16 sty 2008

Toscania - włoskie pyszności


Asia – Będąc dziś w centrum, dopadł mnie głód. Na tyle duży, że miałam ochotę na coś większego niż zwykła przekąska.
Igor – Też byłem głodny, więc zaproponowałem na dziś kuchnię włoską, dawno nie jedliśmy dobrej pizzy.
Asia – Wybór padł na Toscanię przy Piotrkowskiej 102 (po sąsiedzku z Łodzią Kaliską).
Igor – No bo i właścicielem jest ten sam Pan :-)
Asia – Na szczęście, koło godziny 17 nie było tam tłumów, więc spokojnie mogliśmy wybrać stolik.
Igor – Tak, obawiałem się że może być z tym ciężko, ale było na tyle mało osób, że swobodnie mogliśmy wybierać pomiędzy wolnymi stolikami, zarówno w strefie dla palących jak i niepalących.
Asia – Zanim jeszcze zdążyliśmy usiąść i zdjąć kurtki, już na naszym stoliku leżało menu.
Igor – Tak, choć uważam to za drobną nadgorliwość kelnerki, kiedy stara się być szybsza przy stoliku od klientów.
Asia – Dość szybko zdecydowaliśmy się na tradycyjną Capriciozę – ser, szynka, pieczarki.
Igor – Kiedy podeszła kelnerka, nie zdążyliśmy jeszcze podjąć decyzji czy pozostaniemy tylko przy samej pizzy. Chcąc uniknąć długiego oczekiwania na danie, złożyliśmy zamówienie na pizzę i poprosiliśmy o jeszcze chwilę czasu na zastanowienie.
Asia – Postanowiliśmy jeszcze domówić pieczywo czosnkowe, plus napoje – dla mnie woda mineralna, a dla Igora Sprite.
Igor – W kilka chwil po tym jak kelnerka usłyszała drugą część naszego zamówienia, pojawiła się ponownie z buteleczką wody mineralnej, pustą szklanką z dwoma plasterkami cytryny. Zaś mój Sprite był już nalany do szklaneczki, w którym pływała cytrynka – szkoda, bo akurat za tym nie przepadam, więc musiałem wyławiać ją dodana do napoju słomką.
Asia – W oczekiwaniu na jedzonko, poszłam do toalety. Jest ona przestronna, czysta i pachnąca.
Igor – Ale tylko jedna - wspólna dla obu płci. Co więcej, to tylko jedno pomieszczenie, do którego prowadzą jedne skrzypiące drzwi, ulokowane nota bene tuż obok baru. Tak więc, nie ma szans pójść tylko umyć ręce, aby nie przeszkadzać innym „użytkownikom” toalety – wchodzisz i zajmujesz całość.
Asia – Na podanie pieczywa czosnkowego nie musieliśmy długo czekać.
Igor – Okazały nim się przekrojone na pół, dwa kawałki pieczywa tostowego - posmarowane masłem z małą ilością czosnku. Całość dość dobrze opieczona.
Asia – Wkrótce, kelnerka zabrała nam talerzyki po pieczywie czosnkowym.
Igor – A ich miejsce zajęły dwa talerze z pizzą.
Asia – Pizza wyglądała apetycznie i na szczęście była pocięta (kto czytał nasz opis wizyty w In Centro, wie że czasem bywa inaczej).
Igor – Super wygląd pizzy i zapach! Dodatkowo dostaliśmy dwie sosjerki z sosami. Tradycyjnie były to sosy czosnkowy i pomidorowy. Ale za to jakie sosy!
Asia – Gęste, kremowe, świeże, nalane do czystych pojemniczków. W smaku czosnkowy nie był zbyt ostry (nie zionęłam czosnkiem nawet po małej ilości), zaś pomidorowy był lekko ostrawy wyraźną nutką oregano.
IgorCiasto pizzy – pyszności! W środku nie przemoknięte (widać, pieczarki były wcześniej podsuszone), rany małe i puszyste. Całość idealnie wypieczona, wszystkie składniki miodzio. A ser – lekko ciągnący się, smaczny i pachnący. No może szynka mogłaby być nieco lepsza gatunkowo, ale to już szczegół.
Asia – Pizzę można było spokojnie jeść ręką – nic z kawałka ciasta nie spływało.
Igor – Zjedliśmy wszystko w oku mgnienia, dzięki czemu mieliśmy potem troszkę czasu na przyjrzenie się pracy w lokalu.
Asia – Jest to jedno z niewielu miejsc, w którym mogę pochwalić muzykę. Spokojną, dostosowaną do czasu i miejsca, będącym fajnym tłem dla rozmowy – na tyle głośna aby stworzyć intymność każdego ze stolików, a na tyle cicha aby nie przeszkadzać.
Igor – Czasu, jak wspomniałem mieliśmy dość dużo, bo poza naszym „szybkim tempem” przez kolejne kilka minut kelnerka w ogóle nie obserwowała sali. Stała tyłem i konwersowała z kimś na zapleczu. A szkoda, bo uciekło jej przez to kilku klientów. O tej porze zaczęło się robić tłoczno i wiele osób musiało wyjść z kwitkiem, bo nie znaleźli wolnych miejsc. A my już mogliśmy iść, gdyby tylko ktoś dał nam rachunek.
Asia – Wystrój lokalu, odpowiada nazwie – na ścianach freski z widokami Toscanii. Zdecydowanie restaurację można polecić, osobom które chcą się dobrze najeść (w sensie ilości i smaku).
Igor – Ceny są adekwatne do tego co się tu serwuje – a to dla nas ważne. Gdybyśmy zjedli to samo, ale za dużo wyższą cenę, bylibyśmy zawiedzeni. A tak jesteśmy z smacznie napełnionymi żołądkami i wspomnieniami w głowie.
Asia – Stosunek ilości i jakości jedzenia do ceny, jest bardzo przyzwoity. Polecamy.
Igor – Na koniec warto wspomnieć o kelnerce. Niestety, swoją pracę traktuje chyba jako karę – ani się nie uśmiecha, z klientami nie rozmawia, a ogranicza się tylko do przenoszenia naszyć (co z resztą robi bardzo sprawnie i szybko).
Asia – Nazwa Toscania

Wydatki:
Pizza Capricioza (duża): 16,50 zł
Pieczywo czosnkowe: 5 zł
Sprite: 3,50 zł
Woda: 2,50 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +2
jedzenie: +5
czas: +4
wystrój: +4
czystość: +5

Ogólna ocena:

Toscania
Łódź, Piotrkowska 102
tel 042-634 01 19


Wyświetl większą mapę

4 sty 2008

Sofa - wygodne trendy


Igor - Słyszeliśmy dużo pochlebnych opinii na temat Sofy. O dobrym klimacie, o smacznym jedzeniu oraz o ciekawych wnętrzach.
Asia - A ponieważ na początku roku nadarzyła się okazja - postanowiliśmy sprawdzić te opinie.
Igor - Sofa znajduje się w budynku, w którym przed wojną był dom modlitewny. Jest to dwukondygnacyjny budynek w końcu bramy przy Piotrkowskiej 107 - z jednoczesnym łatwym dojazdem od Kościuszki.
Asia - Po wejściu można (1) pójść wzdłuż baru i usiąść na parterze, gdzie są stoły i krzesła; lub (2) wejść schodami na piętro - do części "klubowej".
Igor - Wygląd lokalu jest dość modernistyczny. Niskie, o nowoczesnym designie kanapy, stoły na wysokości kolan, co daje się we znaki podczas jedzenia.
Asia - Nasza wina - mogliśmy zjeść na dole, ale góra jest po prostu przyjemniejsza do posiedzenia, bardziej intymna. Wykorzystują to kobiety na ploteczki i zakochani na obściskiwanie się nawygodnych kanapach.
Igor - Bo klientela Sofy jest zróżnicowana: od młodych, po panie w średnim wieku, biznesmenów
Asia - Zaraz po wybraniu sobie kanapy podeszła do nas kelnerka i wymieniła jeszcze palące się świeczki na nowe (podgrzewacze stoją w szklanym niskim naczyniu wypełnionym ziarnami kawy.
Igor - Dostaliśmy też dwa menu: jedno z jedzeniem, drugie z alkoholami i napojami.
Asia - Pobieżna lektura menu pozwala stwierdzić, że potrawy w Sofie są niestandardowe. Nietypowe połączenia składników, ciekawe dodatki - zdecydowanie jest to kuchnia dla odważnych.
Igor - Byłem zdecydowany na zjedzenie mięsa. Moją uwagę przykuł szaszłyk po indonezyjsku, jest to polędwica wieprzowa podawana z cebulą i papryką w pięciu smakach (200 g)
Asia - Ja wybrałam makaron tagliatelle z gorgonzolą z zielonym groszkiem i zrumienionymi orzechami (300 g).
Igor - Kiedy przyszła kelnerka, po przyjęciu zamówienia, spytała się czy do mięsa chcę dodatki: frytki, ryż lub kaszę kuskus. Najbardziej pasujący do dania wydał mi się ryż.
Asia - Podczas oczekiwania wybrałam się na zwiedzanie. Toaleta na pierwszym piętrze jest równie niestandardowa jak cały lokal. Brak w niej drzwi, jest tylko miejsce po nich. W pierwszej części "łazienki" jest duże lustro, dwie umywalki, a drzwi są jedynie do dwóch kabin. Wystrój łazienki jest dostosowany do reszty lokalu, minimalistyczne dekoracje, świece. Interesująco.
Igor - Po powrocie Asi i moim z łazienki, kelnerka przyniosła nam nasze dania. Przede mną został postawiony biały, kwadratowy talerz. Pierwsze co przykuło moja uwagę, poza szaszłykiem, to mały kopczyk ryżu (uformowany chyba filiżanką). Pozostałą część talerza przykrywały ogromne ilości nasion słonecznika.
Asia - Mój makaron był dla odmiany podany na prostokątnym, czarnym talerzu, ale również suto przyozdobiony słonecznikiem. Danie było ciekawe w smaku - makaron smaczny, ser roztopiony, a orzechy przyjemnie miękkie. Jednak 300 gram to za dużo jak na mój żołądek.
Igor - Tego wieczoru zaś moje potrzeby jedzeniowe były większe niż to co dostałem. Szaszłyk jak szaszłyk, kilka soczystych kawałków polędwicy, dobrze przysmażonych, poprzekładanych kilkoma plastrami cebuli i papryki. Dwa patyczki szaszłyka i odrobina ryżu - mimo że smaczne - nie dały mi uczucia sytości. Dojadłem nasionami słonecznika, ale to nie było to.
Asia - Kelnerki zazwyczaj rezydują na dole, ale co chwila nasza pojawiała się na piętrze i zerkała czy nie jest potrzebna.
Igor - Kiedy skończyliśmy, grzecznie spytała czy coś jeszcze podać i zabrała puste talerze. Mogliśmy wtedy rozprostować plecy i wygodnie zasiąść na kanapie.
Asia - Klima w lokalu działa dość dobrze, bo papierosy palone przez osoby obok nie dawały się nam bardzo we znaki - ale w zimowe wieczory klimatyzacja wspomagana jest zimnymi powiewami powietrza od nieszczelnych okien...
Igor - ... a siedzenie w kurtkach nie jest zbyt wygodne. Po 10 minutach oczekiwania na kelnerkę, postanowiliśmy zejść na dół i tam zapłacić.
Asia - Sofa to lokal z dobrą obsługą i smacznym jedzeniem, ale ewidentnie nie do stołowania się codziennie.
Igor - Fajne miejsce na spędzenie miło czasu, na spotkanie ciekawych ludzi w dość nienarzucającej się atmosferze.

Wydatki:
Szaszłyk po indonezyjsku: 19,00
Dodatkowy ryż: 4,00
Makaron tagliatelle z gorgonzolą: 18,00

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +4
jedzenie: +4
czas: +5
wystrój: +1
czystość: +5

Ogólna ocena:

Sofa
Łódź ul. Piotrkowska 107 / al. Kosciuszki 42
tel 042-633 10 44

30 gru 2007

Istambul - turecki Krokodyl


Asia - Jako że Sylwestra nie dane nam było spędzić w Turcji, postanowiliśmy udać się w przeddzień ostatniego dnia roku do nowej restauracji tureckiej w Łodzi.
Igor - O tym lokalu słyszałem dotychczas same dobre opinie. A to że baraninę podają, a to że kebab podają na wynos w cieście durum, a nie tylko zwykłych bułkach, a to że kucharzami są Turcy.
Asia - Dla niewtajemniczonych, Restauracja Istambul zajmuje miejsce dawnego Krokodyla – dość ekskluzywnego lokalu, który zniknął z łódzkiej mapy gastronomicznej pod koniec lata 2007.
Igor - Od samego wejścia, Istambul faktycznie wygląda jak prawdziwa turecka knajpka z kebabem. Są lady z powystawianymi mięsami, duży kaflowy piec na pizzę (turecką), na ścianie widoczek meczetu, a wszędzie krzątają się tureccy kucharze.
Asia - Po wejściu do Istambulu znaleźliśmy się w części barowej. Były tu trzy stoliki, przy każdym po cztery krzesełka, na stołach zaś plastikowe ceratki i po dwa sosy w litrowych dzbankach.
Igor - Zanim zdołaliśmy podjąć decyzję gdzie chcemy usiąść, od razu podbiegła do nas kelnerka i zapytała: „Państwo coś na szybko, czy podać menu?”. Jako, że nie planowaliśmy brać kebabu na wynos, poprosiliśmy menu.
Asia - Kelnerka przyniosła nam z sąsiedniej sali menu – długie, wąskie, zalaminowane, ot takie „barowe”.
Igor - Ledwo usiedliśmy, od razu poczuliśmy żar bijący od pobliskiego pieca. Postanowiliśmy więc przenieść się do drugiej sali, gdzie jak zapewniła kelnerka będzie chłodniej.
Asia - Ta sala przypomina restaurację – na stołach położone są obrusy, materiałowe serwety, naszykowane są sztućce.
Igor - To duży kontrast do barowego „przedsionka” jaki widać od wejścia. Od razu poczuliśmy się przytulnie i rozpoczęliśmy czytanie karty dań.
Asia - Wybór nie jest niestety imponujący, możemy znaleźć dania z wieprzowiny, wołowiny, kurczaka i baraniny. Są też tureckie desery i pizze. Można napić się tureckiej herbaty, choć turecka jest tylko filiżaneczka, a herbata zwykła – czarna.
Igor - Ponieważ chcieliśmy spróbować za jednym razem jak największą ilość rodzajów mięs, zdecydowaliśmy się na "Mix Grill" - kompilację czterech mięs.
Asia - Jako że do dania nie są dołączone dodatki zamówiliśmy jeszcze: ja turecką kaszę (kuskus), a Igor frytki.
Igor - Na dole menu napisane jest za to, że wszystkich dań podawany jest "zestaw specjalnych sosów"... jakich nie wiemy, nie podano ich nam.
Asia - Korzystając z przerwy po złożeniu zamówienia obejrzeliśmy sobie lokal. Ja oczywiście zawitałam do toalety - znajdującej się pomiędzy obiema salami. Toaleta jest mała. Po jednej kabinie dla każdej z płci i wspólna malutka umywalka. Niestety brudna podłoga, brak papieru i brudna umywalka nie świadczą zachęcały do dłuższego - niż to konieczne - pobytu.
Igor - A to w sumie dziwne, bo na całą restaurację było dwoje kelnerów. Na te kilkanaście stołów w naszej sali zajęty był tylko jeden. Więc kiedy nasza kelnerka obsługiwała kogoś w pierwszej sali, w nas "pilnował" jej zmiennik. Nic by nie szkodziło, jakby kiedyś wszedł do toalety aby i tam "popilnować".
Asia - Po jakichś 20 minutach od zamówienia kelnerka przyniosła duży talerz (wielkości takiego od pizzy) i dwa talerze dla nas. Zapytała czy coś jeszcze sobie życzymy. Nieśmiało przypomnieliśmy o kuskusie i frytkach, okazało się jednak, że te leżą na głównym talerzu - ukryte pod mięsem.
Igor - Mięso wyglądało bardzo apetycznie, z małymi problemami udało nam się rozpoznać ich rodzaje po konsystencji. No niestety, wszystkie smakowały niemal identycznie! Kurczaka wyróżniały jeszcze kostki, które były w każdym kawałku mięsa.
Asia - Mięso tylko wyglądało apetycznie. Fakt - było miękkie, ale jak na turecką kuchnię całkowicie bezbarwne. W przeciwieństwie do mojego kuskusu, który wpalał mi podniebienie przy każdym kęsie. Zupełną porażką był natomiast wspomniany kurczak - miał tak miękką, gumowatą skórkę... fuj.
Igor - Frytki zaś były... ani świeże, ani na świeżym oleju, ani chrupiące, ani tym bardziej smaczne. Ot maczane w oleju, przypalone, ziemniaczane kikuty.
Asia - Mnie jeszcze w całym daniu brakowało warzyw, ale sama jestem sobie winna - nie doczytałam w menu, że akurat to danie podawane jest bez bukietu surówek.
Igor - Smakując sobie jedzenie, nasze uszy wychwyciły jeszcze jedno. No muzyka w tym lokalu jest jakaś dziwna. Nie pasująca ani do części barowej, ani restauracyjnej. Powiem nawet, że w pubie byłoby mi ciężko przy tym spokojnie usiedzieć. Właściciele Istambulu serwują swoim gościom dicho.
Asia - Gdyby to jeszcze było tureckie disco... Niestety, nasze uszy narażone były na "umc umc".
Igor - Wychodząc z knajpy miałem mały mętlik w głowie: wszedłem do baru, siedziałem w restauracji, zjadłem jak w "fastfoodzie", muzyki nasłuchałem się jak w dyskotece, zapłaciłem jak w renomowanej knajpie. Swoją drogą dziwi mnie ta kakofonia stylów. Jakoś sobie nie wyobrażam spotkania biznesowego lub osób w dojrzałym wieku, bo chyba do takich klientów celowała restauracja Istambul (dawniej Krokodyl), płacących słone ceny za jedzenie w towarzystwie muzyki dyskotekowej.
Asia - Ceny w Istambule nie należą do najniższych. Dania mięsne są po 27 zł plus 4 zł za frytki/ryż/kuskus. Pół litr piwa beczkowego za 8 zł, filiżaneczka tureckiej herbatki (na 4 łyki) za 3 zł, a kawa... no kawy to się jeszcze nie napijemy, bo "ekspresu nam jeszcze nie przywieźli" (cytat z kelnerki na moje pytanie o kawę).
Igor - Kiedy dostaliśmy rachunek - podany na stolik wydrukowany paragon z kasy, stwierdziłem, że albo kelnerka dała nam prezent (nie naliczona herbata), albo już o niej zapomniała. Podobnie z kaszą kuskus, której także nie mamy na rachunku.
Asia - Herbatka to może darmowa przystawka? Kuskusu i frytek było zaś tak mało, że mam wrażenie iż kelnerka podała nam pół porcji jednego i pół drugiego - stąd jedna pozycja na rachunku. Nadal jednak zastanawia mnie co się stało z sosami "dodawanymi do każdego dania". Zrobię jeszcze jedno podejście, aby spróbować kebabu durum.
Igor - Tak, ten jest godny polecenia, bo sam nie raz go już próbowałem podczas wieczornych wizyt na Pietrynie. Tak czy inaczej, właściciele Istambulu chyba tylko chcieli otworzyć restauracyjkę w Łodzi, jako hobby lub sam nie wiem co. Właściwą działalność ich spółka prowadzi w Nadarzynie, gdzie handlują ciuchami.

Wydatki:
Mix Grill 50,00 zł
Frytki 4 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +3
jedzenie: +2
czas: +4
wystrój: +4
czystość: +4

Ogólna ocena:

Istambul
Łódź ul. Piotrkowska 88
tel: 042-632 00 96

PokazuJemy czytelników strony