kwiaty i bazie, zapalone świece.
Igor - Na jedzenie nie musieliśmy czekać za długo. Kelnerka przyszła i postawiła przed każdym z nas po talerzu.
Asia - Ja dostałam na okrągłym przezroczystym talerzu dwa, cienkie, miękkie, ciepłe naleśniki, wypełnione plasterkami bananów, całość polana czekoladą, posypana cukrem pudrem i udekorowana kuleczką bitej śmietany. Wyglądało bardzo apetycznie.
Igor - A ja otrzymałem mały półmisek w rozsypanym pachnącym bobem, a obok stała sosjerka z tzatzikami. Ale jakimi! Mniam! Nie to co w zwykłych jadłodajniach gdzie serwują sos czosnkowy z suszu plus ścinki ogórka. Tutaj wszystko pachniało świeżością. Kompozycja wspaniała. Ot i mamy wiosnę.
Asia - Moje danie było przyjemnie ciepłe, delikatne w smaku, wystarczająco słodkie. Do takiej kompozycji smakowej idealnie pasowałaby herbata owocowa. Ja jednak zdecydowałam się na kawę z mlekiem .
Igor - A ja już dawno upatrzyłem sobie deser. Na oku miałem deser lodowy z gorącymi wiśniami. Gdy przyszła kelnerka bez wahania wspomniałem o deserze.
Asia - Skoro Igor wziął deser, to ja do mojej kawy domówiłam jeszcze mini deser lodowy.
Igor - W trakcie oczekiwania na kolejne nasze zamówienie, do lokalu weszli kolejni klienci. Widać, że mimo mało przystępnej lokalizacji, do Ciągot ciągną klienci.
Asia - I w sumie się nie dziwię. Ceny niższe niż w centrum, sprawna obsługa, przyjazna atmosfera...
Igor - Na deser nie musieliśmy długo czekać. Czasem zdarzało się, że deser szykowano dłużej niż danie główne. A tu deser szybciej od przystawek.
Asia - Ja dostałam małą, kwadratową miseczkę z pokaźną kulką lodów, do tego znów bita śmietana i sporo polewy czekoladowej. Porcja mała - idealna jako smaczne zakończenie nawet sycącego obiadu.
Igor - Na moim talerzu, takim zwykłym na którym podać można kotleta, znajdowały się dwie gałki lodów - waniliowe i bakaliowe. Na drugim krańcu talerza kilkanaście ciepłych drylowanych wisienek. Wszystko oblane wiśniowym sosem i spora ilością płatków migdałowych.
Asia - Ze względu na dość późną godzinę postanowiliśmy zakończyć już wizytę, zwłaszcza, że byliśmy przyjemnie najedzeni i zrelaksowani. I tu nastąpiła dłuższa chwila oczekiwania na kelnerkę, która jak na złość teraz na nas nie zerkała. Wykorzystałam ten czas na wizytę w toalecie. W sumie mam cztery spostrzeżenia. 1. Jest ona unisex, co przy miejsacah na około 30-40 gości wydaje się być nie dość wystarczające. 2. Osoba na wózku do niej nie dojedzie (od sali oddzielają ją bowiem dwa stonie). 3. Lustro jest przyciemniane. Świetny efekt! 4. Wszystko było czyste i pachnące.
Igor - Nie mogąc już doczekać się kelnerki wstałem i poszedłem uregulować rachunek. Ważna informacja - można płacić kartą.
Asia - Wyszliśmy i zastanawialiśmy się komu można polecić ten lokal.
Igor - Spokojnie pasuje na rodzinne obiadki, ale dla lubiących dość nachalną muzykę. Muzyka też sprawia że nie wiem czy lokal pasuje na romantyczna kolację... no ale muzykę można zmienić. Trochę problemem będzie brak intymności i wydzielonych stolików, co może być niedogodnością także dla chcących organizować biznesowe spotkania.
Asia -

Wydatki:
Naleśniki 10,00 zł
Bób z sosem tzatziki 8,00 zł
Mini deser lodowy 5,00 zł
Lody z gorącymi wiśniami 14,00 zł
Kawa biała 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +3
jedzenie: +4
czas: +4
wystrój: +3
czystość: +5


Ogólna ocena:

"Ciągoty i Tęsknoty"
Łódź, ul. Wojska Polskiego 144a
042 650-87-94



Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony