22 sie 2008

Analogia - do smaku


Asia - W piątkowe popołudnie Igor zadzwonił, że zabiera mnie na Stary Rynek - stwierdziłam "czemu nie", jak się okaże, że nie ma tam co zjeść to Manufaktura jest obok.
Igor - Bo Łódź kulinarna to nie tylko Piotrkowska i Manufaktura, a kiedyś widziałem że coś powstało na naszym Starym Mieście.
Asia - Zawitaliśmy zatem do lokalu o wdzięcznej nazwie Analogia.
Igor - Kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Czy idąc tam zrobiliśmy jakieś rozpoznanie? Nie. Czy wiedzieliśmy jaką kuchnię tam serwują? Nie. Czy wiedzieliśmy jakie są ceny? Też nie. No ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tego nie sprawdzili na własnym podniebieniu.
Asia - Podeszliśmy do lokalu z lekką niepewnością... Na zewnątrz restauracji, pod arkadami, znajdują się trzy stoliki - więc można jeść i patrzeć na park i rynek. Postanowiliśmy jednak wejść do środka. Ciemne stoły i jasne materiałowe krzesła sprawiały przytulne wrażenie.
Igor - Wejście sprawia wrażenie lokalu hmmmmm wysmakowanego. Weszliśmy do środka, do pierwszej sali. Dużo miejsc, każde przytulne, duże kanapy i wygodne krzesła. Na ścianach obrazy, nad każdym stoliczkiem stylowe żyrandole. Przez chwilę się obawiałem, czy aby menu nie będzie po francusku ;-)
Asia - Gdy tylko usiedliśmy podeszła do nas uśmiechnięta kelnerka i podała dwa menu. Niezbyt obszerne. Formatu A3, złożone na pół. Zachęcająco wyglądała okładka informując: "kuchnia polska", "kuchnia niemiecka", "kuchnia żydowska", kuchnia rosyjska".
Igor - No i wyjaśniła się konwencja lokalu. Cztery kultury tworzące Łódź, w tej restauracji odwzorowywane są poprzez kuchnie czterech nacji. Bardzo ciekawy zabieg i taki łódzki - w sam raz na Rynek Starego Miasta.
Asia - Szybko podjęliśmy więc decyzję o spróbowaniu czegoś z każdej kuchni. Mnie w oko wpadł na początek indyk w cymesie, z ryżem i migdałami i zielonym groszkiem (kuchnia żydowska).
Igor - Ja postawiłem na kuchnię rosyjską, a z niej Bitki Skobielewa, puree ziemniaczane, kiszony ogórek. Jako że byłem bardzo głodny, stwierdziłem że zjem także jakąś przystawkę. Zdecydowałem się na "ciepłą zakąskę" z kuchni polskiej, czyli Placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną, które można też otrzymać z konfiturą. Ja zostałem jednak przy śmietanie.
Asia - Gdy usłyszałam o tych plackach ziemniaczanych sama zrobiłam się bardziej głodna! Jednak po przejrzeniu menu i gramatur poszczególnych dań i zakąsek zdecydowałam się na coś międzynarodowego - blanszowane warzywa. Liczyłam, że na sam koniec skosztujemy czegoś z kuchni niemieckiej.
Igor - Kelnerka, która przyjęła zamówienia zniknęła na zapleczu, a ja stwierdziłem że odwiedzę toaletę. Trafić do niej nie jest trudno, bo znajduje się tuż obok wejścia. Wspólne wejście dla kobiet i mężczyzn prowadzą do korytarzyka z umywalką i lustrem, a dopiero oddzielne drzwi prowadzą do toalet. Wszędzie czysto i pachnąco. No może troszkę zdziwił mnie brak żarówki w jednej z lampek... ale to tylko szczegół.
Asia - Ja w tym czasie rozglądałam się po naszej sali. Ciekawy bar z ciemnego drewna, jasne ściany, ciemna podłoga, figurki żydów z monetami, herb Łodzi z 1915 r., obrazy na ścianach. Słowem - sala wyglądała jak pokój, gustownie urządzony pokój.
Igor - Kiedy wróciłem, na stole stały już nasze napoje. W szklance było już trochę nalane, reszta czekała w buteleczce.
Asia - W zasadzie czekaliśmy na przystawkę około 15 minut, ale zaaferowani detalami, dodatkami i ogólnie atmosferą panującą w Analogii nie zauważyliśmy upływającego czasu.
Igor - Tak, choć w lokalu była bardzo mało ludzi... Czekaliśmy, aż się doczekaliśmy. Pojawiła się przesympatyczna kelnerka i położyła przed nami sztućce. Czy na danie musieliśmy czekać długo? Nie, bo sztućce to był znak, że zaraz otrzymamy nasze przystawki.
Asia - Przede mną kelnerka postawiła ogromny biały talerz z bukietem kolorowych warzyw. Zapachniało smakowicie. Spróbowałam i oniemiałam - dostałam ciepłe warzywa, jeszcze chrupiące wewnątrz, o niesamowicie żywych kolorach. Super przygotowane!
Igor - A ja otrzymałem trzy placki ziemniaczane, każdy z osobna polany śmietaną. Spróbowałem i stwierdziłem że dobre. Nie rewelacyjne, ale poprawne, nie wysmażone na wiór, ani też niedosmażone. Nie najadłem się, ale i oto chodziło. Miło zaspokoiłem największy głód i czekałem na danie główne.
Asia - A dania główne pojawiły się niebawem. Najpierw kelnerka położyła przy mnie sztućce, następnie miseczkę w zielonym groszkiem, obok Igora kiszone ogórki i poszła po talerze.
Igor - Po chwili oczekiwania, przyszła kelnerka i postawiła przed nami nasze dania. Życzyła smacznego i zostaliśmy sami. Tylko my i piękny zapach jaki unosił się z talerza... Aż się chciało jeść.
Asia - Niestety, internet nie pozwala załączać zapachów do notek na blogu, ale proszę wyobraźcie sobie zapach prażonych migdałów, pieczonego indyka i delikatną, słodką woń cymesu. Migdały były wymieszane z ryżem i uformowane w zgrabną kulkę. Indyk był w panierce, polany cymesem i posypany migdałami. Jako dekoracja na talerzu znajdowała się załata, pietruszka, cytryna i pomidor. Słowo jeszcze tylko o groszku. Był blanszowany podobnie jak moja przystawka. Ciepły, twardy i lekko słodki. Całość komponowała się idealnie.
Igor - A co ty tam mówisz! Moje danie to dopiero był "cymes"! Coś przesmacznego. Bitki miękkie i soczyste, kruche i wyborne w smaku. No i do tego ten wyśmienity sos. Nie będę się dalej rozpisywał, bo aż mi ślinka leci. Tak czy inaczej, całość wspaniała w smaku. Tak byłem odurzony smakiem mięsa, że nawet nie zwróciłem uwagi, że zamiast puree z menu, zostały mi podane zwykłe kartofle. Nie szkodzi, to te bitki były gwiazdą wieczoru. Aha i do tego kiszone ogórki. Chciałoby się rzec, "jak u mamy"... Mamo, przepraszam, ale czasem ogórki wychodzą Ci gorsze niż te które jadłem w Analogii. Ale tylko czasem ;-)
Asia - Przed rozpoczęciem jedzenia pamiętałam, że chcieliśmy spróbować deser z kuchni niemieckiej. Jednak porcje były tak sycące, że o deserze nie chciałam nawet słyszeć. Po prostu nie miałam miejsca, a wszystkie moje zmysły chłonęły te smakowite zapachy i obrazy.
Igor - Czy warto dalej rozpisywać się jak pyszne było jedzenie? Może i warto, ale bardziej warto się po prostu wybrać do Analogii.
Asia - Polecamy tę knajpę wszystkim tym, którzy cenią sobie spokój. Wydaje mi się, że można tam zorganizować zarówno biznesowe spotkanie jak i rodzinną uroczystość.
Igor - Ale to także doskonałe miejsce na romantyczna kolację. Jest tu wszystko co potrzeba - cisza, wygodne siedzenia, piękne wnętrza, sympatyczna obsługa, no i oczywiście pyszne jedzenie. A jakie ceny? Kiedy skończyliśmy nasze posiłki, kelnerka przychodziła i zabierała każdy talerzyk w tym momencie, w którym powinna - w momencie kiedy był już nieużywany. A kiedy już skończyliśmy wszystko, kelnerka spytała się czy może jeszcze w czymś nam służyć. Poprosiliśmy o rachunek. Byłem pewien, że będzie trzycyfrowy.
Asia - Istotna informacja: w lokalu można płacić kartą. Okazało się jednak, nasz rachunek opiewał na kwotę poniżej 100 zł. Tak smaczne jedzenie, taka ilość, za taką cenę?
Igor - I tak na koniec, tytułem podsumowania: jeszcze się nie zdarzyło, abyśmy we wszystkich kategoriach przyznali jakiemuś łódzkiemu lokalowi same piątki. To oznacza tylko jedno: jeśli tam jeszcze nie byliście, to czym prędzej nadróbcie te zaległości, zwłaszcza że Festiwal Dialogu 4 Kultur, już na dniach. Tak więc do zobaczenia, bo i my tam z pewnością wrócimy.
Wydatki:
Placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną 10.00zł
Warzywa blanszowane 4.00zł
Bitki Skobielewa, puree ziemniaczane, kiszony ogórek 28.00zł
Filety z indyka w cymesie, ryż zapiekany z płatkami migdałowymi, zielony groszek 24.00zł
Sok 0,2l 3.50zł
Woda 0,2l 3.00zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: 5
jedzenie: 5
czas: 5
wystrój: 5
czystość: 5

Ogólna ocena:

Restauracja „Analogia”
Łódź, St. Rynek 2
tel. 0-42 636 56 56
www.analogia.com.pl


Wyświetl większą mapę

2 sie 2008

HollyŁódź - to nie był film


Asia - W ankiecie umieszczonej na naszej stronie w lipcu do wyboru były lokale takie jak: Malinowa, Marrakech, Karczma Bazyliszek i HollyŁódź. Niewielką przewagą wygrało HollyŁódź, choć to lokal, który z racji nazwy i wystroju powinno się odwiedzić zwłaszcza w czasie Camerimage.
Igor - Choć nie ukrywam, że z racji walki do końca z Malinową, także i tam zawitamy niebawem. No ale dzisiaj odwiedziliśmy zwycięzcę.
Asia - HollyŁódź ciężko przegapić. Znajduje się na rynku Manufaktury - w tym samym budynku co dyskoteka Elektrownia. W sezonie letnim przed wejściem znajduje się dość duży ogródek.
Igor - Wszystko co do tej pory słyszałem o tym lokalu to: nazwa, oraz to że potrawy nazwano tytułami różnych filmów. Pomysł dość ciekawy zwłaszcza w mieście aspirującego do miana filmowego. Tak więc kompletnie nie wiedziałem co zamówić, ani z czego będę wybierał.
Asia - Gdy tylko zajęliśmy miejsca przy stoliku w ogródku, podeszła do nas kelnerka i podała nam duże (A4) zalaminowane menu. Niezbyt grube.
Igor - Z mojego menu wysypały się trzy, luźno włożone, także zalaminowane karty. Dwie sztuki "Kids menu", oraz jedna z "mrożonymi kawami". Kilka chwil lektury i już wiem że przyszliśmy do restauracji, która opisuje się mianem "pizzeria & trattoria". Tylko czemu taka nazwa?
Asia - Nazwa pizzeria jest jak najbardziej zasłużona - do wyboru kilkanaście rodzajów pizzy. Pozostałych dań skromnie: kilka zup, parę dań głównych, cztery desery, kilka drinków. Wszystko o nazwach filmowych.
Igor - No właśnie nie wszystko! Bo tytułowe pizze, już takich nazw nie mają. A pozostałe nazwy dań... no cóż. Rozbawiła mnie nazwa dla żeberek "Kolekcjoner kości", natomiast zdziwiło mnie to, iż w lokalu o tak łódzkiej nazwie jest tylko jedno danie z nazwą filmu nakręconego w Łodzi. Honoru broni Vabank - a pod tą nazwą kryje się jakaś tajemnicza zupa dnia.
Asia - Ja wybrałam "Miłość, nie przeszkadzać" - czyli makaron penne z brokułami i Gorgonzolą, ale jak zamawiałam to kelnerka poprosiła jednak o nazwę nie-filmową.
Igor - No właśnie, skoro nawet obsługa nie zna nazw, to po co je nadawać? Ja już nie zamawiałem "Klejnotu Nilu", lecz poprosiłem o Łososia norweskiego z grilla. Ważna uwaga - do wszystkich dań, trzeba domówić dodatki. Ja zdecydowałem się na porcję frytek.
Asia - Poprosiliśmy także o zimne napoje, jeszcze przed jedzeniem. Na szczęście kelnerka doskonale zrozumiała nasze pragnienia i zimne picie stanęło na stole kilka chwil później. Dla mnie szklaneczka zimnej wody, a dla Igora Sprite.
Igor - Mieliśmy przy tym chwilkę czasu aby porozglądać się po ogródku... każda z kelnerek miała swój "rewir" i bez większych problemów sobie z nim radziła. Szkoda, że żadna z osób nie zamiatała ogródka, albo przynajmniej nie zbierała z ziemi mniejszych śmieci jak pety.
Asia - Ja ten moment wykorzystałam na poszukanie toalety. Gdy weszłam do środka budynku poczułam przyjemny chłód klimatyzacji. Bez trudu znalazłam toaletę. Dość dużą, przestronną, ale jednocześnie ciemną. Na poprawkę makijażu raczej panie nie mają co liczyć. Jedyna rzecz, która mnie uderzyła to duża, jasna kartka na ciemnych płytkach - zawierała co godzinę podpisy, potwierdzające kontrolę czystości. Szkoda, że definicja słowa czystość nie zawiera także czyste lustra.
Igor - Wnętrza całej restauracji to przede wszystkim ogromny napis "HollyŁódź" wzorowany na kalifornijskim pierwowzorze. Poza tym widać, że właściciele włożyli wiele siły i środków w udekorowanie wnętrz. Niemniej jakoś wnętrza kompletnie nie korelują z nazwą lokalu, nie pasowało mi to za bardzo.
Asia - Chwilę później przyszła kelnerka z naszymi daniami (jakieś 20 min od złożenia zamówienia). Moje penne było podane w niewielkiej miseczce. Przyjemnie ugotowany makaron, mocno rozdrobnione różyczki brokułów i dużo Gorgonzoli. Wszystko przyjemnie ciepłe i wyraziste w smaku.
Igor - Na moim kwadratowym talerzu, znalazłem poza porcją frytek, także trzy kawałki łososia pokrojone w dzwonka. O frytkach mogę powiedzieć tylko tyle, że olej na którym były zrobione, swoją świeżość miał już dawno za sobą. Łosoś zaś, był przepyszny - soczysty, wyrazisty w smaku, dobrze wysmażony, pachnący. Aż chciało się jeść.
Asia - Moja porcja, choć nie sprawiała wrażenie dużej, przyjemnie zapełniła mój żołądek. Jednak chciałam zmienić intensywny smak sera na jakiś bardziej słodki, wakacyjny. Na stole w dalszym ciągu mieliśmy jedną kartę, więc przejrzeliśmy ją pod kątem deserów... Zdecydowaliśmy się na koktajle lodowe. Ja wybrałam Carlo (mleko, gałka lodów truskawkowych, syrop truskawkowy i bananowy, bita śmietana) a Igor - Madame (sorbet ananasowy, mleko, sprite, likier cytrynowy, syrop z czarnego bzu i lód).
Igor - Mój koktajl sprawi przyjemność wszystkim, lubiącym orzeźwienie i nietuzinkowe smaki. Z pewnością nie jest to deser do zasłodzenia, bo koktajl jest dzięki składnikom, dość specyficzny w smaku. Wyraźnie wybija się smak ananasa, a reszta dodatków stanowi tylko miłe uzupełnienie. Dla mnie, osoby lubiącej słodkie desery, koktajl był lekkim zawodem. Ale za to Asia dostała coś przepysznego.
Asia - W szklance przypominającej szklankę do piwa, o pojemności 0,3; dostałam coś rewelacyjnego. Jednocześnie gęste i słodkie, syrop truskawkowy i bananowy stworzyły rewelacyjną mieszankę słodkości. Do tego wszystkiego bita śmietana dodatkowo zagęszczająca całość. Zdecydowanie polecam ten koktajl jako deser.
Igor - No i nastał czas płacenia. Jedno spojrzenie na kelnerkę i od razu wiedziała o co chodzi. Do obsługi nie mam żadnych zastrzeżeń. Podeszła tylko aby się spytać, czy chcemy płacić gotówką czy kartą.
Asia - Plusem tego lokalu jest jego lokalizacja - w samym sercu Manufaktury. Pozwala to śledzić grę na plaży, wypatrywać znajomych... wieczorem zaś można popatrzeć na trendy mody dyskotekowej ;-) bo restauracja połączona jest z klubem "Elektrownią RP".
Igor - To co mi się nie podobało w całej tej restauracji to brak spójności. Idąc do restauracji nazywającej się tak szczególnie, spodziewałem się czegoś więcej niż kilku nazw-tytułów i to jeszcze niełódzkich filmów. Dodatkowo, kompletnie nie rozumiem, czemu zdecydowano się tylko na włoską kuchnię, a nie międzynarodową. Karty menu ani kelnerki także nie wyróżniały się niczym szczególnym. No i na koniec wystrój, który... no właśnie, tylko z imitacji amerykańskiego napisu Hollywood, był jakoś filmowy.
Asia - To ja jeszcze na koniec napiszę słówko o cenach - zdecydowanie klubowych, zwłaszcza jeśli chodzi o alkohole. Małe piwo butelkowe 6 zł, 40ml wódki za 7 zł i tak dalej... to znaczy drożej.
Igor - Może kiedyś wrócimy jeszcze do HollyŁódź, aby spróbować pizzy.

Wydatki:
Makaron penne z brokułami 16.00zł
Łosoś norweski z grilla 18.00zł
Frytki 5.00zł
Woda 3.00zł
Sprite 0,2l 4zł
Koktajl Carlo 11.00zł
Koktajl Madame 11.00zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: 5
jedzenie: 4
czas: 4
wystrój: 3
czystość: 3

Ogólna ocena:

HollyŁódź Pizzeria & trattoria
Łódź, Manufaktura
tel. 042-633 03 42
www.elektrownia1912.pl/restauracja



Wyświetl większą mapę

Film z mmLodz.pl

27 lip 2008

Fresco Cafe - fajna kawiarnia


Asia - W niedzielne popołudnie, podczas obchodów "Urodzin Łodzi" spacerowaliśmy wśród tłumów Łodzian po Piotrkowskiej. Nie byliśmy głodni, bo weekend spędziliśmy pod znakiem grilla i domowego jedzenia, ale zdecydowanie chcieliśmy się napić czegoś zimnego.
Igor - Asia miała ochotę na jakąś kawę, ja jednak przy takich upałach zapragnąłem czegoś słodkiego i zimnego.
Asia - Byliśmy w okolicach Saspolu i pragnienie się wzmagało. Ponieważ zaś wszystkie ogródki były zapełnione, wybór padł na znajdującą się w podwórku kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 107, Fresco Cafe.
Igor - Usiedliśmy sobie przy jednym ze stoliczków wystawionych na podwórku. Choć miejsc było sporo, także wewnątrz kawiarni.
Asia - Dosłownie po chwili pojawiła się młoda dziewczyna z menu dla nas.
Igor - Każde z nas otrzymało po jednym i zaczęliśmy wybierać. Jako że nie mogłem się zdecydować pomiędzy napojem a deserem, postanowiłem zamówić obie te rzeczy.
Asia - Ja szybko przejrzałam kawy gorące i zatrzymałam się na Ice Coffee (kawa na bazie espresso, z mlekiem, lodami waniliowymi i bitą śmietaną) oraz na Frappe (śmietanka 12% i kostki lodu również na bazie espresso). Ponieważ dwie kawy wieczorem to o jedną za dużo zdecydowałam się na słodszą wersję - Ice Coffee.
Igor - Ja postanowiłem wziąć coś na oczyszczenie kubeczków smakowych Bitter Lemon, a na deser wymyśliłem sobie deser z lodów kokosowych oblanych polewą z białej czekolady.
Asia - Kelnerka dała nam wystarczającą ilość czasu na wybranie dań i pojawiła się dokładnie w momencie gdy się zdecydowaliśmy. Pragnienie Igora było tak ogromne, że poprosił najpierw o swoją cytrynę, a dopiero potem o lody. Swoją prośbę wyraził chyba niezbyt dobitnie, bo po kilku minutach na naszym stoliku pojawiły się wszystkie 3 zamówione produkty razem.
Igor - Taki zgrzyt. Na cholerę mi napój, do topiącego się na takim upale, deseru lodowego? No ale nic, zacząłem pić Bittera, aby szybko przejść do smakowania lodów.
Asia - Ja nie miałam takiego problemu przy mocnej kawie, połączonej ze słodkimi lodami z pokaźną porcją bitej śmietany. Po prostu niebo w gębie.
Igor - Mój deser też był przepyszny i za bardzo nie wiem jak opisać przepyszny smak lodów z nie za wielkimi kawałkami kokosów, ale także że za małymi. Takimi akurat. No i wielkość całość w sam raz.
Asia - W tak zwanym międzyczasie odwiedziłam tradycyjnie toaletę. Duży plus: czysto, z klasą, pachnąco. Zresztą cały lokal jest wyposażony w nowoczesne w stylu meble, świetnie komponujące się z kolorem i zapachem kawy. Wychodząc poprosiłam o rachunek, który pojawił się na stoliku w małej drewnianej szkatułce z wypisanym wewnątrz tekstem "napiwki mile widziane".
Igor - Zapłaciliśmy, a napiwek miło zostawiliśmy.
Asia - Fresco Cafe to lokal zarówno na poranną kawę, pogaduchy przy ciastku jak i wieczorne sączenie czekolady we dwoje. Polecamy,

Wydatki:
Ice Coffee 12.00zł
Bitter Lemon 6.00zł
Deser lodowy 14.00zł

Ogólna ocena:

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: 4
jedzenie: 5
czas: 4
wystrój: 5
czystość: 5

Kawiarnia Fresco Cafe
Łódź, ul. Piotrkowska 107
tel. 0605 101 604
www.frescocafe.pl


Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony